Выбрать главу

Aubri wyglądał na zaskoczonego i zawiedzionego, że tym razem Skan nie nadął się i nie zaczął przechwalać.

Zhaneel rzuciła mu wdzięczne spojrzenie, zapowiadające kolejny interesujący wieczór i kojące zranioną dumę.

Judeth przysłuchiwała się rozmowie z krzywym półuśmiechem i postanowiła przedstawić własne zdanie.

– Następne pokolenie wyrusza na łowy – rzekła, przeczesując włosy palcami – a my zostajemy w domu, aby dopilnować, żeby nie zastali tu zbyt wielkich zmian, gdy wrócą. Osobiście wcale im nie zazdroszczę.

– Ani ja – dodał Skandranon. – Przygody zawsze niosły ze sobą wysokie ryzyko zderzenia z ziemią na pełnej szybkości i sporo bólu. Może pamięć mnie czasami zawodzi, ale tego nie zapomniałem.

Bursztynowy Żuraw ocknął się w końcu z zamyślenia i westchnął.

– Pamięć cię nie zawodzi, stary ptaku. Pamiętam, że zdarzało mi się wyciągać z ciebie połamane gałęzie i całkiem sporo kamieni, i to więcej niż raz. – Poklepał Skana po ramieniu. – Nie rozumiem, dlaczego nie wymyśliłeś łagodniejszego sposobu zbierania pamiątek.

Skan skrzywił się, a Aubri wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu. Po błysku w jego oczach Skan poznał, że zbliża się kolejny zamach na jego dumę.

Ale Aubri nie wziął pod uwagę Zimowej Łani, która przysłuchiwała się konwersacji równie uważnie jak Judeth.

– A ja przypominam sobie, że zamiast zbierać pamiątki z terytorium nieprzyjaciela, Aubri upodobał sobie wrogi ogień – rzekła, mrugając dyskretnie do Judeth, tak że Aubri tego nie dostrzegł. – Właściwie robił to tak często, że jego eskadra porażenie przez kule ogniste nazywała “przyaubrieniem”. Na przykład “Przyaubrili mnie i muszę poczekać, aż mi lotki odrosną”. Albo “No, nieźle cię tam przyaubrili!”

Aubri zastygł ze zdumienia.

– Niemożliwe! – jęknął.

Oczywiście, że niemożliwe. Skandranon, któremu nie uszła wtedy żadna plotka, usłyszałby to określenie na długo, zanim doszło ono do uszu Zimowej Łani. Szczerze mówiąc, Zimowa Łania nie słyszała takich plotek, bo dopóki nie została kochanką Bursztynowego Żurawia, traktowała gryfy ze swego skrzydła jak trochę inteligentniejsze zwierzęta, a takie nastawienie sprawiało, że nikt nie miał ochoty z nią rozmawiać.

Ale reakcja Aubriego była tak gwałtowna, że nikt się nie kwapił do sprostowania informacji. Wreszcie ktoś oprócz Skana obrywał po uszach!

Co to, moje urodziny? Czy też Bogini Kaled'a'in postanowiła mnie choć przez moment pobłogosławić?

Judeth potarła skrzydełko nosa.

– Obawiam się, że to możliwe – potwierdziła złośliwie, a potem rozwinęła wypowiedź. – Kiedy twoja eskadra się meldowała, zawsze chcieli, żebyś ty latał na końcu klucza, bo byli wtedy prawie pewni, że nikt inny nie zostanie trafiony kulą ognistą albo błyskawicą. Raz czy dwa słyszałam, jak rozmawiali o “Zwęglonym”, wydaje mi się, że mieli ciebie na myśli.

Aubri poruszał dziobem, ale na próżno; z jego gardła wydobywał się tylko skrzek.

– Mogło być gorzej – ciągnęła Zimowa Łania, szykując się do ostatecznego ciosu. – Udało mi się odwieść ich od wołania na ciebie “Kurczę Pieczone”.

Oczy Aubriego rozszerzyły się; podniósł głowę i otwierał dziób, ale jedynym słowem, jakie zdołał z siebie wydobyć, było “ale…” Ponieważ zabrzmiało to dokładnie jak głos znieważonej matrony, całe zgromadzenie wybuchnęło głośnym śmiechem. A jeśli nawet ów śmiech był nieco nerwowy, cóż, oto czworo zdenerwowanych rodziców, którzy gwałtownie potrzebowali odreagowania.

Śmiali się tak długo, że ludziom oczy zaszły łzami, a nozdrza Aubriego stały się purpurowe. Zimowa Łania uratowała go przed atakiem apopleksji, wyznając, że wszystko wymyśliła.

– Nie żebyś nie zasługiwał na przydomek, przecież tyle razy przylatywałeś pokaleczony – dodała. – Ale nikt nigdy nie miał zamiaru ci dogryzać.

