Выбрать главу

Skan zwiesił dziób i ruszył za nim, szurając szponami po kamiennej rampie przy schodach, którą łatwiej było gryfowi pokonać.

– Nie podoba mi się to – rzekł w końcu. – Ale nie umiem powiedzieć dlaczego.

Bursztynowy Żuraw zatrzymał się nagle, odwrócił i spojrzał na przyjaciela z tak zmartwionym wyrazem twarzy, że gryf aż stanął na niższym stopniu.

– Mnie też nie, a nie mam żadnego powodu, aby się tak czuć. Szkoda, że nie mogę powiedzieć o moim przeczuciu, bo ta pewność, że coś się nie powiedzie, upodabnia mnie do nerwowej starej ciotki…

– Ale? – nalegał Skan. – Martwisz się, że nie masz odpowiedniej sukni, żeby zagrać ciotkę?

Bursztynowy Żuraw zachichotał, potem westchnął.

– Ale obawiam się, że nie mam podstaw, a nikt z jasnowidzów nie stwierdził wyraźnie, że coś się stanie Klindze i Tadowi. Wiem, co powiedziałbym mojemu klientowi, gdyby się tak czuł.

Skan spojrzał przyjacielowi w oczy i potrząsnął głową.

– Niech zgadnę. To, co czujemy, jest kombinacją starych reakcji wojennych i żalu, bo opierzenie się naszych piskląt jest nieomylnym znakiem, że się starzejemy.

– Absolutnie. Kto chce pogodzić się z nim, że się starzeje? Na pewno nie ja, bądź pewny. – Bursztynowy Żuraw był szczery i smutny. – Od dziesięcioleci utrzymuję ciało w formie, katuję je na różne sposoby, mogę być rozluźniony jak puch i napięty jak rzemień, ale… wszystko miało trwać jak najdłużej. Nigdy nie zastanawiasz się nad starością, gdy się starzejesz. A potem nagle ona już tu jest i gapi ci się w twarz. Bolą cię kości i stawy, młodzi się martwią, czy się aby nie nadwerężasz, a kiedy próbujesz im wytłumaczyć, że doświadczenie coś jednak znaczy, że wiesz więcej niż oni, przyłapujesz ich na wymienianiu spojrzeń, kiedy myślą, że nie patrzysz.

– Rzeczywiście. Uważam, że to okrucieństwo życia. W jednej chwili się oburzamy, bo nie uważa się nas za wystarczająco dorosłych, aby powierzać nam interesujące zajęcia, a potem, nagle, ledwo opierzone pisklaki odlatują, aby robić rzeczy, których my już nie możemy robić! – Skan potrząsnął głową i zapatrzył się w ocean. – I jeszcze mamy to przyjąć z godnością! To niesprawiedliwe. Protestuję! Uważam, że powinienem zostać zrzędą. Moje narzekanie zaspokoi wtedy oczekiwania ludzi.

– Za późno.

Skandranon parsknął.

– Będę wyjątkiem. Zasłużyłem sobie na tytuł. Król Zrzęda.

– Dopust Boży i Kara za Grzechy. Mogę się do ciebie przyłączyć? Będziemy obaj dostarczać młodym rozrywki. – Bursztynowy Żuraw wyrzucił z siebie trochę niepokoju, a Skan, zaskoczony, stwierdził, że sam też się rozluźnił.

– Jasne – odparł Czarny Gryf z godnością. – Chodźmy na tor przeszkód i głośno komentujmy, jak to my pokonywaliśmy go lepiej i szybciej.

– I w lepszym stylu – dorzucił Żuraw. – Z lekkością i gracją, bez brutalności.

– Naturalnie – zgodził się Skan. – O ile im wiadomo, nie mogło być inaczej.

– A jak bardzo ty się martwisz? – zapytała Zimowa Łania Zhaneel, kiedy tylko Skandranon nie mógł ich usłyszeć. Jako trondi'irn miała niejakie pojęcie, jak bardzo czułe były wszystkie gryfie zmysły, a Skana zdolności znała aż za dobrze. Mimo że zaczął już cierpieć na dolegliwości związane z wiekiem, nadal był wspaniałym okazem o niezwykłych zdolnościach, nie tylko w swej grupie wiekowej, ale wśród wszystkich gryfów.

– O Skana czy o dzieci? – spytała Zhaneel, zerkając spod oka na towarzyszkę.

– Hmm. O wszystkich, oczywiście – rzekła, oddając spojrzenie. Jest tak spostrzegawcza, jak się spodziewałam. - Najpierw o Skana. Z nim musimy żyć.

