Выбрать главу

Nie rozumiał po prostu, dlaczego dziecko jego i Zimowej Łani chciało zostać wojownikiem. Nie może pojąć, jak on i mama mogli zmajstrować kogoś takiego jak ja. Według wszelkiego prawdopodobieństwa po tym, czego mnie nauczyli, nie powinnam nawet myśleć o takim życiu.

Tej przepaści pewnie nigdy nie zasypią, a Klinga jeszcze nie wymyśliła wyjaśnienia, które pomogłoby ojcu rozwiązać tę łamigłówkę.

– Klinga, pobawisz się w sekretarkę i zapiszesz mi tę listę? – poprosił Tadrith, przerywając tok jej myśli. – Inaczej mogę zapomnieć coś ważnego.

– Nawet jeśli tak by się stało, zawsze mogą nam to przesłać Bramą – powiedziała i zaśmiała się, kiedy opuścił pędzelki na uszach.

– Byłoby to tak upokarzające, że wolałbym się obejść bez najpotrzebniejszych rzeczy! – wykrzyknął. – Wypominaliby mi to do śmierci! Proszę, weź ołówek i papier z pudełka i pomóż mi, dobrze?

– A po cóż są partnerzy gryfów, jeśli nie do wykonywania papierkowej roboty? – odparła, wstając i idąc przez pokój do sekretarzyka, w którym mieściły się różności, uważane przez bliźniaków za użyteczne, każda na swoim miejscu. Sekretarzyk, wyrzeźbiony z pachnącego drewna zwanego przez Haighlei sadar, pełen był szufladek wypełnionych różnymi przydatnymi rzeczami. Między nimi leżało pudełko miękkich srebrnych ołówków i blok twardego papirusu, wyprodukowane przez Haighlei. Wyjęła je i wróciła na swe miejsce u boku Tadritha. Oparła się o jego ciepły szeroki bok, używając kolan jako prowizorycznego biurka.

Czekała cierpliwie, gdy bliźniaki spierały się o każdy przedmiot, który miał być umieszczony na liście. Tylko raz w czasie sprzeczki wtrąciła się, gdy Keenath nalegał, aby Tadrith zabrał ze sobą specjalną apteczkę, a Tad protestował ze wszystkich sił.

Poklepała go po ramieniu, by umilkł.

– Kto tu jest trondi'irn? – zapytała. – Ty czy Keeth?

Tadrith gwałtownie obrócił głowę, jakby zapomniał ojej obecności.

– Uważasz, że skoro on jest ekspertem, powinienem go słuchać?

– Oczywiście – odparła sucho. – Po co pytać go o zdanie, skoro i tak go nie posłuchasz, choć wiesz, że jest autorytetem w tych sprawach.

– Ale prawdopodobieństwo, że będziemy potrzebować zestawu do nastawiania kości, jest nieskończenie małe! – zaprotestował. – A ile to waży! Wiesz, że ja będę to wszystko niósł!

– Ale jeśli będziemy potrzebować tej apteczki, nie zastąpimy jej zawartości niczym innym – przypomniała. – Nie wiemy na pewno, czy na posterunku znajduje się ten zestaw, a wolałabym się nie przekonać, że poprzednie zespoły też były tak święcie przekonane o swej nietykalności jak ty. – Keenath nadął się, dumnie prężąc pierś, kiedy, głucha na prośby Tadritha, wpisała apteczkę na listę. – Będę nalegać. A jeśli nie znajdzie się w koszyku, kiedy wyruszymy, poślę po nią. Może się zdarzyć, że będziemy jej potrzebować, a nie będziemy mogli poprosić, aby nam ją przerzucili Bramą.

Tad złożył uszy, pokonany, patrząc na dwie nieprzejednane twarze.

– Wygraliście. Nie mogę się spierać z obojgiem.

Gryfy nie mogą się uśmiechać jak ludzie, ale na tyle kontrolują mięśnie przy dziobie i dolną szczękę, że prawie im się to udaje. Więcej niż cień uśmiechu przemknął po twarzy Keetha, kiedy przeszli do następnego punktu. Jednym z powodów, dla których Klinga czuła się tak dobrze wśród Srebrzystych, a gryfów w szczególności, był fakt, że ich pobudki i myśli były względnie proste i łatwe do odgadnięcia. Zwłaszcza dlatego, że kiepsko kłamały. Gryfy były zbyt impulsywnie, aby kogoś zwodzić, tym bardziej, że język ich ciała był bardzo wymowny, wystarczyło tylko obserwować ułożenie piór na twarzach i kąt pochylenia uszu. Choć skomplikowane i uparte, gryfy były też dokładnie takie, jakie się wydawały. Kestra'chern, a szczególnie jej ojciec – Bursztynowy Żuraw, stanowili ich całkowite przeciwieństwo.

