Gdy znalazł się wewnątrz niej, poczuł się, jakby oboje wrócili do z dawna wytęsknionego domu. Teraz mógł uwierzyć, że nie liczy się nic innego poza ich miłością. Razem przeżywali coś wspanialszego niż rozkosz fizyczna – wznosili się ku niebu na podobieństwo bogów.
Lecz bogowie zsyłają swe łaski jedynie po to, by zaraz je odebrać i moment ten niebawem nadszedł. Gdyby istniało między nimi zaufanie, a nie tylko żądza, mógłby złożyć głowę na piersi Sereny i usnąć, słuchając bicia jej serca. Lecz nie mógł tego uczynić, jeszcze nie teraz. Uśmiechnął się i pocałował Serenę, świadom tego, że wyczuła jego rezerwę i że sprawił jej ból.
Z ulgą przyjął to, że nie próbowała go powstrzymać, gdy wstał z łóżka i usiadł obok okna. Trwał tam bardzo długo, póki nie upewnił się, że Serena śpi. Wtedy cicho wrócił do łóżka i długo leżał, wpatrzony w ciemność. Raz tylko wsparł się na łokciu i spojrzał w twarz śpiącej Sereny. Nie miał zamiaru jej całować, a przecież uczynił to i zdumiał się, czując na jej policzku wilgotną smugę.
Sezon wyścigowy trwał dalej, zawody odbywały się co dwa tygodnie w różnych krajach: Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Francji, Anglii, Niemczech. Do Grand Prix Węgier Primo prowadził w klasyfikacji mistrzostw świata, jednak podczas tego wyścigu rozbił się na piątym okrążeniu, całkowicie niszcząc swój samochód. Nie odniósł żadnych obrażeń, lecz stracił prowadzenie. Samochody Valettich zajęły dwa pierwsze miejsca.
– A w przyszłym miesiącu jedziemy do Monzy – zawołała radośnie Louisa.
– W przyszłym miesiącu będziesz już w szkole – oznajmił Carlo, próbując okazać stanowczość.
– Och, tato…
– Czemu od razu nie ustąpisz? – spytała rozbawiona Serena.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Rzeczywiście, przecież i tak mnie pokona.
Kiedy Carlo, Louisa i Serena przybyli do Monzy, zespół Valettich już tam był. Giulio, główny mechanik, czekał na nich w boksie. Witając się oznajmił zatroskanym głosem:
– Mamy poważny problem. Bernardo chyba złapał jakiegoś wirusa. Właśnie bada go lekarz.
– Cholera! – jęknął Carlo. – Pójdę, sprawdzę, co się dzieje.
W czasie jego nieobecności Serena obejrzała dokładnie imponujące pojazdy o aerodynamicznych kształtach, potężnych silnikach zamontowanych tuż za plecami kierowców i ogromnych kołach na długich osiach. Wreszcie Carlo wrócił, kręcąc głową ze smutkiem.
– Bernardo ma grypę. To nic poważnego, ale doktor twierdzi, że nie będzie mógł startować w wyścigu.
– Ale przecież mamy jeszcze Ferranda.
– Tak, ale to nasz drugi kierowca – w każdym znaczeniu tego słowa. Utrata Bernarda to prawdziwy cios. Dlaczego musiało się to zdarzyć akurat tutaj?
Zagłębił się w rozmowę z Giuliem, więc Serena postanowiła zwiedzić miasto, pozostawiając Louisę z ojcem. Spędziła urocze popołudnie, a kiedy wróciła do hotelu, zastała tam Gitę i Tomasa.
– Czy już zanudziłaś się na śmierć? – spytała współczująco Gita, kiedy znalazły się w jej pokoju.
Matka Carla wyciągnęła się na łóżku, z maseczką z plasterków ogórka na twarzy. Dwugodzinna jazda klimatyzowaną limuzyną źle wpłynęła na jej wygląd.
– Niezupełnie. Samochody mnie fascynują. Ale choć mój włoski jest coraz lepszy, nadal nic nie rozumiem, jeśli rozmowa dotyczy szczegółów technicznych – przyznała Serena. – Zostawiłam ich, bo miałam wrażenie, że jestem piątym kołem u wozu.
– Emilio nigdy nie pozwalał mi odejść ani na krok – zwierzyła się Gita. – Twierdził, że żona szefa musi zawsze stać u jego boku. Mój Boże, jak bardzo znienawidziłam wyścigi. Przyjechałam do Monzy wyłącznie ze względu na Carla.
