Na ścianie wisiała mapa toru. Przyjrzała się jej, z trudem powstrzymując przerażenie na widok ciasnych zakrętów, gdzie kierowcy zwalniali do dwustu kilometrów na godzinę, i długich prostych, pokonywanych zazwyczaj z prędkością co najmniej trzystu trzydziestu kilometrów.
Nadszedł czas. Samochody ustawiały się na starcie. Pierwszy stał błękitno-żółty pojazd Prima, po lewej i nieco z tyłu piękny, biało-zielony bolid Carla. Starter opuścił chorągiewkę i trzydzieści samochodów runęło naprzód, rozpoczynając pierwsze z pięćdziesięciu jeden okrążeń. W loży lał się strumieniami szampan, wokół rozlegały się głośne okrzyki. Primo wysunął się na prowadzenie, Carlo jechał tuż za nim. Przez pierwsze cztery okrążenia utrzymywali tę kolejność, po czym rozpoczęła się walka. Przed ostrym zakrętem Carlo ruszył naprzód i na prostej wyszedł na prowadzenie. Stadion szalał z radości. Serena zaczęła się modlić, aby Carlo zwiększył przewagę, uniemożliwiając Primowi atak.
Jednak, choć Carlo utrzymywał się na prowadzeniu, nie mógł powiększyć przewagi. Primo bezustannie ponawiał próby wyprzedzenia rywala, jak dotąd bezskutecznie.
– Viareggi zaczyna tracić cierpliwość – stwierdził jeden z obecnych w loży mężczyzn, spoglądając na tor ponad ramieniem Sereny. – To dobrze.
– Dlaczego? – spytała ostro Serena.
– Bo teraz prawdopodobnie zrobi jakieś głupstwo – wyjaśnił, jakby to było oczywiste.
Strach ściskający jej serce jeszcze się wzmógł. Primo nie cofnie się przed niczym, byle tylko wygrać ten wyścig.
Jeszcze trzy okrążenia. Przed wejściem w zakręt kolejność samochodów nie zmieniła się, nagle jednak Primo ostro ruszył naprzód. Po pierwszym zakręcie wozy zrównały się ze sobą.
– Niedobrze – stwierdził krótko mężczyzna. – Niebezpieczna jazda. Powinna się tym zająć komisja techniczna.
Serena ledwie go słyszała. Wstrzymała oddech, gdy oba samochody, jadące łeb w łeb, weszły w drugi zakręt. Samochód Prima zbliżył się do samochodu przeciwnika i dla wszystkich stało się jasne, że jest to próba zepchnięcia go z toru. W loży zapadła cisza. Serena zacisnęła palce aż do bólu, błagając w duchu, by Carlo ustąpił.
Wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Jechał dalej, nie okazując strachu. Obserwując ekran odniosła wrażenie, że Primo odwrócił głowę, jakby zaskoczony, że jego taktyka zawiodła, i w tym samym ułamku sekundy jego pojazd znalazł się o jeden fatalny centymetr za blisko wozu rywala. Koła obu bolidów sczepiły się i samochody wyleciały z toru, kilka razy obracając się w powietrzu.
Serena błyskawicznie chwyciła w objęcia Louisę, zasłaniając jej twarz. Kiedy znów spojrzała na tor, dostrzegła jedynie chmurę kurzu. Personel biegł w kierunku miejsca wypadku, ludzie krzyczeli, ktoś wymachiwał chorągiewkami, próbując zatrzymać wyścig. Serena zamarła w szoku. Zamknęła oczy, nic jednak nie mogło wymazać tego strasznego obrazu: samochodów wirujących w powietrzu niczym na zwolnionym filmie.
Siedziała bez ruchu, tuląc do siebie szlochającą Louisę. Instynkt nakazywał jej biec do Carla, rozsądek jednak podpowiadał, że najszybciej dowie się prawdy, czekając przy telefonie. W głębi duszy była jednak pewna, że już ją zna. Nikt nie mógł przeżyć podobnego wypadku. Za chwilę zadzwoni telefon i jej życie legnie w gruzach.
To Gita podniosła słuchawkę. Wszyscy dostrzegli, że na jej twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi. Wreszcie szepnęła:
– Grazie al cielo – i odłożyła słuchawkę, po czym oznajmiła: – Carlo żyje. – Podnosząc głos, aby przekrzyczeć radosne okrzyki, dodała niemal natychmiast – ale jest ciężko ranny. Zabierają go do szpitala.
