Выбрать главу

Świetnie. Oto nowina, której nie przekazywano na naszych lekcjach o obsadzaniu posterunków. A w broszurze, którą przeczytała mi Klinga, nie wspominano o tamtejszym klimacie.

– Czy powiedziałby pan, że pogoda jest na tyle trudna, aby przeszkodzić nam w wypełnianiu obowiązków? – zapytał grzecznie.

– Przeszkodzić? Pewnie tak, jeśli zaliczasz się do tych, co myślą, że się roztopią, fruwając w deszczu. – Łagodność Aubriego nagle zniknęła, jakby delikatnie ostrzegał Tadritha, aby ten lepiej nie myślał o takich sprawach. Źrenice Aubriego szybko się rozszerzyły i skurczyły, co było kolejnym ostrzeżeniem. – Nikt nie obiecywał słonecznych plaż i leniuchowania, kiedy wstępowałeś do Srebrzystych.

– Latanie w czasie burzy jest niebezpieczne – wtrąciła grzecznie Klinga, wymanewrowując Tada spod szponów Aubriego. – Start we mgle również może okazać się niebezpieczny. Nie przydamy się na nic Białemu Gryfowi, jeśli odniesiemy kontuzję, robiąc coś głupiego i trzeba będzie przysłać zastępstwo oraz ekipę ratunkową. Jeśli pogoda jest tam na tyle trudna, że aż niebezpieczna, powinniśmy o tym wiedzieć wcześniej i zorientować się, jakich znaków ostrzegawczych wypatrywać. Zawsze możemy zostać na ziemi i przeczekać groźną burzę.

– No cóż, masz rację. – Aubri powrócił do roli miłego, ględzącego wujka. – Ale nie sądzę, abym powiedział cokolwiek, co mogłoby stworzyć wrażenie, że pogoda uniemożliwi wam latanie na regularne patrole. Będziecie musieli być ostrożni, jak was uczono i mieć oczy szeroko otwarte, to wszystko. Burze nie są gwałtowne, lecz krótkie i ulewne, a mgła zawsze znika godzinę po świcie.

Jedno i drugie mogło go przyprawić o ból w kościach, jeśli ma takie same problemy jak mój ojciec. Aubri był prawdopodobnie najstarszym żyjącym gryfem z sił Urtho; na pewno był starszy od Skandranona. Wyglądał na swoje lata; jego pióra nie były tak gładkie i doskonale wyskubane jak pióra Tada; leżały raczej w lekkim nieładzie, nieco wyblakłe, choć nadal lśniły ciemnym, ciepłym brązem i ochrą. Teraz jego upierzenie było z lekka rudawe i kremowe i nawet świeżo wyrosłe pióra miał trochę potargane. Jak Skandranon należał do szerokoskrzydłych, podobny raczej do jastrzębia niż do sokoła, ale był bardziej krępy od Czarnego Gryfa. Jego przodkiem był prawdopodobnie brązowoogoniasty orłosęp, a nie myszołów. Czas zostawił swe piętno na delikatnej skórze wokół oczu i dzioba – siateczkę cienkich zmarszczek, choć nie były one tak widoczne jak te, które z wiekiem pojawiały się u ludzi. Mimo upływu lat zachował jasność umysłu, chociaż po sposobie, w jaki teraz grał, nie można było tego odgadnąć.

Rzeczywiście, gra. To wszystko gra, od początku do końca, stary oszust. Nigdy niczego nie zapomina; zależę się, że pamięta miejsce, na jakim każdy kadet skończył bieg z przeszkodami sprzed dwóch tygodni.

Aubri i Judeth byli mistrzami w odgrywaniu wroga i przyjaciela; Aubri udawał roztargnionego i dającego się okpić przyjaciela, a Judeth nieprzejednanego wroga. Tad rozgryzł ich pierwszego dnia treningu, ale on stykał się z Aubrim i Judeth każdego dnia, gdy dorastał. A szczególnie zapadł mu w pamięć “roztargniony” i “ględzący” Aubri bijący Skandranona raz za razem w warcaby, więc nic dziwnego, że nigdy nie pomyślał, że Aubri jest głupszy od swej ludzkiej partnerki.

Ale ojciec nigdy się nie przyznawał do przegranej albo twierdził, że się Aubriemu podłożył.

– A gdzie jest komandor Judeth? – zapytał, bo nie zauważył białowłosej kobiety, która dowodziła Srebrzystymi Gryfami, kiedy weszli kilka chwil temu. Aubri skinął dziobem ku drzwiom, wciąż otwartym jak w momencie ich przybycia. W ciepłe, przyjemne dni jak dziś większość mieszkańców Białego Gryfa otwierała okna i drzwi na oścież, a Aubri nie był wyjątkiem.

– Spotkanie z Haighlei; wybierają kolejnych Srebrzystych, którzy będą służyć w gwardii przybocznej Shalamana, kiedy Sella i Vorn wrócą. – Z namysłem obgryzał szpon, żując jego koniec i stukając cicho dziobem. – Prawdopodobnie wybiorą Kally i Reeska – dodał. – Nie mogą się oprzeć zgranym duetom.

– Tak pan sądzi? – spytała sceptycznie Klinga; jak Tad, tak i ona była świadoma, że istniało kilka par zdolnych do służby, które przewyższały ich doświadczeniem.

