Выбрать главу

Matka, u której stwierdzono niedorozwój umysłowy miała skłonnośc do starych samochodów. Podcinała gardła niezadowolonym klientom. Zmarła w szpitalu po przedawkowaniu narkotyków. Jej syn miał wtedy 13 lat.

Przebiegły Yost postanowił podtrzymywać rodzinną tradycję. Odnalazł w chaosie swój własny styl.

Eve przeglądała jego kartotekę z wydziału dla nieletnich. Lubił zabawy z nożem. Dwa tygodnie po założeniu teczki odciął ucho kuratorowi, którego polecił mu sąd. Dotkliwie pobił i próbował zgwałcić jedną dziewcząt z domu opieki.

Prawdziwym powołaniem okazało się duszenie. Doskonalił swój warsztat, ćwicząc najpierw na małych psach i kotach, by w końcu osiągnąć perfekcję na ludziach. Jako piętnastolatek uciekł z domu opieki nad nieletnimi. Teraz miał 56. W ciągu 41 letniej kariery w więzieniu spędził tylko rok. Był podejrzewany o popełnienie 43 morderstw.

Informacje na jego temat były dość pobieżne, chociaż zawierały wszystkie dane zgromadzone przez Interpol. FBI, MCDK i Biuro Przestępczości Międzyplanetarnej. Był prawdopodobnie płatnym zabójcą. Nie miał rodziny, przyjaciół, znajomych ani stałego adresu. Ulubionym narzędziem zbrodni była linka ze srebra wysokiej próby… Wiele przypisywanych mu ofiar zostało uduszonych gołymi rękami, jedwabnymi apaszkami, złotymi sznurami. We wcześniejszych latach, zauważyła Eve. Zanim odnalazł swój styl.

Ofiarami były zarówno kobiety, jak i mężczyźni, różnych ras, zawodów, w różnym wieku i o różnym statusie społecznym. Każdej śmierci towarzyszyła przemoc fizyczna, często posuwał się do tortur i gwałtu.

– Mistrz w swoim fachu, co? I założę się, że nie jesteś tani. – Wpatrywał się w jego portret, porównując go z materiałem zarejestrowanym w Hotelu Palace. – Kto cię najął, sukinsynu? Komu zależy na śmierci młodej pokojówki, która mieszkała z matką i siostrą w Hoboken?

Wstała zza biurka i zaczęła krążyć po ciasnym pomieszczeniu. Mało prawdopodobne, ale może jednak gdzieś popełnił błąd.

Niemożliwe, żeby po 40 latach praktyki popełnił osobę. Logiczne, Yost zrobił to za co mu zapłacono. Kim więc była Darlene French? Jakie miała powiązania?

Bez wątpienia Roarke miał z Tm coś wspólnego. Śmierć dziewczyny sprawiła mu wielką przykrość, może nawet wpłynęła na jego sprawy zawodowe, ale z pewnością nie miał zbyt dużego znaczenia dla jego majątku.

Wracając do ofiary, może Darlene przypadkiem kogoś zobaczyły lub usłyszała, może nawet niż zdawał sobie z tego sprawy? W hotelu panuje przecież taki ruch, załatwia się tyle interesów. Tylko dlaczego zamordowano ją a w tak teatralny sposób? Przypadkowych świadków zwykle wywozi się gdzieś w ustronne miejsce i po cichu likwiduje. Wypadek, pech, napad, wszyscy są wstrząśnięci, współczują. Policja przeprowadza rutynowe śledztwo. Sprawa zostaje zamknięta. Tak to wygląda.

Choć ta teoria wcale nie pasował do faktów, Eve postanowiła wrócić do hotelu i dokładnie sprawdzić, kto w ciągu ostatnich kilku tygodni wynajmował apartamenty, którymi zajmowała się Darlene.

Zatrzymała się przy oknie i zerknęła na dół, na tętniącą życiem ulicę. Godzina była jeszcze wczesna, ale w powietrzu i na ziemi panowała potworny ścisk. Tuż przed jej nosem przemknął autobus powietrzny, nabity po ostatnie miejsca pasażerami, którzy z braku czy to pieniędzy, czy zdrowego rozsądku dojeżdżali do pracy środkami transportu publicznego. Między pędzącymi pojazdami przeleciał jednoosobowy wóz transmisyjny filmując najbardziej newralgiczne miejsca po to, by po przeanalizowaniu przekazać informacje pechowcom, którzy utknęli w korkach.

Media muszą czymś zajmować czas antenowy, pomyślała. Zignorowała już z pół tuzina wiadomości od reporterów, domagających się komentarza lub jakiejkolwiek informacji o morderstwie. Eve wydawała oświadczenia tylko na wyraźne polecenie szefa. W innych przypadkach pozostawiała cały ten medialny zamęt na głowie Roarke’a. Nikt nie radził sobie lepiej z dziennikarzami niż on.

