Выбрать главу

Od momentu, kiedy pojęła, kim i czym był jej ojciec, żyła w strachu, że ludzie myślą, iż jest taka jak on – że chciała być taka jak on. Najbardziej przerażało ją, iż uważali za oczywiste,że radośnie ich wysłucha, kiedy obnażą przed nią duszę…

Bogowie. Nie. Wszystko, tylko nie to.

Przez jakiś czas, dopóki uzdrowiciele nie pokazali jej, jak kontrolować zdolności empatyczne, bała się nawet dotykać innych, nie chcąc dowiedzieć się więcej, niż zamierzała. Nawet kiedy już nauczyła się blokować niepożądane informacje, miała bzika na punkcie swej prywatności.

Przynajmniej takiej, jaką mogę zyskać, ciągle mieszkając z rodzicami.

Na ile mogła, zatrzymywała myśli tylko dla siebie; nigdy nie zwierzała się z rzeczy, które uważała za bardzo osobiste. Nawet ze spraw dotyczących miłości i pożądania.

Szczególnie ze spraw dotyczących miłości i pożądania.

Teraz zastanawiała się, czy rodzice przypadkiem nie podejrzewali, że ktoś zamienił im dziecko w kołysce. Oto dwoje ludzi, którzy wiedzieli absolutnie wszystko o fizycznej stronie miłości, a ich córka zdawała się tak aseksualna jak mniszka.

Postanowiła, że jej matka ani ojciec nigdy nie będą mieli okazji do najlżejszych nawet podejrzeń, że ich córka mogłaby się interesować związkiem z kimkolwiek. Niestety, ich nie zaskoczyłby żaden możliwy związek, w jaki mogłaby się zaangażować. Szczerze mówiąc, zbyt ochoczo sugerowali partnerów i z prawdziwą radością służyliby całą masą rad dotyczących podejścia i techniki, gdyby tylko zadała jedno pytanie!

A Klinga rumieniła się na samą myśl o tym, jakie byłyby te rady! Zachodził tu przypadek nadmiaru informacji.

Dlaczego nie mogą być jak inni rodzice? - pomyślała buntowniczo. Dlaczego nie mogą być zaskoczeni, że już nie jestem niewinną małą dziewczynką, przerażeni myślą, że pewnego dnia pójdę z kimś do łóżka, nie próbują strzec mojej cnoty, jakby była kopalniami złota króla Shalamana? O ile łatwiej byłoby radzić sobie z takimi rodzicami!

Na własnej skórze przekonała się, że znacznie trudniej było znieść radosną współpracę, niż ostry sprzeciw.

To bardzo przypomina walkę wręcz, którą my, Srebrzyści, ćwiczymy - myślała sfrustrowana, zapisując kolejny punkt na liście Tadritha. Kiedy przeciwnik cię atakuje, jest wiele możliwości, aby mu się przeciwstawić. Możesz go zablokować, sparować cios, uciec czy użyć jego siły przeciw niemu. Kiedy atakuje, możesz wybierać, jak się bronić. Ale kiedy nic nie robi, kiedy porusza się wraz z tobą, jesteś bezsilny, nie zmienisz sytuacji.

Cóż za ironia, rozważać swe pozornie spokojne życie z rodzicami jako walkę wręcz.

Jedynym rozwiązaniem tej śmiesznej sytuacji była wyprowadzka z Białego Gryfa. Jak poradziła Keenathowi, dla Srebrzystych istniały możliwości w Cesarstwie Haighlei. Ambasadorowie Białego Gryfa potrzebowali niewielkiej gwardii przybocznej, aby zapewnić sobie odpowiednią prezencję na dworze Cesarza; gwardia składała się głównie z ludzi, ale zawsze służyły w niej co najmniej cztery gryfy i po dwa dyheli lub kyree. Tervardi woleli nie mieszkać w tak ciepłym klimacie, a hertasi doskonale się bawiły, udając służących i robiąc wywiad na temat rzeczy, które inaczej nigdy nie dotarłyby do uszu ambasadora. Cesarz również miał dwa gryfy jako strażników, służących wraz z młodszymi synami innych królów Haighlei.

Mogłabym poprosić o przydział tam… Myślę, że samotność na posterunkach przypadnie mi do gustu, ale trzeba brać pod uwagę inne rzeczy.

Tad nie byłby w stanie znieść zadania za zadaniem w wyludnionej dżungli. Po jakimś czasie z pewnością oszalałby kompletnie. Był bardzo towarzyskim stworzeniem, a ich partnerstwo nie przetrwałoby długo, gdyby ona była jedyną osobą w okolicy, z którą można porozmawiać.

