Tak! Zadziałało tak, jak chciałem. Tadrith stanął jak kamienna rzeźba, wyprostował się, składając ciasno skrzydła i strasząc grzebień, tarmoszony przez wietrzyk. Doskonale. Zobaczą, z jakiej gliny mnie ulepiono. Ojciec nigdy tak nie latał! Runąłby w dół i zwalił je wszystkie z nóg łopotem skrzydeł. Ja mam finezyjny styl!
Z pełnego rozmarzenia zachwytu nad samym sobą wyrwała Tadritha jedna z matek, mówiąc do drugiej:
– Widziałaś? Naprawdę, z takim stylem latania jest wypisz, wymaluj jak jego ojciec.
Załamany Tadrith opuścił głowę i zszedł z platformy.
Jestem bez szans.
Przynajmniej gryfice zdawały się nie zauważać, jaki efekt wywarła na nim ta wypowiedziana mimochodem uwaga. Nadal rzucały mu zachęcające i pełne podziwu spojrzenia, kiedy odchodził tak wolno i wdzięcznie, jak tylko mógł w podobnych okolicznościach.
Platforma zwisała nad zatoką i wychodziła na jedną z ulic otoczonych balustradą, biegnących wzdłuż krawędzi tarasu. Kaled'a'in, którzy stanowili większość populacji Białego Gryfa, byli przyzwyczajeni do zieleni i nawet w mieście całkowicie wykutym z kamienia zdołali posadzić rośliny. W balustradę wbudowano kamienne donice wypełnione ziemią przynoszoną w woreczkach z pól na górze; w donicach posadzono dzikie wino, które zwieszało się teraz aż do kolejnego tarasu. W innych pojemnikach rosły drzewka lub krzewy, otoczone kwitnącymi ziołami. Woda spływająca po zboczu wystarczała, aby tu i ówdzie stworzyć mały wodospad, spływający malowniczo z tarasu na taras i znikający w morzu. Rośliny rozmieszczono tak, aby tworzyły wzór piór, dodając czystej bieli kamiennego miasta trochę struktury. Częścią filozofii Białego Gryfa, gdy planowano miasto, było “dumne odrodzenie”. Przywódcy ludu – w tym Skandranon – użyli sztuki i stylu uchodźców, aby podkreślić dumę zjednoczenia. Zwykłe pudełko było dobre; intarsjowane pudełko było lepsze. To rozbudzanie poczucia własnej godności, kierowane przez kestra'chern, pozwalało ludziom czuć się nie jak pokonani uciekinierzy, ale jak dumni budowniczowie.
Filozofia była prosta. Jeśli coś mogło być piękne: czy to ulica, drzwi czy ogród – było piękne.
Domy wykuto w skale klifu tuż przy ulicy; niektóre sięgały na dwadzieścia czy trzydzieści długości gryfa w głąb. Wielkość domu czy gryfiego gniazda ograniczona była jedynie zapałem członków rodziny do kopania (albo chęcią zapłacenia komuś za kopanie) i życia w pokojach bez okien za głównymi pomieszczeniami. Gryfy uważały takie miejsca za denerwujące i ograniczające, więc ograniczały kopanie do dwóch pokojów, ale hertasi i kyree oraz niektórym ludziom podobały się takie jamy i ryli głęboko w klifie. W skałach istniały całe kompleksy wykopanych ludzką ręką pomieszczeń i Tadrith musiał przyznać, że jedyną korzyścią płynącą z życia tam był fakt, że mieszkańcy nie musieli zwracać uwagi na pogodę.
Do takich ludzi należał Bursztynowy Żuraw. On i Zimowa Łania wkopali się tak głęboko w skałę, że do ich sypialni nie docierało nigdy światło słoneczne, denerwujące śpiochów. Tadrith wzdrygnął się na samą myśl o takiej ilości kamienia ze wszystkich stron, odcinającego od światła i powietrza. Nie miał pojęcia, jak jego partnerka Klinga mogła to znosić, będąc tak odmienną od rodziców.
Nie, żeby jakikolwiek gryf się martwił, że będzie zmuszony do życia w takiej jamie. Nie, jeśli hertasi i kyree śnią o takich mauzoleach i są gotowe oddać w zamian domy na szczycie klifu. Dawniej, kiedy najważniejszą rzeczą było szybkie wykopanie jaskini, pokoje często umieszczano obok siebie, czasami nawet powiększając istniejące jaskinie. Lampy magiczne, dzięki którym można było drążyć w kamieniu, były limitowane i często przez wiele dni nie mogli używać magii, aby kopać w skale, więc musieli używać rąk. Robotnicy pracowali według pewnego schematu, który podobał się gryfom, ludziom i tervardi. Dyheli, rzecz jasna, prawie wcale nie potrzebowały schronienia i wszystkie żyły na szczycie klifu, wśród pól, ale hertasi i kyree źle się czuły, widząc przed sobą niezmierzone obszary morza i nieba, jednak musiały się pogodzić z tymi warunkami, dopóki Kaled'a'in nie znaleźli czasu i środków, aby zbudować coś, co bardziej przypadło im do gustu. To oznaczało, że zawsze zdarzali się tacy, którzy radośnie zamieniali starą “niestabilną grzędę” na nowo wykutą jamę. Oczywiście mieli szersze tarasy, na których stawiano normalne budynki i sadzono drzewa, ale wszystkie mieściły się na obszarze Białego Gryfa i większość placów zarezerwowano dla budynków użyteczności publicznej. Lekko licząc, około trzech czwartych mieszkańców Białego Gryfa chwaliło sobie jaskiniowe domy.