Praca uzdrowicieli w pewnym stopniu wiązała się z manipulacją pacjentem. W ich zajęciu chodziło o to, by sprawić, aby pacjent poczuł się lepiej, osiągnął równowagę psychiczną dzięki lepszemu zrozumieniu siebie samego. Ale pomysł manipulowania kimkolwiek z jakiegokolwiek powodu wcale się jej nie podobał, niezależnie od tego, jak czyste były motywy czy chwalebny efekt.

Och, wiem, że życie nie jest czarno-białe, ale…

Ech, ze Srebrzystymi żyło się prościej. Rozwiązania zazwyczaj były czarne lub białe: kiedy miałeś tylko chwilę na podjęcie decyzji, musiałeś maksymalnie uprościć całą sytuację. Subtelności, jak często mawiała Judeth, zostawiamy na czas wolny.

Zanotowała kolejny punkt i pozwoliła myślom odpłynąć.

Nie mogę się doczekać chwili, gdy będziemy daleko stąd. Szkoda, że nie możemy wyjechać, nie rozmawiając z moimi rodzicami.

Kiedy już wyjadą z Białego Gryfa, po raz pierwszy od lat będzie mogła się rozluźnić. Czuła, że za jej niepokój był pośrednio odpowiedzialny jej ojciec.

Wie za dużo, w tym sęk. Kiedy była dzieckiem, oczywistością zdawało się, że Bursztynowy Żuraw znał wszystkie ważne osoby w Białym Gryfie. Nie znajdowała żadnego powodu, dla którego nie miałby ich znać. Ale kiedy stopniowo pojmowała, czego tak naprawdę wymagało zajęcie jej ojca, zaczęła mgliście rozumieć, że wiedza, jaką posiadał Bursztynowy Żuraw, była bardzo rozległa.

W końcu pewnego dnia kawałki układanki złożyły się w całość. Olśniło ją, że pozycja jej ojca jako kestra'chern dawała mu olbrzymią władzę.

Jej ojciec nie tylko bywał wśród wszystkich ważnych ludzi, wiedział też o nich wszystko: znał każde pragnienie, każde marzenie i wahanie. Szczegóły, których, była przekonana, nikt nigdy nie powinien poznać. Takie sekrety dawały temu, kto je poznał, zbyt dużą władzę nad drugim człowiekiem, a to pociągało za sobą niewyobrażalną odpowiedzialność.

Nie żeby ojciec kiedykolwiek użył tej władzy…

A może? Gdyby miał szansę manipulować kimś w sprawie, którą uznał za słuszną, czy oparłby się pokusie? A czy strach, że takie sekrety mogą zostać wyjawione innym, nie spowodowałby, że prawie każdy zgodziłby się spełnić żądania Bursztynowego Żurawia?

Nigdy w życiu nie zauważyła, aby Bursztynowy Żuraw uległ pokusie użycia swej ukrytej władzy, ale był jej ojcem i wiedziała, że nie jest obiektywna w ocenie. A poza tym nie była pewna, czego szukać, gdyby chciała sprawdzić, czy nie nadużywał swej władzy.

Och, to nieprawdopodobne. Ojciec nigdy by nikogo nie skrzywdził, chociażby dlatego, że jest empatą i odebrałby uczucia tej osoby.

Wiedziała o tym; sama była po części empatką, choć niczego nie odczuwała, jeśli nie dotykała drugiej osoby.

Był to jeden z powodów, dla których Bursztynowego Żurawia tak zaskoczyła jej chęć zostania Srebrzystą. Jak empatką mogła wybrać zawód, który wymagał ranienia, a nawet zabijania innych?

Łatwo. Muszę zapobiec, aby ci ludzie nie zranili ani nie zabili innych.

Nigdy tego nie zaakceptował, podobnie jak faktu, że nie chciała używać swych zdolności empatycznych.

Otrząsnęła się na samą myśl.

Zna każdy obrzydliwy sekrecik, każdy ukryty lęk, każdą głęboką potrzebę, każdą tęsknotę i żądzę każdego klienta, z którym się kiedykolwiek zetknął. Jak mu się udaje z tymżyć i nie oszaleć, nie mam pojęcia. A poza tym on chce poznać te sprawy… Nigdy nie mogłabym tego uczynić, nigdy. Cała się jeżę na samą myśl. Nie chcę znać nikogo tak blisko. Przypominałoby to zdzieranie naskórka, sobie lub komuś innemu.

Kochała swego ojca i swoją matkę, wiedziała, że są cudownymi, godnymi podziwu ludźmi, ale czasami czuła obrzydzenie do tego, co robili. Jako Srebrzysta musiała tylko zapobiegać bójkom, od czasu do czasu połamać kilka kości i używać siły, gdy słowa nie działały. To było tylko ciało, a nawet posiniaczone i krwawiące ciało się goiło: nie było to tak poważne jak badanie czyjegoś serca.