Выбрать главу

— Na pewno nie chcesz, żebyśmy poszli z tobą? — zapytał Hahn, spoglądając na jego kulę.

— Nie, nie trzeba. Poradzę sobie.

Odeszli. Barrett ruszył w górę skalistego zbocza.

Obserwował Hahna przez pół dnia. I uświadomił sobie, że wie o nim niewiele więcej niż w chwili jego zjawienia się na Kowadle. To było dziwne. Ale może przybysz otworzy się bardziej, gdy pobędzie tu jakiś czas i zrozumie, że jest skazany na ich towarzystwo.

Popatrzył na łososiowy Księżyc i z przyzwyczajenia sięgnął do kieszeni, żeby pobawić się małym trylobitem. Przypomniał sobie, że dał go Hahnowi. Pokuśtykał do baraku. Zastanowił się, kiedy Hahn miał swój księżycowy miesiąc miodowy.

SZÓSTY

Minęło parę lat ciężkiej pracy, nim Jimowi Barrettowi udało się zmienić wizerunek Janet. Nie chciał jej zmuszać do zmiany, bo wiedział, że skończyłoby się to niepowodzeniem. Działał bardziej subtelnie, zapożyczając metody z taktyki przymusu pośredniego Norma Pleyela. Udało się. Janet wprawdzie nie stała się piękna, ale przynajmniej zrezygnowała z kultu niechlujstwa. I zmiana była niemała. Barrett wyprowadził się z domu i zamieszkał z nią, gdy miał dziewiętnaście lat. Ona miała dwadzieścia cztery, ale różnica wieku nie grała roli.

W tym czasie nastała rewolucja i rozpoczęła się kontrrewolucja.

Przewrót miał miejsce pod koniec 1984 roku, zgodnie z przewidywaniami komputera Edmonda Hawksbilla, kładąc kres systemowi politycznemu, który ledwie osiem lat wcześniej obchodził bardzo ponure dwóchsetlecie. System po prostu przestał funkcjonować, a powstałą próżnię zajęli — jak się spodziewano — ci, którzy od dawna nie mieli zaufania do procesu demokratycznego. Na mocy Konstytucji 1985, zamierzonej jako dokument prowizoryczny, powołano rząd tymczasowy, który miał nadzorować przywrócenie w Stanach Zjednoczonych swobód obywatelskich, wówczas zanikłych. Ale czasami prowizoryczne konstytucje i rządy tymczasowe nie zawsze obumierają, kiedy nadchodzi czas obumarcia.

W nowym układzie większość funkcji rządowych pełniła szesnastoosobowa Rada Syndyków kierowana przez kanclerza. Nowe nazwy brzmiały dziwnie w kraju z dawien dawna przyzwyczajonym do prezydentów, senatorów, sekretarzy stanu i tak dalej. Wszystkie te stanowiska, z pozoru wieczne i niezmienne, nagle odeszły w przeszłość, a miejsce znajomych słów zajęła zupełnie nowa nomenklatura władzy. Zmiana była najbardziej wyraźna na najwyższych szczeblach; biurokracja i służby państwowe funkcjonowały jak dawniej — musiały funkcjonować, jeśli państwo chciało uniknąć całkowitego rozpadu.

Nowy rząd był dziwnie dobrany. Nie można było nazwać go ani konserwatywnym, ani liberalnym, w dwudziestowiecznym pejoratywnym rozumieniu tych terminów. Ludzie piastujący władzę opowiadali się za aktywistyczną filozofią rządową, przywiązując ogromną wagę do robót publicznych i planowania centralnego, co mogło kwalifikować ich jako marksistów albo przynajmniej liberałów Nowego Ładu. Ale hołdowali również zniwelowaniu różnic zapatrywań w imię harmonijnego wysiłku, co nigdy nie było polityką Nowego Ładu, choć stanowiło nieodłączny element wszelkich odmian marksizmu. Z drugiej strony w większości byli zatwardziałymi kapitalistami, obstającymi przy wyższości sektora wolnej przedsiębiorczości nad planowaną ekonomią i dużo energii poświęcali przywróceniu klimatu gospodarczego z roku 1885.

W kwestii polityki zagranicznej byli sztywnymi reakcjonistami, izolacjonistami i antykomunistami do granic ksenofobii. Reprezentowali, łagodnie mówiąc, wysoce poplątaną filozofię rządową.

