Choć wiedziała, że nie ma to najmniejszego znaczenia, poczuła jednak odrobinę nadziei. To byłby naprawdę wspaniały prezent ślubny.
– Zawiadomiłeś już prasę?
– Nie, ale był jakiś przeciek. Moi ludzie na torze wiedzą, że zaręczyliśmy się w kilka godzin po wspólnej jeździe próbnej. Podobno miałem poprosić cię o rękę w momencie, gdy jechaliśmy z prędkością trzystu kilometrów na godzinę.
Zignorowała chłód w jego głosie i odparła z udanym rozbawieniem:
– Jak według nich miałbyś to zrobić i jednocześnie prowadzić samochód?
– To nieprawdopodobne, zgoda. Wiedziałem, że docenisz ten żart – uśmiechnął się i uniósł kieliszek, wznosząc toast.
Ciągle to samo. Carlo był teraz zawsze uprzejmy, czarujący, ale oddzielał go od niej niewidoczny mur, którego Serena nie umiała pokonać. Zmieniając temat, stwierdziła:
– Twoja matka jest cudowna.
– Niewiarygodna, prawda? – zgodził się natychmiast.
– Nic o niej nie wspominałeś.
Wzruszył ramionami.
– Rzadko się widujemy. Rzuciła mojego ojca dwadzieścia lat temu. Teraz jest żoną przemysłowca z Mediolanu.
– Ile miałeś lat, kiedy odeszła?
– Dwanaście, jeśli cię to interesuje.
– Oczywiście, że tak – odrzekła, nie bacząc na dziwny ton jego głosu. – To musiało być dla ciebie straszne. W końcu porzuciła cię matka.
– Nie porzuciła mnie – wyjaśnił szybko. – Doskonale rozumiałem, czemu to zrobiła.
– W wieku dwunastu lat?
Uśmiechnął się gorzko.
– W domu mojego ojca dojrzewało się bardzo szybko. A teraz, jak widzisz, nasze stosunki są wręcz wzorowe. Wszystko zostało wybaczone i zapomniane.
– To nieprawda – powiedziała natychmiast Serena.
– Co masz na myśli?
– Tak naprawdę nigdy jej nie wybaczyłeś. Próbujesz jedynie w to uwierzyć. Przecież ukrywasz jej zdjęcie. Znalazłam je kiedyś przypadkiem w twoim gabinecie. Czemu go nie postawisz na biurku?
– Musiałem o nim zapomnieć – w jego głosie wyczuwało się napięcie – czy to ważne?
– Przypuszczam, że nie – ustąpiła. – Po prostu chciałam ci powiedzieć, jak bardzo ją polubiłam.
Chyba poproszę, żeby pomogła mi wybrać suknię ślubną. Ciągle szukam odpowiedniej kreacji i nie mogę się na nic zdecydować.
– Pamiętasz tamtą suknię ślubną? – zapytał nagle.
– Tak – zarumieniła się lekko. – Okropnie ci się w niej nie podobałam.
– Nie. Suknia mi się nie podobała. Nie pasowała do ciebie, była zbyt elegancka. Widziałem cię jako nimfę, która wyszła prosto z lasu, z kwiatami we włosach.
Urwał i wydało się, że przebudził się z dziwnego snu.
– Na pewno wybierzesz coś wspaniałego – oznajmił uprzejmie. – Chodź, poszukajmy matki.
Przez resztę wieczoru Gita zajęła się oczarowywaniem swej przyszłej synowej. Nalegała, aby Serena zwracała się do niej po imieniu, podobnie jak Carlo.
– Mama brzmi tak dostojnie – dodała z uśmiechem.
Nawet Louisa nazywała ją Gitą.
Pod koniec wieczoru były już na tyle sobie bliskie, że Serena poprosiła ją o pomoc w wyborze sukni. Były same w sypialni Gity i Serena opisała, jak chciałby ją widzieć Carlo, nie wspominając jednak o wyrazie jego twarzy, gdy to mówił.
Gita skinęła głową.
– Ta szorstkość mojego syna jest tylko pozorna.
Pod nią kryje się naprawdę romantyczna dusza – oznajmiła z satysfakcją. – Wiem, dokąd cię zabrać.
Znam sklep, gdzie można kupić niezwykle skromną suknię za potwornie wysoką cenę. – Nagle, wyraźnie przypomniawszy sobie, że Serena pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny, dodała: – To będzie prezent ode mnie.
– Dziękuję, ale stać mnie na to – odparła z uśmiechem Serena. – Właśnie sprzedałam dom w Anglii, niegdyś należący do moich dziadków.
W rzeczywistości odwlekała sprzedaż do ostatniej chwili. Agent zadzwonił jednak dwa tygodnie temu, mówiąc, że nabywca się niecierpliwi. Wtedy zdecydowała się na sprzedaż domu, nie chciała bowiem finansowo uzależnić się od Carla.
