– Może coś wiedziała – zasugerował McNab. Ucieszył się, kiedy wezwano go na konsultacje. Jako specjalistę z wydziału przestępstw elektronicznych. Kiedy długie, jasne włosy ujarzmił trzema czerwonymi spinkami, jego ładna szczupła twarz nabrała poważnego wyrazu.
– U nas mówi się, że ofiara posiadała szkodliwe informacje. Jeśli nawet, to dlaczego nie zaaranżowano jakiegoś wypadku za znacznie mniejsze honorarium? Miała swoje zwyczaje, zawsze dojeżdżała do pracy publicznymi środkami transportu, a od przystanku do hotelu i odwrotnie chodziła pieszo, często samotnie. Wystarczyło stuknąć ją na ulicy i zabrać torebkę. Uznano by ją za ofiarę zwyczajnego napadu, nie byłoby dochodzenia.
– No tak. – Choć McNab przyznał jej rację, uważał, że jego obecność w zespole nie jest przypadkowa. Postanowił odegrać rolę adwokata diabła. – W przypadku ulicznego napadu istnieje element ryzyka. Dziewczyna może mieć szczęście, trafić na miłosiernego samarytanina, który udzieli jej pomocy. A tak, kiedy jest w pracy, sama przychodzi do pokoju i nie może być mowy o żadnej pomyłce. Sprawa jest przesądzona.
– I tym sposobem sprawa dostaje priorytet, a morderstwem zajmuje się ekipa najlepszych ludzi w dochodzeniówce. I Roarke- dodała, mimo,że nie miało to dla niej dużego znaczenia.- Ktoś, kto dysponuje odpowiednimi środkami, by wynająć profesjonalistę, na pewno wie w co się pakuje, robiąc to pod nosem Roarke’a.
– Może jest taki głupi. – Usta McNaba drgnęły w uśmiechu.
– Chyba ty jesteś głupszy – wtrąciła Peabody. – Ten, kto nająl Yosta, chciał wielkiego dochodzenia. Zależało mu na tym żeby media nagłośniły sprawę. Może chodziło o uwagę. Może płaci za to żeby go ktoś zauważył.
– No dobra, z tym mogę się zgodzić. – McNab, lekko zirytowany, zwrócił się do Peabody. – Ale dlaczego? To nie on został zauważony, ale zabójca i ofiara, więc po co to wszystko? Nie mamy żadnego sensownego motywu. Nie wiemy czy Frencz była celem, czy tylko przypadkową ofiarą.
– Jest ofiarą śmiertelną – ucięła Peabody.
– A gdyby tamtego wieczoru zamieniła się z inną dziewczyną, która znich by żyła?
– McNab zaskakujesz mnie. – W łagodnym głosie Eve pobrzmiewała ledwo dostrzegalna nuta sarkazmu. – Dedukujesz jak rasowy detektyw. Z tego co wiem, James Priori, alias Sylwester Yost nie wspomniał, że zależy mu właśnie na tym apartamencie. Nie określił nawet piętra. Mam przeczucie, od razu zaznaczam, że potwierdza je prawdopodobieństwo, bo tuż przed spotkaniem przejrzałam akta dochodzeniówki. No w wiecie, tu w wydziale zabójstw mamy taki przykry obowiązek. Więc mam przeczucie- powtórzyła, widząc grymas niezadowolenia na twarzach McNaba i Peabody- że Darlrne Frencz nie była celem. To oznacza że najprawdopodobniej nie miało znaczenia, kto pojawi się w apartamencie.
– Pani porucznik, dlaczego ktoś miałby zapłacić kilka milionów za zabicie przypadkowej osoby?
– Powiem więcej. – Eve zwróciła się do McNaba: – Dlaczego ktoś wynajmuje zabójce notowanego przez wszystkie agencje, którego w ciągu kilku godzin można zidentyfikować bez problemu? Dlaczego to morderstwo zostaje popełnione w miejscu publicznym, do którego media maja tak łatwy dostęp?
Męczącą ciszę przerwało westchnienie Feeneya.
– Ja nie wiem, Dallas, ale czarno to wszystko widzę. Próbujesz ich szkolić, dzielisz się swoim doświadczeniem, a oni siedzą jak idioci. Roarke. – Podpowiedział. – Celem jest Roarke.
To dlatego tak się martwiła. Dlaczego ktoś narażał się na takie wydatki i kłopoty, by przyciągnąć uwagę Roarke’a? Oto, na co mnie stać, proszę bardzo, oto, co mogę ci podrzucić pod drzwi.
O co w tym chodzi?
Media podniosą alarm, a on będzie dwoił i troił. Kilku gości odwoła rezerwacje, ale równocześnie pojawi się dwa razy więcej nowych, żądnych wrażeń i chorobliwie spragnionych sensacji. Kilku pracowników złoży wymówienie, lecz z pewnością znajdzie się sporo chętnych na ich miejsce. W sumie Roarke nie poniesie z tego tytułu kosztów, co więcej, zyska zainteresowanie klientów, które jak zwykle obróci na swoją korzyść.
