Выбрать главу

– Ferrando! Ferrando! – krzyknął Carlo do mikrofonu.

Ku ogromnej uldze wszystkich zebranych Ferrando odpowiedział natychmiast solidną wiązanką włoskich przekleństw. Carlo wyskoczył z boksu i pobiegł na miejsce wypadku. Na monitorze telewizyjnym Serena ujrzała młodego kierowcę gramolącego się z rozbitej kabiny i rozcierającego ramię.

Carlo wrócił w pół godziny później.

– Ma złamany obojczyk – oznajmił. – Karetka zabiera go do szpitala. Proponował, że jutro pojedzie, ale nie mogłem na to pozwolić.

Serena ze współczuciem położyła mu dłoń na ramieniu.

– Gita wyjaśniła mi, jak ważny jest ten wyścig – powiedziała cicho. – A teraz nie wystartuje w nim ani jeden z twoich samochodów. Tak mi przykro, Carlo.

Spojrzał na nią zdumionym wzrokiem.

– Ależ oczywiście, że wystartuje – stwierdził. – Sam pojadę.

Rozdział 11

– Nie! – wykrzyknęła gwałtownie Serena, nim zdążyła uświadomić sobie, co mówi. Gwałtownie protestowała przeciw temu pomysłowi. – Już od tak dawna nie uczestniczyłeś w wyścigach. Wyszedłeś z wprawy.

– Jestem przyzwyczajony do dużych prędkości, a tor w Monzie znam jak własną kieszeń – odparł Carlo. – Giulio, przygotuj samochód Bernarda.

Giulio wydał kilka pospiesznych poleceń i kilkunastu mechaników natychmiast przystąpiło do pracy. Serena złapała Carla za rękę i odciągnęła na bok.

– Carlo. Proszę cię…

– Musisz zrozumieć, Sereno. Nie przekonasz mnie.

To zbyt ważne. To coś, co muszę zrobić.

– Dlaczego?!

– Ponieważ tak mi nakazuje honor – odparł. – Ponieważ w naszym kraju honor nadał się liczy. Zapytaj ich – machnął ręką w kierunku trybun, pełnych rozwrzeszczanych tifosi. – Powiedz im, że Grand Prix Włoch odbędzie się bez udziału Valettich, a zobaczysz, co się stanie.

– Jeśli chcą kibicować Włochowi, to mają przecież Prima – nalegała.

Carlo roześmiał się ponuro.

– O tak, neapolitańczyka, jadącego holenderskim samochodem. To nie to samo. Poza tym, chcę zdobyć nagrodę dla konstruktorów, a jeśli ani jeden mój wóz nie wystartuje w tym wyścigu, stracę zbyt wiele cennych punktów.

Uniósł wzrok, bowiem w wejściu do boksu pojawiła się czyjaś postać. To był Primo. Przystanął w drzwiach, niedbale wsparty o framugę, na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.

– Hej, Valetti! – zawołał. – Wygląda na to, że odpadłeś.

– Chciałbyś, aby tak było – odparł Carlo. – Miałbyś wtedy pole do popisu.

Primo wzruszył ramionami.

– Tak czy tak, wszystko mi jedno. Twoi kierowcy nie potrafią sobie ze mną poradzić tak samo, jak kiedyś ty.

Usta Carla zacisnęły się, jego oczy błysnęły groźnie. Serena położyła mu dłoń na ramieniu, obawiając się, że rzuci się na Prima jak wtedy, w kasynie. Jej mąż stał jednak bez ruchu. Primo pomachał im ręką i odszedł.

– Temu człowiekowi należy się porządna lekcja pokory – stwierdził Carlo cichym, niezwykle cichym głosem.

– To o to chodzi, prawda? – wybuchnęła Serena.

– Wszystko inne to jedynie pretekst. W rzeczywistości chcesz, aby udławił się własnymi słowami. – Carlo milczał, wpatrując się w nią. – Czemu nie chcesz się do tego przyznać?

– A czy sprawi ci to jakąkolwiek różnicę?

Była zrozpaczona. Jego spokój świadczył najdobitniej, że nie zdoła go powstrzymać.

– Odpowiedz coś – błagała. – Dlaczego?

– Czemu chcę wyrównać rachunki z Viareggim?

Naprawdę nie wiesz?

– Czy chodzi ci o Dawn? O Louisę? Albo…

Wzruszył ramionami.

– Czy to ważne? Wystarczy, że przekroczę linię mety przed nim, a odzyskam mój honor.

– Honor? Czy dumę?

– A jest tu jakaś różnica?

– Tak! – odparła gwałtownie.

– Sereno, jesteś Angielką. Nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Ale ja jestem rzymianinem, a tu są Włochy.

Tutaj te pojęcia znaczą to samo.