Nie wspominając, co by się z nim stało, gdyby w pobliżu nie było gryfic. Jemu się tylko wydaje, że w niczym nie przypomina ojca. Wśród pięknych latawic ma reputację równie dzikiego jak jego ojciec, jeśli nie bardziej. Lepiej dopilnuję, żeby się trochę wyspał, zanim wyruszymy.

Zachichotała, a Tad rzucił jej zaciekawione spojrzenie.

A jeśli już o tym mowa, sama nie była czystą dziewicą, nietkniętą i nierozbudzoną. Równie dobrze ona mogła zwariować, żyjąc zbyt długo z dala od cywilizacji.

Rzeczywiście, po zbyt długim pobycie w dżungli pewne perwersje mogłyby mnie zainteresować. Napięcie robi swoje. Kiedy zorientuję się, że oglądam się za wężami i przytulam do gałęzi, będę wiedzieć, że za długo tam jestem. Chociaż to tylko jedna rzecz i łatwo ją zastąpić – znacznie trudniej znaleźć substytut dla troskliwego kochanka. A skoro mowa o komplikacjach, cóż, jest Ikala.

Westchnęła. Klindze zależało na Ikali i starała się ukryć go przed rodzicami, knując i zwodząc tak, że każdy szpieg byłby dumny.

Królowie Haighlei mający więcej niż jednego syna – a większość z nich, co roku zawierająca ceremonialne małżeństwa z kapłankami, miała wiele dzieci – wysyłali owych synów do innych królów, aby służyli tam jako gwardia przyboczna. Udaremniało to wypowiedzenie wojny czy skrytobójstwo, bo każdy król trzymał zakładników innego króla. Co więcej, każdy król miał możliwość zdobycia lojalności książąt, wysyłając swoje dzieci na sąsiednie dwory. Był to dobry system, a w podzielonej i surowej kulturze Haighlei spełniał swe zadanie.

Ikala był jednym z tych młodszych synów, dwudziestym w kolejce do tronu, ciągnącej się za plecami Księcia Koronnego Nbubi. Ale zamiast wysyłać go na inny dwór, wybrano go do służby w Białym Gryfie, aby po wyszkoleniu przez Aubriego i Judeth służył w Srebrzystych.

Według standardów Kaled'a'in kultura Haighlei była dziwna. Każde działanie było ściśle określone przez protokół; każdy moment przypieczętowany zwyczajem. Haighlei żyli w najbardziej sztywnym społeczeństwie, o jakim Kaled'a'in kiedykolwiek słyszeli lub jakie widzieli; zmiana dozwolona była tylko wtedy, kiedy zarządził ją Cesarz i jego kapłani i tylko w czasie Ceremonii Zaćmienia…

Jak się tam cokolwiek w ogóle zmienia, pozostaje zagadką. Wszyscy byli zhierarchizowani, od bogów poczynając na najbiedniejszym żebraku kończąc, i nikt nie mógł opuścić swego wyznaczonego miejsca w tej hierarchii, prócz specjalnych okazji, w ściśle określonych momentach. I dlatego właśnie Ikala, syn króla, przebywał w Białym Gryfie.

Ikala nie może znieść przymusu swego ludu tak samo jak ja. Ikala odnalazł tu ukojenie, tak jak ona miała nadzieję znaleźć je na odludziu. Być może dlatego właśnie od początku do niego lgnęła. Oboje próbowali uciec od życia, jakie zaplanowali dla nich inni.

Ikala nie był tu jedynym Haighlei; wielu uciekło do Białego Gryfa przed nieznośną hieratycznością swej kultury. I choć nie było ich tak wielu, jak się Klinga spodziewała, byli głównie młodzi, bo starzy woleli poczekać na przyszłe wcielenie, aby poprawić swój los. Znacznie częściej przybywały kobiety niż mężczyźni, chociaż tak naprawdę nie było różnicy w sposobie, w jaki prawo i zwyczaje Haighlei traktowały obie płcie. Tym lepiej, bo w Białym Gryfie było więcej mężczyzn niż kobiet – przypadek, który Śnieżna Gwiazda i Cinnabar kładli na karb bardziej subtelnych niż magiczne burze następstw kataklizmu, który zniszczył Ka'venusho. Pewnie to stało się powodem, dla którego tak wiele kobiet Haighlei tu zjechało: najzwyczajniej w świecie polowały na męża!