Aubri zamruczał, nadal mając postawione lotki.

– Nie odważyliby się – rzekł tylko, a Judeth odprowadziła go na bok, aby ukoić zranione uczucia i ułożyć zmierzwione pióra.

– Nie sądzę, aby lubił być obiektem szyderstw – zauważył cicho Bursztynowy Żuraw.

– Może wreszcie przestanie dogryzać Skandranonowi – odparła Zhaneel ostro. – Co za dużo, to niezdrowo, a on zrobił sobie ze Skana osełkę do ostrzenia języka! Mam tego dość! Skandranon na to nie zasługuje; jeśli Aubri nie zmieni przyzwyczajeń, będą problemy, bo młode gryfy uwierzą w te jego złośliwości. Pomyślą, że wszystko, o czym Skan opowiada, to tylko czcze gadanie i przechwałki!

Skan odwrócił się zaskoczony; nieczęsto stawała tak ostro w jego obronie.

– Aubri nie ma nic złego na myśli – bronił starego przyjaciela. – Starzeje się i dziwaczeje, i lubi być złośliwy. Nie sądzę, aby młodzi przestali mnie szanować dlatego, że on próbuje się ze mną przekomarzać.

Zhaneel parsknęła i ze złością zamiotła ogonem.

– Być może, nie będę napominać go przy wszystkich, ale mam dosyć i może się spodziewać, że od dziś odpłacimy mu pięknym za nadobne.

– Zgadzam się – poparła ją Zimowa Łania, krzyżując ramiona na piersi. – W końcu Skan zasługuje na szacunek. Może nie tak wielki, jak byś chciał, ty próżne stworzenie – zwróciła się do Skandranona – ale większy, niż okazuje ci Aubri.

Skan spojrzał na Bursztynowego Żurawia, który wzruszył ramionami.

– Nie mieszaj mnie w to – powiedział. – Nie sądzę, żeby Aubri traktował poważnie to, co mówi i nie wydaje mi się, aby inni jego traktowali poważnie, ale sądzę też, że zostałem przegłosowany.

Zimowa Łania wykrzywiła się i objęła szaropióre ramiona Zhaneel.

– Chodź, moja droga – powiedziała do gryficy. – Myślę, że powinnyśmy to dokładnie przedyskutować tylko we dwie, ponieważ mężczyźni nie traktują tej sytuacji z powagą, na jaką w naszym mniemaniu zasługuje.

– Zgadzam się – odparła Zhaneel i obie ruszyły ku krawędzi j klifu i kilku ławeczkom, które tam ustawiono.

Skandranon spojrzał na Bursztynowego Żurawia z bezgranicznym zdziwieniem i odkrył, że ten spogląda za dwiema kobietami z wyrazem absolutnego niedowierzania na twarzy.

– Co wywołało ten zamęt? – zapytał, z całych sił próbując zebrać myśli. Bursztynowy Żuraw potrząsnął głową.

– Wiem tyle, co ty – przyznał. – Może teraz, kiedy ich pisklaki wyleciały z gniazda, obie poczuły, że muszą czegoś bronić. I choć jestem pewnym autorytetem w sprawie ludzkich uczuć, muszę oświadczyć,że czasami pani Zimowa Łania zaskakuje mnie. – Pokazał podbródkiem ścieżkę. – Masz ochotę na spacer ze mną, abyśmy mogli się wspólnie pomartwić o dzieci?

Skan odetchnął głęboko; Żuraw martwił się o Tada i Klingę tak samo jak on!

– Owszem, mam – przyznał żałośnie. – Zhaneel kazała mi przyrzec, że z nimi nie polecę i nie będę z nią o nich rozmawiał, dopóki sama nie podejmie tego tematu. Szkoda, że nie wierzę tak jak ona,że wszystko będzie dobrze. Nie mogę się powstrzymać i myślę o wszystkim, co może się nie udać.

Bursztynowy Żuraw poszedł za przykładem swej żony i objął Skana. Ten poczuł się lepiej; ramię na jego plecach przypominało o wsparciu starego, zaufanego przyjaciela, choć ten przyjaciel też potrzebował opieki. Przysłowie mówiło, że piękna połowa łuku jest tylko kupą kamieni, jeśli nic jej nie dopełnia.

– Tyle się może wydarzyć nawet w najspokojniejszym czasie. Ja też mam jak najgorsze przeczucia – wyznał Bursztynowy Żuraw. – Ale jak mi słusznie przypomniała Klinga,ich zadaniem nie jest konfrontacja z nieprzyjacielem. W pewnym sensie są tylko zwiadowcami. Jeśli zdarzy się jakieś niebezpieczeństwo, mają za zadanie wysłać ostrzeżenie przez teleson, a potem trzymać się z dala, aby mogli wrócić i złożyć nam szczegółowy raport.