Twarz Yosta idealnie bez wyrazu. Oczy martwe jak u lalki. Z precyzją androida odstawia walizkę.
– Kim, u diabła, jesteś? Czego chcesz? – Talbot groźnym tonem domaga się odpowiedzi. Ludzie prawie zawsze pytają napastnika o nazwisko i powód, podczas gdy to pierwsze nie ma nąjmniejszego znaczenia, a drugie jest aż nazbyt oczywiste.
Yost nie odpowiada. po prostu rusza w stronę Talbota. Jak na mężczyznę tak okazałej postury porusza się zgrabnie i lekko. Jak gdyby przez całe życie pobierał lekcje tańca, zauważyła.
Talbot wstaje i szybko wychodzi zza biurka. Nie zamierza uciekać, ale walczyć. W tym momencie, przez ułamek sekundy, w martwych oczach pojawia się błysk. Zaczyna się przyjemna część pracy.
Pozwała, by Talbot uderzył pierwszy. Krew. Yost uśmiecha się kącikami ust i atakuje. Jęki, chrzęst łamanych kości, a w tle narastające dźwięki muzyki. Nie trwa to długo. Ciosy Yosta są zbyt skuteczne, by bawić się z ofiarą, by tracić na to więcej czasu, niż zaplanował. Podkłada się Talbotowi, który powala go na stół. Przez chwilę pozwała mu myśleć, że jeszcze może wygrać.
Wtedy Yost wsuwa rękę do kieszeni i wyjmuje strzykawkę. Igła wbija się tuż pod pachą Talbota.
Ciągle walczy. Przewraca oczami, ale nadal próbuje zadać ostateczny cios, którym powaliłby napastnika. Narkotyk mąci mu wzrok, paraliżuje mózg, spowalnia refleks, w końcu go zupełnie obezwładnia. Talbot traci przytomność.
Yost zaczyna bić. Powoli, metodycznie. Nie marnuje sił i energii. Nie wykonuje żadnych zbędnych ruchów. Porusza lekko ustami. Kiedy muzyka cichnie, okazuje się, że nuci.
Kończył masakrować głowę, więc wstaje i zaczyna kopać po żebrach. Odgłos jest wstrząsający.
– Nawet me dostał zadyszki – mruknęła Eye. – Był podniecony. Podobało mu się. Lubi swoją pracę.
Zostawia krwawiącego i obolałego Talbota na podłodze, a sam rozgiąda się po gabinecie. Dostrzega autokucharza, podchodzi i zamawia szklankę wody mineralnej. Spoglądnąwszy, która godzina, siada spokojnie i wypija wodę, znowu sprawdza czas, po czym wstaje i sięga do walizki. Wyjmuje z niej srebrną linkę, rozprostowuje w dłoniach i szarpie, by sprawdzić wytrzymałość.
Widząc jego uśmiech, Eve zrozumiała, dlaczego sprzedawca ze sklepu jubilerskiego tak się trząsł. Zaciska linkę wokół własnej szyi i krzyżuje końce, żeby się nie zsunęła. Widziała, jak jego twarz robi się czerwona z braku tienu.
Leżący na podłodze Talbot jęczy i zaczyna się wiercić.
Yost zdejmuje marynarkę, ostrożnie wiesza ją na krześle. Zdejmuje buty, potem skarpetki. Każdą wsuwa do buta. Następnie zrzuca spodnie. Układa w kanty, łączy nogawki i odkłada na bok.
Podchodzi do Talbota, zrywa z niego spodenki i kiwa z zadowoleniem głową. ściska go, jak gdyby sprawdzał reakcję mięśni.
Nie jest jeszcze w pełni podniecony. Jedną ręką delikatnie zaciska na swojej szyi linkę, drugą wykonuje kilka gwałtownych ruchów, doprowadzając się do wzwodu.
Klęka między nogami Talbota, pochyla się i poklepuje go lekko po policzku.
– Jesteś tam, Jonah? Chyba nie chcesz tego przespać? No, obudź się. Mam dla ciebie piękny prezent pożegnalny.
Talbot otwiera przekrwione oko, ale niczego nie widzi.
– Tak lepiej. Poznajesz ten kawałek? To 31 symfonia d-moli Mozarta. Allegro assai. Mój ulubiony fragment. Tak się cieszę, że możemy go razem posłuchać.
– Bierz, co chcesz – z trudem bełkocze Talbot. – Zabierz wszystko, co chcesz.
– Och, to bardzo miło z twojej strony. Taki miałem zamiar. Proszę bardzo, rusz się. – Chwyta Talbota za biodra i podnosi wielkimi rękami.
Gwałt jest powolny i brutalny. Eye zmusiła się, żeby znowu obejrzeć ten fragment, choć napawał ją odrazą, choć jej żołądek się buntował, a w gardle zamarł błagalny krzyk.
Patrzyła, widziała ten moment, kiedy się zatracił. Odrzucił w tył głowę, a na jego szyi błysnęła linka. Okrzyk zwycięstwa zagłuszył muzykę i jęk Talbota.