– Tak jak z Bursztynowym Żurawiem, nie? – podjudziła Zhaneel. – Cóż. Siadaj obok mnie, aby wiatr poniósł słowa, których inni nie powinni podsłuchać, i porozmawiamy o mężach. – Wskazała dziobem piękną drewnianą ławkę zrobioną z konarów przyniesionych przez wiatr i morze i usiadła obok niej na chłodnych kamieniach klifu.

Zimowa Łania spoczęła wdzięcznie na ławeczce i położyła ramię na oparciu.

– Żuraw jest bardzo nieszczęśliwy. Podejrzewam, że oczekiwał, iż Judeth i Aubri przydzielą Klingę do ochrony albo patrolowania miasta. Nie sądzę, aby kiedykolwiek przyszło mu do głowy, że wyślą ją tak daleko.

Mnie też to nie przyszło do głowy, a powinno. Wiedziałam od roku, że Klinga chce wyrwać się z miasta i od nas. Może gdyby Żuraw nie był tak nieprzejednany, żeby mieszkała z nami aż do mianowania na Srebrzystą…

Keeth i Tad byli w stanie się wyprowadzić po części dlatego, że Skan pożyczył im pieniędzy na wykopanie nowego domu na wymianę. Wyczuwając niepokój Klingi, Zimowa Łania próbowała namówić Żurawia, aby zrobili to samo, jednak nawet nie chciał jej słuchać.

Dlaczego miałaby się wyprowadzić? - zapytał wtedy. - Ona nie potrzebuje swojego miejsca. Zapewniamy jej tyle prywatności, ile miałaby we własnym mieszkaniu i nie sadzę, aby czuła się zakłopotana przyprowadzając tu kochanka! - westchnął dramatycznie. – Ale na to się nie zanosi. Biorąc pod uwagę, jak się zachowuje, śluby czystości tylko polepszyłyby jej życie seksualne. Gdzie popełniliśmy błąd? Zupełnie jakby nie chciała słuchać swego ciała.

Zimowa Łania mogła mu powiedzieć, że dzieci zawsze są zażenowane obecnością rodziców, kiedy próbują pierwszych, nieśmiałych kroków tańca miłosnego i onieśmielane przez nich, kiedy dowiadują się po raz pierwszy, jakimi dorosłymi się staną – ale wiedziała, że nie uwierzyłby jej. Uwierzyłby, gdyby Klinga była cudzym dzieckiem, ale nie, gdy to on był ojcem. Rodzic może czasami być zbyt blisko dziecka, aby myśleć obiektywnie. Kiedy chodziło o potomstwo innych, zauważał całe płótno – ale gdy chodziło o własne, zauważał jedynie codzienne szczegóły, pojedyncze nitki, a nie cały splot. Bursztynowy Żuraw mimo swego talentu nie dostrzegał, że Klinga nie chce poznawać potrzeb swego ciała w obecności rodziców. Gdyby Klinga zdecydowała się działać i otwarcie poprosiła o własne mieszkanie, prawdopodobnie ugiąłby się i spełnił jej życzenie. Ale była zbyt nieśmiała i zbyt dumna, a teraz, patrząc wstecz, Zimowa Łania zrozumiała, że podanie o przydział na odległy posterunek było w oczach córki, jedynym sposobem na zdobycie odrobiny prywatności.

– Skan się boi, ale nie załamuje – powiedziała Zhaneel po chwili, podczas której spoglądała na ocean. Być może śledziła flotę; rybacką; jej oczy były wystarczająco bystre, aby ze szczegółami; rozróżnić rzeczy, które dla Zimowej Łani pozostawały kropkami na horyzoncie. – Mam nadzieję, że gdy zrozumie, iż dzieci sobie poradzą, będzie mniej histeryzował. Częściowo jest temu winien bezruch, a częściowo fakt, że chce robić wszystko, a nawet gdyby był młody, nie mógłby zrobić połowy tego, o czym teraz marzy!

Zimowa Łania zaśmiała się słabo.

– Dziwne, jak młodzieńcze zdolności rozrastają się z wiekiem, nie sądzisz? – rzekła. – Jestem absolutnie pewna, że pamiętam, iż mogłam pracować bez ustanku dwa dni i dwie noce, jeździć konno jak Kaled'a'in i strzelać jak najlepszy najemnik a oprócz tego wywiązywać się z obowiązków trondi'irn. Oczywiście nie mogłam, ale pamiętam, że tak robiłam.

– Ja też – zgodziła się Zhaneel. – Ze Skandranonem nią będzie tak źle jak z Bursztynowym Żurawiem; nasze dzieci to chłopcy i jeden nam jeszcze został. Twoja sokoliczka była jedynym pisklakiem w gnieździe, a do tego kobietą. Mężczyźni chronią swoje samiczki; mają to we krwi.