– Dowiem się. A krewni? Pewnie będziesz chciała wiedzieć czy miała rodzinę.
– Tak. – Eve westchnęła. – Mąż, jeśli była mężatką, narzeczony, chłopak, kochane, jakiś były. W dziewięciu przypadkach na dziesięć to oni są zamieszani w zbrodnie na tle seksualnym. Tym razem wygląda to na ten dziesiąty przypadek. Nic osobistego, żadnej namiętności, intymności. Nie był w to jakoś szczególnie osobiście zaangażowany.
– W gwałcie nie nigdy nic intymnego.
– Mylisz się. – Wiedział coś na ten temat. – Jeśli sprawca i ofiara mają ze sobą cokolwiek wspólnego, jeśli ich coś łączy, choćby najbardziej ulotna fantazja sprawcy, to już jest intymność. A w tym przypadku niczego takiego nie było. Założę się, że więcej czasu zajęło mu pobicie niż sam gwałt. Niektórzy mężczyźni wolą to pierwsze. Traktują to jako grę wstępną.
Roarke wyłączył nagrywanie.
– Eve, oddaj tę sprawę komuś innemu
– Co? – Mrugnęła, wracając do rzeczywistości. – Dlaczego mam to zrobić?
– Nie pakuj się w to. – Pogładził jej policzek.- Widzę, że sprawia ci ból.
Był ostrożny, zauważyła. W przeciwieństwie do jej ojca. Pobicia, gwałty, terror – żyła tym jako dziecko.
– Zawsze boli, jeśli się na to pozwala- powiedziała, po czym spojrzała na Darlene Frencz.- Nie oddam jej nikomu, Roarke. Nie mogę. Jest moja.
2
Apartament wynajął James Priori z Milwakue. Rezerwację zrobił z trzytygodniowym wyprzedzeniem, wprowadził się tego popołudnia o 15.20. Zamierzał spędzić w hotelu dwie noce.
Zapłacił karta debetową, której numer i wiarygodność sprawdzono i spisano podczas meldunku.
Czekając, aż ekipa z wydziału zabójstw skończy zabezpieczanie miejsca zbrodni, Eve siedziała w salonie i przeglądała dyskietkę, którą przysłał Brigham.
Materiał zarejestrowany w recepcji przedstawiał mężczyznę rasy mieszanej po 40 w klasycznym ciemnym garniturze. Dobrze zarabiający biznesmen, ktoregeo stać na drogie ubrania i ekskluzywne hotele. Jego konto na pewno nie świeci pustkami, zauważyła Eve.
Ale pod eleganckim garniturem i modną fryzurą krył się zwyczajny oprych.
Krzepki, przysadzisty o szerokich ramionach, ważył co najmniej dwa razy tyle co jego ofiara. Ręce miał kanciaste, palce długie. Zimne, brudnoszare oczy kolorem przypominały kałuże, które przez styczeń straszą na ulicach.
Twarz miał kwadratową, duży klockowaty nos i wąskie usta. Ciemne, starannie ułożone włosy, siwiejące na skroniach, nadawały mu nieco sztuczny wygląd. A może to przebranie?
Nie ukrywał twarzy, w pewnym momencie nawet uśmiechnął się do recepcjonistki. Po chwili pojawił się boy hotelowy, który zaprowadził go do windy. Mężczyzna miał tylko jedną walizkę.
Na innej dyskietce widać, jak chłopak otwiera drzwi apartamentu, po czym wycofuje się a Priori wchodzi do środka. Według zapisków w księdze hotelowej nie opuszczał pokoju aż do chwili morderstwa.
Nie kontaktował się z obsługą hotelową. Przygotowanie posiłku zlecił auto kucharzowi – średnio wysmażony stek, pieczone ziemniaki, kawa, sernik. Nieśmiało skorzystał z barku w salonie. Zjadł kilka orzeszków makadamie i wypił puszkę napoju pomarańczowego. Żadnego alkoholu, zauważyła Eve. Trzeźwy umysł.
Na kolejnej dyskietce zarejestrowano Darlene Frencz pchającą wózek w kierunku apartamentu 4602. Ładna dziewczyna w dopasowanym uniformie i wygodnych butach. Duże brązowe oczy o marzycielskim spojrzeniu. Delikatna budowa ciała. Małe dłonie, bawiące się złotym serduszkiem na cienkim łańcuszku, który wyjęła spod bluzki. Nacisnęła dzwonek, podrapała się po karku, nacisnęła jeszcze raz. Wsunęła serduszko pod bluzkę. Z kieszeni wyjęła kartę dostępu, wsunęła ją w szczelinę, prawym kciukiem nacisnęła czytnik linii papilarnych. Otworzyła drzwi, przywitała się, a następnie wzięła z wózka świeże ręczniki.