– Musisz być znakomicie zorientowana w tym sporcie – zaryzykowała Serena.
– Znacznie lepiej niż bym chciała – przyznała żałośnie Gita. – Wiem, że Carlowi tak naprawdę zależy na nagrodzie przyznawanej konstruktorom. Otrzymuje sieją za najlepszy samochód. Wiem, ze nie wygramy mistrzostw. Jeśli nie zdarzy się żaden wypadek, wygra neapolitańczyk. Ale powinniśmy zdobyć nagrodę dla konstruktorów.
– Co miał na myśli Carlo mówiąc: „akurat tutaj"?
– To Grand Prix Włoch. Dla Valettich to najważniejszy wyścig. Powinniśmy tu wygrać. Jeśli nie, tifosi mogą się zbuntować.
– Oto słowo, którego jeszcze nie poznałam. Kim są tifosi!
– Dosłownie oznacza to wielbicieli, ale w rzeczywistości to rozjuszony tłum fanatyków. Po wyścigu tifosi wpadają na tor i chwytają wszystko, co im wpadnie w ręce – na pamiątkę. Pewnego razu niemal rozebrali na części samochód zwycięzcy. Ściągnęli mu nawet jego kask, niemal razem z głową. Tak dzieje się, kiedy są zadowoleni. Ale jeśli Valetti przegra… ajajaj! Wtedy musimy szybko poszukać sobie schronienia, zanim nas dopadną.
Następnego ranka tor roił się od ludzi. W boksie mechanicy sprawdzali samochód i testowali nadajnik zamontowany w kasku kierowcy. Ferrando, miły, lecz niezbyt bystry młody człowiek, wydawał się zdenerwowany ciążącą na nim odpowiedzialnością.
Ku zdumieniu Sereny ogromne opony były owinięte materiałem.
– To koce elektryczne – wyjaśnił Giulio. – Rozgrzewają opony tak, że na torze samochód będzie mógł od razu rozwinąć najwyższą prędkość.
– Nie spodziewałam się, że na trybunach będzie dziś pełno ludzi – zauważyła Serena.
– To koneserzy. Wyścig odbywa się wprawdzie dopiero jutro, ale oni wiedzą, że jego wynik może być znany już dziś. Kierowca, który uzyska dziś najlepszy czas, startuje jutro z uprzywilejowanej pozycji, co oznacza, że będzie startował pierwszy. Właśnie dlatego mamy dziś specjalne opony. Są bardzo miękkie, doskonale trzymają się podłoża i pozwalają na uzyskanie odpowiedniej prędkości. Niestety szybko się zużywają, więc nie możemy korzystać z nich podczas wyścigu, w czasie eliminacji jednak są niezastąpione.
Pierwszy kierowca wyruszył już na trasę, pozdrawiany okrzykami tifosich. Był to jeden z mało liczących się kierowców i pokonał pięcioipółkilometrowe okrążenie w czasie jednej minuty i dwudziestu dziewięciu sekund, co wywołało pogardliwe gwizdy w boksie Valettich.
Wreszcie nadeszła kolej Ferranda. Blady ze strachu, wśliznął się do samochodu. Mechanicy zabrali koce elektryczne i bolid ruszył na start. Po pokonaniu przez pojazd połowy trasy Carlo skrzywił się lekko.
– Minuta dwadzieścia siedem – powiedział. – Viareggi go pobije.
Ferrando powrócił do boksu niezadowolony z siebie.
– To nieważne – uspokajał go Carlo. – Masz jeszcze jedną próbę – w tym czasie mechanicy zmieniali już koła w samochodzie, otulając kocami nowe opony.
Primo ukończył okrążenie w minutę dwadzieścia trzy sekundy, po czym oznajmił, że nie zamierza podejmować drugiej próby.
– Nie ma się co dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie ustanowił nowy rekord toru – zauważył gorzko Ferrando.
– Nie ma sensu rozpaczać – upomniał go Carlo.
– Nie przejmuj się.
Ale Serena dostrzegła na twarzy kierowcy ogromne napięcie. Przeczuwała, że chłopak może mieć wypadek i stało się to niemal zaraz po starcie. Wchodząc w ostry zakręt Ferrando stracił kontrolę nad pojazdem, który uderzył w krawężnik i wyleciał w górę, przy wtórze rozpaczliwego wycia kibiców.