Nadszedł Giulio i oznajmił, że wóz jest gotowy do startu. Carlo zniknął za drzwiami przebieralni i pojawił się po kilku minutach, odziany w biały kombinezon. Serena patrzyła bezradnie, jak wślizguje się do wnętrza pojazdu i nakłada na głowę wielki kask. Po kilku minutach samochód ruszył na start, a cały zespół Valettich zebrał się wokół monitora.

– Nie spieszy się z pierwszym okrążeniem – zauważył Giulio. – Przypomina sobie tor. – Po chwili Carlo wrócił do boksu, pokonawszy trasę w minutę dwadzieścia dziewięć sekund.

Wkrótce wystartował po raz drugi. Tym razem wszystko odbyło się inaczej. Carlo znał już tor, a czas na rozwagę i ostrożność minął. Samochód ruszył z maksymalną prędkością i dotarł do mety po minucie i dwudziestu czterech sekundach, witany ekstatycznymi okrzykami widzów i radosnymi wrzaskami całej grupy. Tylko Serena pozostała z boku, nadal trzęsąc się ze strachu. W końcu, nie mogąc już tego znieść, uciekła z boksu, nie bacząc na to, dokąd idzie – byle dalej od zapachu oleju i palonej gumy. Kiedy Carlo zaczął jej szukać, była już daleko.

Gdy zdołała wreszcie zmusić się do powrotu, w boksie nadal panowała radosna atmosfera. Carlo zdobył drugą pozycję startową. Serena starała się wyglądać na uradowaną, w rzeczywistości jednak była przerażona tym, co miało nadejść. Tylko ona wiedziała, że nie będzie to zwyczajny wyścig. Obaj mężczyźni nienawidzili się śmiertelnie, a duma nakazywała im wygrać za wszelką cenę. Któż potrafiłby przewidzieć wynik podobnego starcia?

Zostawiła Carla doglądającego dokładnego ustawienia silników i samotnie wróciła do hotelu. Kolację zjadła w towarzystwie Gity i Louisy, zupełnie nie przejmujących się wyścigiem. Gita wiele razy widziała syna na torze, a Louisa uważała to wszystko za zwykłą zabawę. Nikt nie podzielał obaw Sereny.

Nawet w sypialni nie mogła uwolnić się od czarnych myśli. Widziała, jak jeździ Primo i doskonale wiedziała, że nie przejmował się on niczyim bezpieczeństwem – ani swoim, ani innych kierowców. Carlo również był tego świadom. Gdzieś w głębi serca czuła, że gdyby ją kochał, wysłuchałby jej błagań. Ale on jej nie kochał.

Nigdy nawet nie udawał, że tak jest. Do niej należała cała miłość – i rozpacz, gdyby zginął.

Carlo wrócił późno, zmęczony i podniecony. Czekała w łóżku, podczas gdy on zmywał z siebie smar. Kiedy jednak znalazł się obok niej, wzdrygnęła się gwałtownie.

– Przepraszam… – powiedziała żałosnym tonem.

– Nie mogę…

– Masz zupełną rację – stwierdził po chwili. – Jutro czeka nas ciężki dzień. Lepiej zaśnijmy.

Następnego ranka Carlo oznajmił:

– Niedawno wybudowano tu nową trybunę. Zobaczysz, że loża należąca do naszej firmy jest bardzo wygodna.

– Czy nie mogłabym raczej pójść z tobą do boksu? – spytała.

– Lepiej nie. W loży będą Gita i Louisa. Myślę, że powinnaś zostać z nimi. – Była to bardzo uprzejma odprawa, ale jednak odprawa.

Chciała coś powiedzieć, ale on stał już przy drzwiach.

– Carlo…

– Pospieszmy się – rzucił z martwym uśmiechem.

Nie pozostawało jej nic innego, jak wyjść na korytarz i zejść schodami na dół, gdzie czekał już cały zespół. Od tej chwili wszelkie szanse na chwilę prywatnej rozmowy zniknęły. A kiedy ujrzała, jak odchodzi, jej serce zamarło na myśl, że może nigdy już nie powie mu tego, co chciała mu powiedzieć. Teraz mogła jedynie modlić się, by znów się spotkali.

Prywatna loża Valettich była największa i najelegantsza na całej trybunie. Kiedy Serena przybyła na miejsce, wokół tłoczyło się mnóstwo ludzi. Większości z nich nie znała. Szampan lał się strumieniami, a Gita radośnie pełniła obowiązki gospodyni. Serena mechanicznie krążyła wokół gości i wymieniała uprzejme słówka, lecz myślami była przy Carlu. Podczas gdy wskazówka zegara zbliżała się do godziny drugiej, Serena wyobrażała sobie, jak jej mąż dokonuje ostatniego przeglądu, wsiada do samochodu, nakłada kask – i nie myśli o niej.