– I to jest największy paradoks! Gdyby tylko wiedziała. Bo to ty sprawiłaś jej największy ból.
Zraniłaś ją, wyciągając na światło dzienne coś, czego nawet nie podejrzewała. Bądź przeklęta za swoje wścibstwo!
– Carlo, przykro mi, naprawdę. Gdybyś tylko…
– Nie proś, abym ci wybaczył. To niemożliwe – odparł beznamiętnie. – Nigdy nie wybaczam tym, którzy skrzywdzili moje dziecko.
Przetarła dłonią oczy.
– Rozumiem, co czujesz. Uwierz mi jednak, zrobiłabym wszystko, by to naprawić.
Spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
– Mówisz serio?
– Oczywiście. Czegokolwiek by potrzebowała.
Dam jej to, jeśli tylko będzie to leżało w mojej mocy.
– Wiesz przecież, czego jej trzeba – stwierdził, nadal nie spuszczając z niej wzroku. – Sama to powiedziałaś.
Louisa potrzebuje matki.
– Ale…
– A ty jesteś matką, którą sobie wybrała. To bardzo proste. Im szybciej się pobierzemy, tym lepiej.
– Pobierzemy się? Zwariowałeś zupełnie?
– Bynajmniej. Robię po prostu to, co według mnie jest konieczne dla zapewnienia szczęścia mojej córce.
– Ale ty mnie nienawidzisz – zauważyła sucho.
Uśmiechnął się.
– Cóż, zdaje się, że podzielasz to uczucie. Oboje o tym wiemy. Ale muszę cię tu zatrzymać, ponieważ jesteś niebezpieczna. Znasz moją tajemnicę, więc chcę mieć na ciebie oko. Louisa cię kocha. Bóg jeden wie, dlaczego, ale tak jest. Straciła już prawdziwą matkę I zamierzam uczynić wszystko, by nie utraciła tej, którą pragnie za matkę uważać. W ten sposób mogę zyskać pewność, że zachowasz milczenie. Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, uciszę cię, choćby siłą.
– Nie strasz mnie – warknęła Serena.
– Groźby to jedyny język, jaki rozumie twoja rodzina. Już się o tym przekonałem. Byłem miły dla Dawn, a ona odpłaciła mi nienawiścią. Teraz czas czułych słówek minął. Nie proszę cię, rozkazuję ci – pobierzmy się.
– Chyba oszalałeś.
– Tak – zgodził się bez wahania. – Jestem szalony.
Tak jak ty.
Zanim zorientowała się, o co mu chodzi, pochwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować. Jego wargi były twarde i gorące, a obejmujące ją ręce przypominały stalowe sztaby. Nie miał dla niej nawet odrobiny czułości i jej dusza zbuntowała się natychmiast.
– Czy w ten sposób chcesz mnie przekonać? – krzyknęła.
– Nie przekonuję cię – wyszeptał. – Decyzja została już podjęta. Nie wiesz jeszcze, jaki potrafię być uparty i nie zmuszaj mnie, bym ci to udowodnił. Uwierz mi na słowo. Zostaniesz moją żoną – w łagodnym świetle jego oczy lśniły dziwnym blaskiem. – To nie musi być złe małżeństwo, Sereno. W końcu coś nas jednak łączy, prawda?
Znów pochylił głowę i począł zadawać jej słodkie tortury. Jęknęła, oszołomiona. Nadal była wściekła, lecz żadna furia nie potrafiła zagłuszyć przyjemności, jaką sprawiały jej delikatne pieszczoty jego języka.
– Prawda? – nalegał schrypniętym głosem.
– Tak… tak… – szepnęła w zachwycie.
Jej umysł krzyczał, że popełnia szaleństwo. A jednak porwała ją fala pożądania, zagłuszająca rozsądek. Logika podpowiadała, że przyjęcie jego propozycji byłoby szaleństwem, lecz logika nie liczyła się wcale w wirze ogarniających ją uczuć. Kiedy dźwignął ją w ramionach i zaniósł na łóżko, instynktownie objęła jego szyję, a gdy położył się obok, była już gotowa. Zaledwie kilka godzin temu już raz leżeli obok siebie, lecz Carlo był tak rozpalony i gwałtowny, jakby minęły od tej chwili miesiące. Odpłaciła mu ogniem za ogień, a kiedy nadszedł szczyt, przez moment uwierzyła, że to wystarczy, by mogli szczęśliwie spędzić razem wiele lat.