Aubri parskał z pogardą, gdy ktoś przedkładał wygląd gwardzistów nad ich umiejętności. Nie żeby Kally i Reesk byli źli; nikt wysyłany do Shalamana nie był zły. Jeśli już o to chodziło, to każdy, kto nie mieścił się w standardzie Aubriego, proszony był o znalezienie sobie innego zajęcia, zanim jeszcze skończył szkolenie – a dla niektórych lepiej było, jeśli sprawdziły się przez sześć miesięcy, bo w przeciwnym razie musiały zwrócić upragnioną srebrną odznakę. Ale wśród tych nielicznych, których Judeth i jej partner wybierali do reprezentowania Srebrnego Gryfa, ta para była ledwie przeciętna.

Jednakże wyglądali imponująco, ich złotobrunatne upierzenie pasowało do złota i lwich skór na dworze Shalamana i mogli stać na baczność godzinami, nie ruszając nawet piórem. Tadrith wymienił wszystkie te zalety.

– Główny doradca cesarza ma inne rzeczy na uwadze – skończył grzecznie. – Bardzo ważne i zgodne z protokołem jest to, aby gwardziści cesarza stali jak rzeźby podczas posłuchań na dworze. Ich nieruchomość podkreśla jego władzę i kontrolę.

– Nie znaczy to, że się napracują – dodała Klinga nierozważnie. – Nawet zakładając, że szaleniec albo zabójca dotarłby aż do straży cesarza, jeden rzut oka na gryfy w szale bitewnym wystarczyłby, aby zemdlał.

Tad syknął. To nie była najmądrzejsza uwaga – nie w obecności weterana wielkich wojen i migracji. Rozległ się zgrzyt, gdy szpony Aubriego odruchowo zadrapały posadzkę.

– Być może – odparł Aubri, rzucając jej spojrzenie zza zmrużonych powiek, które Klingę natychmiast przestraszyło. – Być może. Nigdy niczego nie zakładaj, młoda Srebrzysta. Założenia cię zabiją. Albo wiesz, albo robisz plany na najgorsze możliwe sytuacje. Zawsze. Nigdy nie licz na to, że zdarzy się najlepsze. Myślałem, że lepiej cię wyszkoliliśmy.

Lodowate słowa napełniłyby Judeth dumą, a ostry ton głosu nawet idiocie uświadomiłby, że się pomylił.

Klinga zaczerwieniła się na taką odprawę i sztywno stanęła na baczność. Aubri poczekał chwilę, aby upewnić się, że jego słowa wywarły zamierzony efekt, a potem machnął na nią szponem. Rozluźniła się ostrożnie.

Tego błędu już więcej nie popełni.

– A cóż to ja mówiłem? Piąty Posterunek… – ziewnął, a duch dowódcy gdzieś uleciał. Mógł być każdym starym gryfem, którego nie interesuje nic prócz miejsca w słońcu, plotek i jakości (oraz punktualnej dostawy) następnego posiłku. – Standardowy posterunek będzie ci drugim domem, jeśli przypadkiem jesteś pustelnikiem, dobra zwierzyna łowna, zawsze przemoczona, noce są trochę chłodne. Ach, teren jest w większości nie zbadany. – Uśmiechnął się, widząc źle skrywane, pożądliwe spojrzenie Tada. – Już się tego domyśliłeś, co? Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że w najlepszym przypadku traficie na złoto. Kawałki kwarcu w rzece i na dnie strumieni pasują do tych, które widziałem wcześniej tam, gdzie można wypłukiwać i oddzielać złoto. Nie chciało się nam szukać, kiedy byłem tam z Judeth; jesteśmy za starzy, aby brodzić w zimnej wodzie. Skoro masz ze sobą człowieka, trochę płukania nie zaszkodzi, tylko po to, by sprawdzić, czy coś tam jest.

– Nie zaszkodzi – zgodził się Tad, a Klinga skrzywiła się, ale przytaknęła. To był najłatwiejszy sposób znalezienia złota, jeśli Aubri miał rację i pod terenem kryła się żyła, a może i złoże. Jeśli rzeczywiście natknęliby się na kruszec, wypłukiwanie przez długi czas byłoby jedynym sposobem jego wydobycia. Haighlei najpierw musieliby pójść do wyroczni, aby dowiedzieć się, czy bogowie pochwalali kopanie w lesie, potem czekaliby na zgodę samego Shalamana, potem cesarz i kapłaństwo złożyłoby wspólne oświadczenie, że pozwala się na wydobycie. I nawet wtedy nie zaczęliby kopać szybów; sam Shalaman wybrałby jedną osobę z urodzonych wśród górników złota ekspertów, aby określiła (z pomocą kapłanów), gdzie i kiedy rozpocząć kopanie. Ta osoba z pomocą górników wykopałaby pierwszy szyb pod nadzorem kapłana, który upewniłby się, że wszystko odbyło się tak, jak bogowie uznali za przyzwoite i odpowiednie. Gdyby natknęła się na żyłę, cały proces powtórzyłby się, aby dowiedzieć się, czy bogowie zgadzają się na utworzenie kolejnego szybu w dżungli. Jeśli nie, uznano by to za znak, że bogowie nie zgodzili się mimo wcześniejszych wskazówek, spakowano by manatki i ruszono do domu. Wszystko zgodnie z protokołem.