Jego ciałem wstrząsa orgazm. Twarz się rozpromienia, a w oczach pojawia się błysk rozkoszy. Trzęsie się, sapie, w końcu jedną ręką opiera się między łopatkami Talbota, a drugą sóbie pomaga. Po chwili dochodzi do siebie.
Oczy mu błyszczą, kiedy zdejmuje linkę i zakłada na szyję
Talbota. Wzrok ma bystry, kiedy krzyżuje końce i pociąga. Ciałem
Talbota wstrząsa dreszcz, palce zaciskają się na szyi, próbując rozluźnić drut, pięty wbijają się w podłogę.
Przynajmniej ta część nie trwa zbyt długo. Morderca tym razem jest szybki.
Gdy kończy, jego oczy są równie martwe jak oczy ofiary.
Spokojnie odwraca Talbota, ogląda nieruchome ciało, a następnie delikatnie zdejmuje kolczyk. Zamyka trofeum w dłoni i stopą obraca ciało twarzą do podłogi.
Nagi, błyszczący od potu, odwraca się, zbiera swoje ubrania teczkę i wychodzi. Prawdopodobnie kieruje się do łazienki na pierwszym piętrze, gdzie nie ma kamer. W gabinecie pojawia się dokładnie osiem minut później. Czysty, ubrany, z teczką w dłoni. Nie oglądając za siebie, opuszcza dom.
– Koniec projekcji poleciła Eye. Wstając, usłyszała westchnienie Peabody, w którym uczucie ulgi pomieszało się ze współczuciem. – Kilkakrotnie sprawdzał czas – zaczęła analizę. – Musiał mieć wszystko dokładnie rozplanowane. Poruszał się pewnie, co znaczy, że znal dom. Albo był tam już wcześniej, być może się włamał, albo zdobył plan. Podejrzewam, że wiedział o spotkaniu Talbota z dziewczyną. Na zapisie widać czas, wiemy, że wszedł do budynku punkt trzynasta. Wyszedł dokładnie po pięćdziesięciu minutach. Dziesięć minut przed umówionym lanczem. Gdyby nie dziewczyna, nie wiadomo, kiedy zainteresowano się jego zniknięciem. Yost zostawił drzwi otwarte, żeby szybciej znaleziono zwłoki. Nie ma powodu, żeby ukrywał morderstwo przed światem. Człowiek, który go wynajął, chce, żeby wszyscy jak najszybciej się o tym dowiedzieli.
Podeszła do tablicy, na której wisiały głównie zdjęcia Darlene French, a teraz także Jonaha Talbota.
– Z tego, co wiemy ub podejrzewamy, Yost popełnił około czterdziestu morderstw, ale po raz pierwszy, w przypadku Talbota, mamy zarejestrowany cały akt. To coś nowego, wyłom w zachowaniu. Yost prawdopodobnie me widział, że domowe kamery wszystko filmują. Powinien był to sprawdzić.
– Robi się niechlujny – wtrącił McNab. – Prędzej czy później wszyscy wpadają w rutynę i przestają dbać o szczegóły.
– Może to i niechlujstwo, a na pewno nowa informacja do profilu. Arogancja. Nie chciało mu się sprawdzać. Nie uwzględnił tego na liście czynności, jakie musi wykonać. Nie przejmuje się nami. Traktuje nas jak natrętne pchły, których można się pozbyć jednym pstryknięciem zanim zdążą ugryźć. Kupil cztery linki.
Mamy cztery potencjalne ofiary. To jakaś większa robota dla jednego klienta. Według naszej ewidencji, jak dotąd największa w karierze Yosta. Stawia nam wyzwanie, balansuje na granicy zdemaskowania. Facet czuje się bezkarny. Może nawet niezniszczalny.
– Podejrzewam, że za to zlecenie dostanie co najmniej dziesięć do dwunastu milionów dolarów. – Feeney podrapał się po brodzie. – Działa bardzo szybko, w tym tempie wypełni warunki kontraktu w ciągu tygodnia. Dostanie za to całkiem pokaźną sumę.
– . Nigdy dotąd nie wykonywał tylu zleceń w tak krótkim czasie – zauważyła Eye.
– Może po tym kontrakcie chce przejść na emeryturę albo przynajmniej zrobić sobie dłuższe wakacje. Zmieni sobie twarz i zaszyje się w jakimś luksusowym miejscu.
– Wakacje – dumała głośno Eve, wpatrując się w zdjęcie Yosta wiszące na tablicy. – Nigdy nie uderzał cztery razy w tej samej okolicy, kolejne zlecenia nie miały ze sobą nic wspólnego, zawsze wybierał daty i miejsca. – Przez chwilę zbierała myśli. – Pracuje od dwudziestu pięciu lat albo dłużej. Uważa to za swoją pracę. Dwadzieścia pięć, trzydzieści lat i emerytura. Zgadza się. Ale może też myśleć o wakacjach. Większość zawodowców po wykonaniu większych zleceń decyduje się na wakacje. Na pewno wszystko już zaplanował. On zawsze planuje.