Usłyszała ciche skrzypienie policyjnych butów o wiekowe linoleum, ale się nie odwróciła.

– Pani porucznik?

– W tramwaju powietrznym siedzi kobieta z naręczem kwiatów. Gdzie ona, do diabła, wybiera się tak wcześnie z tym bukietem?

– Niedługo Dzień Matki. Może chce zawczasu spełnić obowiązek?

– Hm…Peabody, chcę porozmawiać z chłopakiem. Nazywa się Barry Collins. Jeśli zakładamy, że to robota najemnika, kto‘s za to zapłacił. Nie sądzę, żeby boya hotelowego było stać na usługi Yosta, ale może był łacznikiem z kimś, kto mógł sobie na to pozwolić.

– Yosta?

– Och, wybacz. Przecież ty jeszcze nie wiesz. – Eve nie odrywała wzroku od zakorkowanego nieba.

– Czy kapitan Feeney uczestniczy w śledztwie? Wprowadzisz McNaba?

Eve zerknęła przez ramię. Peabody z całej siły starała się wyglądać obojętnie, ale jej szczera twarz zawsze ją zdradzała, kiedy próbowała oszukiwać.

– Jeszcze nie tak dawno przewracałaś oczyma i mamrotałaś coś pod nosem, kiedy proponowałam mcNabowi współpracę.

– Niezupełnie pani porucznik. Tylko raz lekko się skrzywiłam, a ty mnie natychmiast zgasiłaś. Od tej pory przewracałam oczami i mamrotałam w duchu. – Asystentka uśmiechnęła się szeroko. – A poza tym ludzi się zmieniają. Moje stosunki z McNabem znacznie się ożywiły od kiedy ze sobą sypiamy. Jedynie…

– O nie, nie chcę tego wysłuchiwać.

– Chciałam tylko powiedzieć, że ostatnio dziwnie się zachowuje.

– Sprawdź w słowniku „dziwnie” to bardzo szerokie pojęcie.

– Chodzi o to- próbowała wyjaśnić Peabody, – że on jest… miły. Naprawdę miły. Taki słodki i troskliwy. Przynosi mi kwiaty. Pewnie kradnie z parku ale jednak. A kilka dni temu zaprosił mnie do kina. Na komedię romantyczną. Nie podobała mu się, dał mi to wyraźnie do zrozumienia, ale zapłacił za bilety.

– O rany!

– No więc, wydaje mi się… – Peabody urwała, widząc że jej opanowana i powściągliwa przełożona ze śmiechem zatkała sobie uszy

– Nic nie słyszę. Nie chcę tego słuchać. Nie zamierzam wysłuchiwać twoich opowieści. Sprowadź tu Barryego Collinsa. W tej chwili. To rozkaz.

Peabody poruszyła ustami.

– Co?- spytała Eve.

– Powiedziałam tak jest – wyjaśniła asystentka, kiedy jej przełożona odetkała uszy. Ruszyła w stronę drzwi, ale zanim, wyszła, sprawdziła, czy warto dokończyć zdanie. – Myślę, że chce mnie w coś wrobić- rzuciła opuszczając biuro.

– Zaraz ja cię w coś wrobię – mruknęła Eve, siadając przy biurku.- Wrobię was oboje, a potem skopię tyłki. – Korzystając z bojowego nastroju, zadzwoniła do laboratorium, by popędzić techników pracujących nad próbką DNA.

Tuż przed spotkanie z Feeneyem dotarły do niej wyniki badań. Analiza DNA ostatecznie potwierdziła, że to Sylwester Yost zgwałcił i zamordował Darlene French.

Kiedy powiedziała o tym Feeneyowi, pokiwał głową, usiadł przy jej biurku i sięgną do kieszenie pomiętej marynarki po torebkę ulubionych orzeszków.

– Ani przez chwilę nie miałem wątpliwości. Sprawdziłem w archiwum. Przez ostatnie 7,8 miesięcy nie zanotowano niczego podobnego. Zrobił sobie wakacje.

– Albo nie chciał aby znaleziono ciało. Czy Yost kiedykolwiek popełnił zbrodnię na własny rachunek? Z powodów osobistych?

– Nigdy. – Feeney przegryzł orzeszek. – Jemu chodzi o pieniądze. McNab przeszukuje archiwum międzyplanetarne. Może uda mu się coś znaleźć.

– Wprowadziłeś McNaba?

Uniósł brwi, słysząc jej ton.

– Tak, a bo co? Masz coś przeciwko?

– Nie, nic. To dobry glina. – Eve cały czas bębniła palcami po stole. – Tylko wiesz, chodzi o to, że on i Peabody…