Tak właśnie Tadrith i jego bliźniak, Keenath, zdobyli swoje gniazdo, które pozwoliło im wyprowadzić się od rodziców; znaleźli wąski pas nie zagospodarowanej skały w dole ogona Białego Gryfa i oznajmili,że należy do nich, a potem wynajęli brygadę kamieniarzy, aby wykuli długi, sześciopokojowy dom w skale. Takie pomieszczenia właśnie preferowały kyree kochające nory i hertasi żyjące w jamach. Kiedy zakończono kucie i bliźniaki dały do zrozumienia, że są gotowe się zamienić, o nie wykończone domostwo rozgorzała prawdziwa wojna.
W rezultacie Tadrith i Keenath mieli własne mieszkanie złożone z salonu, spiżarni i dwóch jasnych i przestronnych sypialni po obu stronach salonu. Okna sypialni wychodziły na klif, podobnie jak salonu. Rodzina kyree, która z wdzięcznością zmieniła gniazdo na ciemną, sześciopokojową norę, twierdziła, że była pijana ze szczęścia, opuszczając tę grzędę, po której hulały przeciągi i głośno zastanawiała się, dlaczego ich rodzice w ogóle na niej zamieszkali!
Co dowodzi jedynie, że przytulne gniazdko jednego jest dla drugiego zbieraniną patyków.
Kiedy Tadrith zbliżał się do domu, który znajdował się na pierwszej lotce prawego skrzydła Białego Gryfa, aleja zmieniła się w zwykłą ścieżkę, a balustrada w kupę kamieni, sięgającą do kolan. Prawdopodobnie stąd brało się obrzydzenie kyree do tego miejsca: takie ogrodzenie było niebezpieczne dla małych, niezdarnych szczeniaków. Tadrith i Keenath wzrastali w gnieździe niemal identycznym jak to, ale na pierwszej lotce lewego skrzydła Białego Gryfa; odległość między nimi i ich ukochanymi rodzicami odegrała niemałą rolę w podjęciu decyzji, która rodzina wygra wojnę o mieszkanie.
Tadrith mógł, gdyby tylko zechciał, wylądować na balustradzie przed swymi drzwiami, ale lądowanie gdziekolwiek poza publicznymi platformami było uważane za naruszanie zasad bezpieczeństwa, ponieważ zachęcało ledwo opierzone pisklaki, które zwykle przeceniały swoje umiejętności, do lekkomyślnego zachowania. Nikt nie stracił życia, ale kilkoro złamało nogi, kiedy źle obliczyły odległość podczas lądowania i spadły ze skały albo wpadły prosto w grupę przechodniów. Kiedy grupa rozhisteryzowanych matek zażądała od Rady, aby coś zrobiła w tej sprawie, zainstalowano platformy i wprowadzono rozkaz, aby gryfy i tervardi ich używały. Tadrith i Keenath, z których cały Biały Gryf nie spuszczał oka, bardzo skrupulatnie przestrzegali nakazu lądowania w wyznaczonych miejscach.
W każdym razie w dzień. Pisklaki nie mogą latać po zmierzchu, więc nikt nie zobaczy, że oszukujemy.
Kiedy pogoda była tak wspaniała jak dziś, drzwi i okna były szeroko otwarte, więc Tadrith po prostu wszedł do domu, stukając szponami o kamień podłogi. Pokój, który zamienili w salon, był przestronny i jasny, a ścianę nośną wyrzeźbiono i podparto długimi drewnianymi belkami. Przejrzysty materiał, z którego Kaled'a'in robili zasłony, zawieszony był na ramach z zawiasami wpuszczonymi w kamień. Na całe umeblowanie składały się różnej wielkości poduszki pokryte materiałami w kolorze piaskowca i granitu, łupka i krzemienia. W zimie na podłodze kładziono grube owcze skóry i wełniane dywany, aby ogrzać zimny kamień, a drzwi i okna zamykano, chroniąc wnętrza przed wiatrem, ale latem wszystkie okrycia chowano w spiżarni, a przegrzany gryf mógł się położyć na brzuchu na kamiennej podłodze i szybko się ochłodzić. I, dla ścisłości, Keenath właśnie to robił, rozciągnięty na ziemi z rozłożonymi skrzydłami, dysząc lekko.