O 20.26 zamknęła za sobą drzwi.
O 20.58 Priory, z walizką w jednej ręce i ręcznikami w drugiej, wyszedł z apartamentu. Zamknął drzwi, wrzucił ręczniki do wózka, po czym beztrosko ruszył w kierunku klatki schodowej.
Pobicie, zgwałcenie i zamordowanie Darlene Frencz zajęło mu 32 minuty.
– Trzeźwy umysł. – powiedziała do siebie Eve. – Trzeźwy i wyrachowany.
– Pani porucznik?
Eve potrząsnęła głową i podniosła dłoń, sygnalizując, by jeszcze przez chwilę jej nie przeszkadzać.
Peabody zamknęła usta i czekała. Pracowały razem od ponad roku, znała już przełożoną na tyle dobrze, by wiedzieć, że ta ma swój własny rytm.
Oczy asystentki, prawie tak ciemne jak włosy sięgające linii brody, zatrzymały się na ekranie monitora, na którym Eve wyświetliła portret zabójcy.
Wredny typ, pomyślała Peabody.
– Masz coś dla mnie? – odezwała się po chwili Eve.
– Priori, James, szef działu sprzedaży w Alliwnce Insurance Company, oddział w Milwakue. Zginął w wypadku samochodowym 5 stycznia tego roku.
– Jak widać facet jest cały i zdrowy. Znalazłaś raport powypadkowy? Coś podejrzanego?
– Nic, pani porucznik. Według raportu, kierowca ciężarówki zasnął za kierownicą i staranował dwa samochody, jednym z nich jechał Priori. W Milwakue mieszka wiele ludzi o tym nazwisku ale tylko jeden James.
– Możesz przerwać poszukiwania. To ten facet. Skontaktuj się z Feeneyem, wyślij mu dyskietkę ze zdjęciem, niech sprawdzi w archiwach Międzynarodowego Centrum Danych Kryminalnych. To robota dla kogoś z elektronicznego, a Feeney uwielbia pracować z MCDK. Nikt nie znajdzie go szybciej niż on.- Zerknęła na zegarek. – Chciałabym porozmawiać z Hilo. Gdzie Roarke? – zapytała rozglądając się po salonie.
Peabody wyprostowała się, odwróciła głowę w przeciwną stronę i wbiła wzrok w ścianę.
– Nie mam pojęcia.
– Cholera! – Eve ruszyła do drzwi. – A Hilo?
– W apartamencie 4020, pani porucznik.
– Nie wpuszczać tu nikogo bez odznaki. Nikogo. – Podeszła do windy i nacisnęła guzik. Fakt, że Roarke opuścił miejsce zbrodni oznaczał tylko jedno, że coś kombinuje.
Na szczęście okazało się ze Hilo doszła do siebie. Oczy miała zaczerwienione, była blada ale spokojna. Czekała w jednym z najmniejszych apartamentów hotelowych. Przed nią, na stoliku stał dzbanek z herbata. Kiedy Eve weszła do pokoju, kobieta odstawiła filiżankę.
– Pani Hilo, jestem porucznik Dallas z nowojorskiej policji.
– Tak wiem. Pan Roarke powiedział że mam tu na panią poczekać z panem Brighamem.
Eve spojrzała na Brighama, który z zainteresowaniem przyglądał się obrazowi wiszącemu na ścianie.
– Roarke tak powiedział? – upewniła się Eve.
– Tak, posiedział tu ze mną chwilę, zamówił dla mnie herbatę. To taki miły człowiek.
– O, tak, jest wyjątkowo uprzejmy. Pani Hilo, czy rozmawiał pani z kimś oprócz Roarke’a i pana Brighama.
– Nie, zabroniono mi. – Kobieta popatrzyła ufnie na Eve; jej spuchnięta oczy miały orzechowy kolor. – Pani Roarke…
– Dallas.- Eve ledwo powstrzymała się przed zaciśnięciem zębów.- Porucznik Dallas.
– Ach tak, oczywiście, proszę wybaczyć, pani porucznik. Chciałam przeprosić za to zamieszanie przed… kiedy…tam… wcześniej- dokończyła po namyśle z trudem łapiąc powietrze.- Nie mogłam się opanować. Kiedy znalazłam tę biedną Darlene… nie mogłam sobie z tym poradzić.