Następnego dnia Gita zabrała ją na Via Condotti, najelegantszą i najdroższą ulicę w całym Rzymie. Wydała kilka szybkich poleceń po włosku i na ladzie pojawił się stos sukien. Dwie pierwsze nie były dokładnie takie, o jakie jej chodziło, ale trzecia od razu zachwyciła Serenę. Była pozornie prosta i uszyta z kremowego jedwabiu ozdobionego delikatnymi haftowanymi listkami. Kiedy ją przymierzyła, zrozumiała, że znalazła to, czego szukała – suknia była przeciwieństwem bogatej kreacji sprzed pięciu lat. Była idealna, tak jak idealne powinno być jej małżeństwo, bowiem wychodziła za właściwego mężczyznę, człowieka, którego kochała ponad wszystko. Kiedyś może ośmieli się powiedzieć mu o tym.
Na dwa dni przed ślubem odbył się pokaz prasowy „Sereny" Valettich i podczas tego pokazu, w świetle setek fleszy, Carlo Valetti z dumą wręczył swej narzeczonej ślubny prezent – kluczyki do pierwszego wozu z tej serii. Był to znakomity chwyt reklamowy.
Ślub odbył się w znacznie mniejszym gronie, w niewielkiej kaplicy nie opodal willi Valettich. Serena powoli szła w stronę ołtarza w swej wspaniałej, powiewnej sukni. W jej długie, rozpuszczone włosy wpleciono kwiaty, w dłoni trzymała jeden kwiat, jak chciał Carlo. Louisa, nareszcie w roli druhny, skupiła się całkowicie na dotrzymywaniu jej kroku.
Serena jednak nie zwracała uwagi na nikogo prócz Carla. Nie spuszczała oczu z jego twarzy i choć jej wyraz nie zmienił się, oblicze Carla lekko złagodniało. Instynkt podpowiedział jej, że Carlo jest zadowolony z przebiegu ceremonii. Wyciągnęła ku niemu dłoń i po pół godzinie była już jego żoną.
Potem odbyło się przyjęcie, na którym większość gości stanowili ludzie związani z rajdami samochodowymi. Państwo młodzi odlecieli wkrótce do Paryża, skąd już po trzech dniach mieli udać się do Prowansji, aby zdążyć na Grand Prix Francji.
– Czy nie czujesz się zmęczona? – spytał Carlo nocą, nalewając jej szampana w pokoju hotelowym.
– Ani trochę. Uważam, że wspaniale wszystko zorganizowałeś – odparła z uśmiechem.
– A jednak nie jesteś zadowolona. Nie mogę cię zresztą za to winić. Poczekaj jednak, aż zobaczysz mój prezent.
– Przecież już go dostałam.
– Nie, to była jedynie pokazówka dla prasy.
– To znaczy, że nie mogę zatrzymać samochodu? – spytała z prawdziwym rozczarowaniem, bowiem zdążyła już pokochać swój piękny pojazd.
Carlo uśmiechnął się szeroko.
– Nie, samochód należy do ciebie. Masz na to dokumenty. A oto inne dokumenty, które chciałbym ci dać – podał jej dużą kopertę. Zdumiona Serena zajrzała do środka i wyciągnęła kilka papierów. Nagle jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
Trzymała w ręku akt własności swego starego domu.
– To byłeś ty – westchnęła. – Agent powiedział mi, że zakupu dokonała jakaś firma.
– Chciałem cię zaskoczyć. Powiedziałem już, że nie chcę, byś go sprzedała. Zatrzymamy go i zabierzemy tam kiedyś Louisę. Sereno – dodał wolno. – Dziś w nocy pamiętajmy tylko to, co było dobre.
– A… jutro? – nie mogła powstrzymać pytania.
Uśmiechnął się lekko.
– Kto wie. Jutro może znów będziemy nieprzyjaciółmi. Ale dziś – wstrząsnął nim dreszcz – dziś niechaj będzie jedynie to! – jego wargi dotknęły twarzy Sereny i nagle wszelkie obawy prysły pod wpływem tej pieszczoty. Carlo trzymał ją w swych ramionach po raz pierwszy od dnia, gdy zdecydowali się pobrać i jej ciało pragnęło go równie gorąco jak serce.
Zwiewna koszula nocna upadła na podłogę. To samo stało się z piżamą Carla. Oboje zrozumieli, że muszą natychmiast być razem, w tej właśnie sekundzie. Nie wiadomo, kto zrobił pierwszy ruch w stronę łóżka, nagle jednak znaleźli się tam, spleceni w uścisku, wymieniając gorące pocałunki i pieszczoty do chwili, gdy znów stali się jednym ciałem. Serena poczuła desperacką ulgę, gdy się z nią połączył. Przynajmniej to jej pozostało! Miała po co żyć do czasu, gdy odnajdzie drogę, prowadzącą do jego serca. Nie potrafił się jej oprzeć i wiedział o tym. Może nawet budziło to jego niechęć. Lecz póki tak było, miała jeszcze jakąś szansę.