Chyba że człowiek, który wynajął Yosta, zna Roarke’a. I to dobrze. Musiał wiedzieć jak wpłynie na niego wiadomość o tym, że w jego hotelu zamordowano niewinną dziewczynę.
Dla Roarke’a była to sprawa osobista. Jeśli motyw też był osobisty… tak, martwiło ją to.
Teraz miała dodatkową motywację, by jak najprędzej doprowadzić Yosta przed sąd. Chciała sprawiedliwości ze względu na Darlene Frencz i odpowiedzi ze względu na męża. Jeszcze raz przejrzała plik z danymi Yosta. Żadnej rodziny. Żadnych znajomych. Adres nieznany. Po prostu pustka, pomyślała z rozgoryczeniem. Pierwszy raz w jej karierze zdarzyło się, że znała nazwisko mordercy i miała przeciwko niemu niezbite dowody, a wszystko to udało się zgromadzić w ciągu niecałej doby od popełnienia zbrodni.
A jednak nie była w stanie się do niego dobrać.
Żadnych tropów.
– Gdzie sypiasz, sukinsynu? Gdzie jadasz? Jak spędzasz czas kiedy nie pracujesz?
Odsunęła się od biurka, odchyliła do tyłu głowę i przymknęła oczy.
Nie rzucasz się w oczy, myślała, wyobrażając sobie jego twarz, oczy, usta. Mieszkasz w małym, cichym domu w spokojnej okolicy. Musisz mieć ich kilka. Dużo podróżujesz. Masz własny środek transportu? Pewnie tak. Ale nic krzykliwego. Jakiś solidny, dyskretny, niezawodny pojazd. Klasyczny. Jak muzyka przy której zabijasz.
Jeśli przyjechałeś nim do Nowego Jorku, nie korzystałeś z hotelowego garażu.
Mięso i ziemniaki, przypomniała sobie posiłek, który zjadł w apartamencie. Prosty, ale drogi. Ubranie, w jakim wszedł i wyszedł, także spełniało te kryteria. Podobnie jak bagaż.
Bagaż.
Usiadła prosto, wywołała dane recepcji hotelu.
– Oczywiście, klasyczna waliza na kółkach. Prosta i droga. I nowa. Wygląda na całkiem świeży towar. Komputer, powiększ sektor 12 na 28, 20 %.
Czekaj…
Na ekranie pokazało się zbliżenie walizki stojącej u stóp Yosta. Solidna czarna skóra, wyraźnie nowa. Żadnej rysy, żadnej plamki, jakie zjawiają się podczas każdej, nawet krótkiej podróży.
– Komputer, powiększ sektor 6 na 10
Czekaj…
Tym razem miedziany znaczek firmowy był wyraźniejszy.
– Cachet. Świetnie, co nam to mówi? Komputer zidentyfikuj model walizki widocznej na ekranie. Szukaj przez Cachet.
Czekaj… Przedmiot zidentyfikowany. Model 345/92-C, sprzedawanay w klasie Bussines Elite, dostępny w wersji skórzanej i płóciennej. Wymiary 14X8X6 Spełnia wszystkie warunki bagażu do transportu powietrznego i pozaplanetarnego. 345/92-c to nowy model, na rynek wszedł w styczniu tego roku. Cachet to firma należąca do Solar Lights, oddziału Roarke Indusrries Corporation.
– Też mi nowość – mruknęła Eve. – W sprzedaży od stycznia. No i mamy trop. Komputer… a zresztą nieważne. Nacisnęła przycisk łącza wewnętrznego i przywołała McNaba.
– Cachet, walizka. Model 345/92-C, Bussines Elite. Chcę mieć listę sklepów, w których to sprzedają. Czarna skóra, model pojawił się w styczniu tego roku. Chce znac adresy sklepów i nazwiska osób, które kupiły taką walizkę.
– To potrwa…
– Co, brakuje ci czasu, McNab? – przerwała.
– Nie, pani porucznik. Już siębiore do roboty.
– Ja też – mruknęła, po czym wstała. Wzięła kurtkę i ruszyła w stronę biurka Peabody. – Jadę do domu, potrzebuję więcej danych. Zajmiesz się włosami.
– Włosami?
– Włosami Yosta. Mam wrażenie, że to nie jego. Ta fryzura jakoś mi nie pasuje do jego twarzy i stylu. Założę się, że to peruka. I to cholernie dobra. Moim zdaniem ma całą kolekcję. Zacznij od tej, którą widać na dyskietkach zabezpieczających. Sprawdź salony fryzjerskie i sklepy z perukami, te najlepsze, w dużych miastach. On nie nosiłby czegoś kiepskiej jakości. Skup się na naturalnym włosiu, koniecznie hipoalergicznym czy jak się to nazywa. Lubi, żeby wszystko było sterylnie czyste. Woli dźwigać skórzana walizkę zamiast lekkiej z płótna.