Portierzy wyprowadzili je na zewnątrz, odpychając paparazzich, z determinacją usiłujących zdobyć dobre zdjęcie młodej żony Carla Valettiego, która wkrótce może zostać wdową. W samochodzie, przez całą drogę do szpitala, Serena wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w okno, starając się o niczym nie myśleć. Jedyny kontakt z rzeczywistością stanowiło dziecko w jej ramionach.
Oczekiwanie w bezbarwnej szpitalnej poczekalni zdawało się nie mieć końca. Louisa, wyczerpana płaczem, w końcu usnęła. Obie kobiety: żona i matka, czuwały. Starannie konserwowana młodość Gity gdzieś zniknęła.
Wreszcie pojawił się lekarz. Później Serena nie mogła przypomnieć sobie jego nazwiska, wyglądu, czy w ogóle czegokolwiek poza tym, co powiedział.
– Signor Valetti ma połamane żebra, mnóstwo stłuczeń i skaleczeń. Stwierdziliśmy jednak również ciężki uraz głowy. Nadal jest nieprzytomny i nie ma żadnych oznak powrotu świadomości. Obawiam się, że to zły znak.
– Czy mogę go zobaczyć? – spytała cicho Serena.
– Tylko na chwilkę.
Kiedy weszła do pokoju Carla, z najwyższym trudem powstrzymała okrzyk zgrozy. Z obu stron jej mąż był podłączony do skomplikowanych aparatów, jednego wspomagającego oddychanie, drugiego monitorującego pracę serca i kilkunastu innych, których przeznaczenia nie umiała odgadnąć. Jego twarz, w miejscach, gdzie nie pokrywały jej ciemne sińce i zadrapania, była śmiertelnie blada. Zapragnęła ją ucałować, lecz aparatura utrudniała dostęp do łóżka. Po kilku minutach wyszła na zewnątrz. W poczekalni całkowicie straciła poczucie czasu. Światło za oknem przygasło, wreszcie zastąpiła je ciemność. Zjawił się chirurg, prosząc o podpis na licznych formularzach. Usłyszała słowa: „krwotok wewnętrzny…, ucisk mózgu…, konieczna szybka operacja". Podpisała i lekarz zniknął.
Serena nie miała nadziei. To wszystko jedynie opóźniało nadejście nieuniknionego. Gdyby choć Carlo wyruszył na tor wiedząc, że go kochała! Ale odwróciła się od niego, kiedy jej zapragnął, a rano nie zdobyła się na odwagę, by z nim pomówić. Teraz on umrze, a ją do końca życia będzie prześladowała myśl, że była przyczyną jego śmierci. Serce ciążyło jej w piersi niczym kamień.
Przyszedł Giulio i powiedział jej, że Primo zginął na miejscu. Wysłuchała go bez najmniejszego zainteresowania. Teraz liczył się wyłącznie Carlo.
Noc przeszła w dzień. Chirurg wrócił. Operacja okazała się prawdziwym sukcesem. Ucisk na mózg ustąpił i stan Carla uległ znacznej poprawie.
– Chcę go zobaczyć.
– Tylko przez chwilę.
Tym razem całe jego ciało pokrywały bandaże, a wokół stało jeszcze więcej urządzeń. Rozpaczliwie wpatrując się w twarz męża, Serena odniosła wrażenie, że jego cera jest nieco mniej blada, a oddech trochę lżejszy. Nadal jednak leżał nieruchomo.
Kiedy wróciła do poczekalni, Louisa już się zbudziła.
– Czy tatuś czuje się lepiej? – spytała natychmiast.
Serena próbowała znaleźć jakieś słowa pociechy, lecz jej twarz zdradziła całą prawdę. Tym razem Louisa nie rozpłakała się, lecz mocno objęła swą opiekunkę.
– Mamo… – powiedziała – och, mamo, mamo…
Serena przytuliła ją do siebie.
– Uspokój się, piccina - szepnęła. Nagle zrozumiała, że nie może się poddać. Louisa przed chwilą nazwała ją matką i tuli się do niej jak do matki. Gdyby nawet stało się najgorsze, nadal pozostawało dziecko, które jej potrzebuje. Zawsze dotąd myślała o niej jedynie jako o córce Dawn, teraz jednak po raz pierwszy uświadomiła sobie, że jest to również dziecko Carla. Jeśli będzie trzeba, zachowa wszystkie siły – dla Louisy. Być może będzie to jedyną rzeczą, którą będzie mogła zrobić dla mężczyzny, którego kocha.