Jej ubranie i włosy już wyschły, ale tylko gryfia odznaka była tak nieskalana, jak wtedy, gdy wyruszali. Poplamione szorty i tunika były w kilku miejscach podarte, a obrąbki zaczynały się strzępić. Wyglądam jak włóczęga - pomyślała żałośnie. Mam nadzieję, że Ikala nie przyłączył się do ekipy poszukiwawczej… Och, to śmieszne. Nie oczekiwałby przecież, abym wyglądała jak dama, a ja byłabym tak szczęśliwa, widząc ratowników, że myśl o ubraniu nawet by mi nie zaświtała w głowie!
Tad pomógł jej owinąć bandaże nasączone maścią wokół najgorszych skaleczeń i posmarować ugryzienia na tyle, na ile pozwalały mu duże szponiaste dłonie. Na początku myślała, że próby złagodzenia pieczenia znów poszły na marne, ale gdy mikstura wyschła, zauważyła, że swędzenie ustało, przynajmniej na chwilę. Troskliwa opieka gryfa przyniosła ulgę jej delikatnemu ciału.
Tad spojrzał na nią, strosząc pióra potargane przez deszcz, z pytaniem w oczach.
Odetchnęła z ulgą.
– Działa – powiedziała. – Będę musiała zrobić zapas i nieść w bukłaku. Jeśli ciągle będę się smarować, stawanie w miejscu nie doprowadzi mnie do obłędu.
Tad zachichotał.
– To dobrze. Teraz tylko będziemy musieli znaleźć coś, co odstraszy owady bez doprowadzania nas do obłędu zapachem!
Klinga przestała przejmować się swędzeniem, obrzuciła Tada krytycznym spojrzeniem i bez ostrzeżenia pomacała jego mostek, wielką kość na piersi, którą gryfy odziedziczyły po ptakach; mostek pierwszy zdradzał chorobę, wystając coraz bardziej, gdy gryf lub ptak nie dojadały.
Był trochę ostrzejszy, a otaczające go mięśnie skurczyły się nieco. Ktoś mało uważny nie dojrzałby tego, ale Tad był jej partnerem i miała za zadanie dbać o niego ze wszystkich sił.
– Trochę schudłeś – rzekła z namysłem. – Nie za dużo, ale to wina albo ograniczenia jedzenia, albo tego, że się kurujesz. Albo jednego i drugiego.
– Albo tego, że rozwijam mięśnie nóg, a mięśnie skrzydeł zaczynają zanikać, bo ich nie używam – dodał. – W życiu tyle nie chodziłem. Jeszcze trochę i zacznę wyglądać jak koń pociągowy, a nie jastrząb.
Obrzuciła go sceptycznym spojrzeniem, skrzyżowała nogi i oparła podbródek na zdrowej dłoni.
– Chciałaby m znaleźć rzekę – rzekła nerwowo. – Nieważne, co nas ściga, gdybyśmy mieli rzekę, moglibyśmy łowić ryby; dostałbyś porządne jedzenie. Nawet jeśli coś nas ściga i odstrasza zwierzynę, wątpię, aby ryby bały się naziemnego drapieżcy. – Rzeka zdawała się teraz ucieleśniać obietnicę wszystkiego: jedzenia, schronienia i ratunku. Być może zbyt wiele sobie obiecywała po strumyczku, ale miała przed sobą cel, na którym mogła się skoncentrować.
Westchnął ciężko i podrapał w ugryzione ucho.
– Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy w stosunku do rzeki i urwiska – wyznał. – A taki las jest mi zupełnie obcy. Gdyby to miejsce bardziej przypominało dom, znalazłbym rzekę, ale nie mogę dojrzeć nieba, aściółka ma tutaj dziesięć lub dwanaście warstw…
– Wiem i nie mam do ciebie pretensji – zapewniła go szybko. – Skąd możesz znać taki las? Nigdy tu nie trenowaliśmy. Myśleliśmy, że lecimy na założony posterunek, gdzie było schronienie, ogród, spiżarnia i broń.
– Przede wszystkim spiżarnia – powiedział Tad ochryple, jakby nagła myśl o jedzeniu wywołała tęsknotę za domem. Pomasował gardło i przełknął. Ostatnio nałykał się zbyt wiele powietrza i nie wychodziło mu to na zdrowie.
Zmarszczyła czoło, sfrustrowana.
– Jestem pewna, że wokół nas rośnie wiele jadalnych rzeczy, ale ich nie znam! Korzenie, pędy, liście, które ty też mógłbyś jeść! – Machnęła bezradnie ręką. – Nie możemy pozwolić sobie na luksus eksperymentowania, ponieważ nie możemy zachorować. Tylko tubylec wiedziałby, jak sobie poradzić w takim miejscu.