Kiedy jednak cudowna chwila minęła, Carlo wstał i wyszedł, a Serena zrozumiała, że to, co ich łączy, nie może dać jej szczęścia. Dziś odkryła nowe oblicze Carla, lecz ukazał je nie jej, a małej dziewczynce, którą kochał. Tylko Louisie okazywał całą czułość i opiekuńczość, do jakiej był zdolny. Leżąc samotnie w ciemności Serena wiedziała, że musi zdobyć serce ukochanego mężczyzny. I że nie spocznie, póki nie zrealizuje tego zamiaru.
Rozdział 10
Ślub miał się odbyć za miesiąc, bez rozgłosu, o ile, oczywiście, było to możliwe. Najbardziej cieszyła się z tego Louisa. Zawsze pragnęła, żeby Serena została z nią już na zawsze. Kiedy zaś Serena obiecała jej, że będzie druhną na jej ślubie, dziewczynka wydała z siebie tak przeszywający okrzyk, że Carlo zasłonił uszy. Lecz jego oczy śmiały się.
– Dziękuję ci – powiedział później do Sereny. Jeśli mieli jakiś wspólny cel, to było nim szczęście Louisy.
Niełatwo przyszło jej wybrać suknię ślubną. Pamiętała swą poprzednią kreację i minę Carla, kiedy ją w niej ujrzał. Nie miała pojęcia, co by mu odpowiadało, a nie miała odwagi, by go o to zapytać.
Pewnego dnia wróciła do domu, po kolejnej nieudanej wyprawie do sklepów i kiedy weszła do ogrodu, usłyszała głos, który wzbudził w niej nagły lęk. Był to zmysłowy głos pięknej kobiety, którą kiedyś widziała w towarzystwie Carla. Nie zaprosił chyba jej na ich ślub? Gdy podeszła bliżej, natychmiast ją poznała. Kobieta siedziała na tarasie. Miała szczupłą figurę nastolatki i twarz, która wyglądała niemal młodzieńczo. Lecz niezależnie od wieku, była oszałamiająco piękna.
Chłopiec, który tak bardzo przypominał Carla, był tu również. Kobieta położyła dłoń na jego ramieniu. Oboje śmiali się radośnie, a Carlo uśmiechał się do nich. Cała trójka stanowiła idealny obraz szczęśliwej rodziny.
I wtedy Carlo podniósł wzrok.
– Sereno, chodź tu i poznaj moją matkę – powiedział.
Serena rozejrzała się wokół w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby być jego matką, nikogo jednak nie dostrzegła. Na widok jej zaskoczonej miny kobieta wybuchnęła srebrzystym śmiechem i podeszła do niej, wyciągając rękę.
– Och, cara, kocham cię za to, że się nie domyśliłaś.
– Pani? Pani jest matką Carla? – spytała ze zdumieniem Serena.
– Tak i przekonałam się właśnie, że wszystkie te diety, ćwiczenia, skandaliczne rachunki od chirurga, który zajmuje się moją twarzą, opłaciły się – dzięki tobie. Carlo, uwielbiam twoją nową żonę – ucałowała serdecznie Serenę. – Nazywam się Gita, a to mój syn, Tomaso – popchnęła chłopca naprzód.
Serena starała się pozbierać rozbiegane myśli.
– Nie mówiłeś mi, że masz brata – zwróciła się do Carla.
– Przyrodniego brata – poprawił z uśmiechem.
– Tomaso jest synem Gity z drugiego małżeństwa.
Wkrótce dołączyła do nich Louisa. Zachowywała się bardzo swobodnie, a Tomasa nazywała żartobliwie „wujkiem". Kolacja upłynęła w radosnym nastroju. Gita zeszła do jadalni we wspaniałej sukni, która sprawiła, że Serena poczuła się jak uboga prowincjuszka.
Kiedy kolacja dobiegła końca i dzieci udały się już do łóżek, Gita oznajmiła, że musi pójść i porozmawiać z Valeria.
– Obiecała dać mi pewien przepis – wyjaśniła – a poza tym musicie być sami, kiedy Carlo opowie ci o wspaniałym ślubnym prezencie, jaki dla ciebie przygotował.
Carlo odchrząknął lekko i Serenie wydało się, że jest zakłopotany.
– Moja matka to niepoprawna romantyczka – stwierdził. – Wszędzie chciałaby widzieć blask księżyca i róże.
– Wnoszę z tego, że twój prezent nie jest wcale romantyczny – odparła Serena. W głębi serca poczuła rozczarowanie i ból, ale zdążyła już do tego przywyknąć.
– Powiedzmy, że to przede wszystkim doskonałe posunięcie reklamowe. Postanowiłem nazwać nowy model sportowy twoim imieniem: Serena. Prasa zachwyciła się tym pomysłem.