Kiedy płomienie zgasły, weszli do jaskini, aby zobaczyć, co zostało. Niewiele dało się rozpoznać, ale zabrali czaszki zwęglonych wyrs, aby je oczyścić. Rodziny zabitych przez nie ludzi miały prawo do czaszek, aby odprawić rytuał zemsty podczas ceremonii pogrzebowych. Oczyszczanie nie należało do przyjemności. Skały w jaskini były przyjemnie ciepłe i dwóch wyczerpanych ojców padło na podłogę i zasnęło.
W tym czasie ona i Tad wyszli na deszcz, aby posprzątać bałagan.
– Ta jest ostatnia, dzięki bogom – powiedziała Klinga, wlokąc bezgłowe ciało ku rzece. Tad i ona wrzucili je do wody i ruszyli do jaskini.
– Żuraw smaży dla ciebie ryby – powitał ich Skan, gdy przeleźli przez barykadę. Zhaneel to by się nie spodobało. Przy okazji, obie grupy ratunkowe są na tyle blisko, aby myślmówić ze mną, więc nie będziemy już musieli jeść ryb.
Serce Klingi podskoczyło z radości, a jej gardło się zacisnęło, gdy uświadomiła sobie, jak blisko musieli być inni zeszłej nocy.
Mogli wejść w taką samą pułapkę, jak nasi ojcowie - pomyślała trzeźwo. Przez cały wieczór zastanawiała się, czy postąpili słusznie, stawiając wszystko na jedną kartę. Teraz wiedziała, że tak.
– Kiedy tu będą? – zapytał Tad, kiedy Klinga wzięła rybę, uśmiechając się w podzięce.
– Pewnie jutro. Klinga, twoja matka jest przerażona. Tad, twoja matka i brat już by tu lecieli, gdyby nie padało. – Skan uśmiechnął się. – Przyrzekłem, że postaramy się nie rozpuścić przed ich przybyciem.
– Dobre posunięcie – stwierdziła Klinga. – Powiedziałeś im coś więcej prócz tego, że jesteśmy bezpieczni?
Skan zamknął dziób i spuścił głowę.
– Przyznaję, powiedziałem im wszystko, kiedy byli na tyle daleko, aby wasze matki nie rozerwały nas żywcem za nadstawianie karku. – Kaszlnął. – Znam moją Zhaneel i podejrzewam, że Zimowa Łania zareaguje identycznie. Zanim do nas dotrą, zmęczą się na tyle, aby się cieszyć, że jesteśmy cali, i pewnie zapomną, że sami pokonaliśmy wszystkie wyrsy.
Bursztynowy Żuraw jęknął.
– Może Zhaneel, ale Zimowa Łania na pewno nie – rzekł. – Nigdy mi nie wybaczy, że zachowałem się jak kąpany w gorącej wodzie młodzik i stałem na kamiennej półce w nocy, strzelając do tych przeklętych potworów! A przy okazji dodam, że właściwie szło mi całkiem dobrze.
Klinga poklepała go po kolanie i uśmiechnęła się pełna miłości.
– Nie bój się, tato – powiedziała z uczuciem. – Obronię cię.
Po raz pierwszy od wielu dni, jeśli nie tygodni, Tad leżał na półce skalnej i wygrzewał się na słońcu. Deszcz w końcu osłabł i choć mgła pojawiła się jak zwykle, po niej wyjrzało słońce. Pora deszczowa już przemijała.
Tad wrzasnął radośnie i zeskoczył z półki, by pogalopować na spotkanie bratu. Keeth wylądował na świeżej plaży przed jaskinią; chwilę później rzucił się bratu w ramiona, odstawiając gryfią wersję poklepywania po plecach, a obie matki zza zakrętu wyłoniły się.
Klinga też zeskoczyła z półki i pomknęła ku matce, a Bursztynowy Żuraw deptał jej po piętach. Tad uśmiechnął się do brata, kiedy Srebrzysta przytuliła się do matki, roniąc łzy. Wreszcie zachowywała się jak każdy normalny człowiek!
Po radosnym powitaniu, gdy Zimowa Łania otarła łzy, zza zakrętu wyszła druga grupa. Klinga urwała w pół zdania i skoczyła ku dowódcy.
Ikala wyglądał na zaskoczonego, ale niezmiernie uradowanego, kiedy Klinga rzuciła mu się na szyję i tylko ekspert mógł stwierdzić, kto kogo pierwszy pocałował.
Tad rzucił okiem na Bursztynowego Żurawia i Zimową Łanię: wyglądali na zaskoczonych, ale wkrótce zaskoczenie ustąpiło miejsca zadowoleniu.
Najprawdopodobniej. W końcu spełniło się ich życzenie!
– A to co? – wyjąkał Keeth. – W życiu się tak nie zachowywała!
Tad roześmiał się.
– To dość skomplikowane, ale chyba jestem w stanie to wyjaśnić. Żuraw uważają teraz za człowieka, a nie tylko i wyłącznie za swoje dziecko. A ona, no cóż, ona wie, kim jest; nie odbiciem Żurawia czy swej matki i nie musi już tak bardzo się starać, by się od nich odróżnić. Jest… jest wolna, wolna i może być sobą.
– A ty? – zapytał Keeth.
– Kiedy zobaczyłem ojca w akcji, nie mam nic przeciwko byciu synem Czarnego Gryfa. Walczył u mego boku i wie, że ma prawo być ze mnie naprawdę dumny. A gdy wieść się rozniesie, zobaczymy, jak sobie poradzi z byciem“ojcem dzielnego Srebrzystego”. Sprawiedliwości stało się zadość.
Keeth wyszczerzył zęby w uśmiechu i oparł się o brata.
– To da nam trochę spokoju i wolności.
Wolność - pomyślał Tad z zadowoleniem. To jest najważniejsze.
Mercedes Lackey
Larry Dixon