– Tubylec, na przykład Ikala? – zapytał Tad złośliwie i zaśmiał się, gdy Klinga spąsowiała. – Żałuję, że go tu nie ma.
– Ja też… – zaczęła, chcąc szybko zmienić temat.
– Pewnie z kilku powodów! – judził, nie dając jej sposobności zmiany tematu i przypominając dawnego Tada. – To nie twoja wina; przystojny z niego facet i dobrze się sprawiał na szkoleniu. Byłoby dobrze lepiej go poznać.
– Chyba tak – odparła zaniepokojona. Tad ponad wszystko uwielbiał mieszać się w życie uczuciowe innych. – Gdybyśmy mieli okazję porozmawiania z nim o takich lasach, pewnie radzilibyśmy sobie lepiej.
Zauważył, co próbowała zrobić.
– Ejże, Klinga! – przymilił się. – Nie rób ze mnie głupka! Jestem twoim partnerem czy nie? Czy partner nie powinien wiedzieć, kto ci się podoba? – Rzucił jej chytre spojrzenie z ukosa. – Wiem, że ty mu się podobasz. To oczywiste, jeśli się przyjrzysz.
– A ty się przypatrywałeś, co? – warknęła, nie próbując zająć go czymś poważniejszym. Roześmiał się.
– Mam cię przecież pilnować, nie? Byłabyś szczęśliwsza, mając przyjaciela, z którym dzieliłabyś hm… przyjemne chwile, a ja wiem, że byłoby łatwiej z tobą pracować, gdybyś była szczęśliwsza. – Przekrzywił komicznie głowę.
– O, wielkie dzięki – rzekła sarkastycznie. – Teraz gadasz jak moi rodzice. Nie mogą się doczekać, kiedy się… zdecyduję.
Pójść z kimś do łóżka – pomyślała kwaśno. Tad o tym wie. I nie powinien mówić tak jak oni! Wie, co o tym myślę!
– Mają obsesję na tym punkcie, bo większość życia spędzili, korzystając z przyjemności zmysłowych. Uważają je za źródło wszelkiego szczęścia, nawet jeśli ktoś robi dziwne, niespotykane rzeczy! Nie zależy mi, żebyś się z kimś przespała. Chcę tylko, żebyś była zadowolona z życia – tłumaczył Tad. – On jest obiecujący. Przystojny, inteligentny i na tyle otwarty, że nie nakaże ci żyć według zwyczajów Haighlei. Ma poczucie humoru, a to ważne. A ponieważ wychowano go na księcia, wie, że musisz skoncentrować się na obowiązkach, a nie poświęcać niewolniczo dla mężczyzny. Jak uważasz?
Klinga zmierzyła partnera ostrym, twardym spojrzeniem, nie potwierdzając i nie zaprzeczając.
– Swatasz mnie – oskarżyła go. – Nie próbuj zaprzeczać; już widziałam twoje swatanie, zachowujesz się jak doświadczona swatka! Chcesz, żeby wszyscy się z kimś związali i żyli może nie długo i szczęśliwie, ale na pewno przyjemnie!
– Oczywiście! – odparł. – A dlaczego nie?
Warknęła.
– Bo… bo to mieszanie się w cudze życie! Powtarzam, słyszę te nonsensy od moich rodziców i mam dość! Dlaczego muszę ich wysłuchiwać od ciebie?
Parsknął tylko.
– Jestem twoim partnerem, muszę wiedzieć o takich sprawach i muszę ci pomóc w osiągnięciu tego, czego pragniesz i potrzebujesz, nawet jeśli sama nie wiesz, czego chcesz! Ja opowiedziałbym tobie o tego typu problemach i oczekiwał pomocy. Oboje musimy wiedzieć, czy zdarzy się coś, co nas wytrąci z równowagi emocjonalnej, ponieważ wpłynie to na wykonywanie naszych zadań. Przyznaj, że mam rację!
Znów warknęła, ale po chwili bardzo opornie przyznała mu rację. Partnerstwo wśród Srebrzystych było tak bliskie jak małżeństwo, a partnerzy mieli sobie ufać i współpracować, na służbie i poza nią.
A to, co uważała za wścibstwo ze strony rodziców, uchodziło Tadowi. Być może dlatego, że był on gryfem, nie człowiekiem. I choć gryfy rozumowały jak ludzie, Tad nigdy w pełni nie zrozumiał Klingi, co dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
– Dalej, wyznaj partnerowi, co czujesz. – Położył głowę na szponach. – Co myślisz o Ikali?
Deszcz bębnił w dach ich szałasu i przeciekał między gałęziami. Błyskawice oświetlały konary, odbijały się biało w oczach Tada i srebrnej odznace na jej tunice. Jak zwykle, na zewnątrz słychać było tylko deszcz i grzmoty.