— To wcale nie jest filozofia — utrzymywał Jack Bernstein, tłukąc pięścią w dłoń. — To tylko banda ludzi silnej ręki, którzy przypadkiem natknęli się na próżnię polityczną i zajęli ją bez skrupułów. Nie mają żadnego nadrzędnego programu. Po prostu robią, co uważają za konieczne, zęby zachować władzę i zapobiec kolejnemu wybuchowi. Dorwali się do władzy i teraz improwizują z dnia na dzień.

—  W takim razie są skazani na klęskę — powiedziała Janet spokojnie. — Blok rządzący nie posiadający skonsolidowanej wizji władzy z czasem musi upaść. Popełni krytyczne błędy i stwierdzi, że stoi nad przepaścią, znad której nie ma odwrotu.

— Sprawują władzę od trzech lat — powiedział Barrett. — I nie widać oznak załamania. Powiedziałbym, że są silniejsi niż kiedykolwiek. Zainstalowali się na tysiąc lat.

— Nie — sprzeciwiła się Janet. — Obrali kurs autodestrukcji. Może trzeba jeszcze trzech lat, może dziesięciu, a może to tylko kwestia miesięcy, ale rozpadną się. Nie wiedzą, co robią. Nie można skleić kapitalizmu McKinlea z socjalizmem Roosevelta, nazwać to kapitalizmem syndykalistycznym i mieć nadzieję na rządzenie w oparciu o tę doktrynę krajem wielkości Stanów. To nieuchronne…

— Kto mówi, że Roosevelt był socjalistą? — zapytał ktoś z tyłu sali.

— Zagadnienie drugorzędne — powiedział Norman Pleyel. — Nie wchodźmy w kwestie poboczne.

— Nie zgadzam się z Janet — oświadczył Jack Bernstein. — Nie uważam, by obecny rząd był z natury niestabilny. Jak mówi Barrett, jest silniejszy niż kiedykolwiek. A my siedzimy i gadamy. Gadaliśmy, gdy przejmowali władzę, i będziemy gadać przez następne trzy lata…

— Robimy coś więcej — wtrącił Barrett. Bernstein chodził po pokoju, zgarbiony, spięty, tętniący wewnętrzną energią.

— Ulotki! Petycje! Manifesty! Wezwania do strajku generalnego! Co z tego, co z tego, co z tego?!

W wieku dziewiętnastu lat Bernstein nie był wyższy niż w roku wielkiego przewrotu, ale jego twarz straciła dziecięcą pulchność. Był chuderlawy, miał rzadki wąsik, wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, ziemistą skórę usianą zaognionymi pryszczami i dziobami. Pod presją wydarzeń wszyscy ulegli transformacji: Janet straciła na wadze, Barrett zapuścił długie włosy, nawet niewzruszony Pleyel wyhodował skąpą bródkę, którą gładził jak talizman. Bernstein powiódł wzrokiem po ludziach zgromadzonych w mieszkaniu Barretta i Janet.

— Wiecie, dlaczego ten bezprawny rząd utrzymuje się przy władzy? Z dwóch powodów. Po pierwsze, dysponuje siecią nieetycznej tajnej policji, która dławi opozycję. Po drugie, sprawuje silną kontrolę nad mediami i tym samym unieśmiertelnia się przez wmawianie obywatelom, że nie mają innej alternatywy jak „trzy razy tak" dla syndykalizmu. Wiecie, co się stanie w następnym pokoleniu? Naród będzie tak mocno utożsamiać się z syndykalizmem, że zwiąże się z nim na parę następnych stuleci!

— Niemożliwe, Jack — zaoponowała Janet. — Żeby się utrzymać, system rządowy potrzebuje czegoś więcej niż tajna policja. To…

— Zamknij się i daj mi skończyć — warknął Bernstein. Rzadko zadawał sobie trud skrywania głębokiej nienawiści do Janet. Iskry strzelały w powietrzu, gdy znajdowali się w tym samym pokoju, co siłą rzeczy zdarzało się dość często.

— No to mów dalej. Kończ.

Zaczerpnął powietrza.

— Stan Zjednoczone zasadniczo są krajem konserwatywnym. Zawsze takie były. Zawsze będą. Rewolucja 1776 roku była rewolucją konserwatystów w obronie praw własności. Przez następnych dwieście lat nie nastąpiły żadne fundamentalne zmiany w tutejszej strukturze politycznej. Francja miała swoją rewolucję i sześć czy siedem konstytucji, Rosja miała rewolucję, Niemcy, Włochy i Austria przemieniły się w zupełnie inne kraje, nawet Anglia szybko zreorganizowała swój cały porządek, ale Stany Zjednoczone nawet nie drgnęły. Och, wiem, wprowadzono zmiany w prawie wyborczym, drobne retusze, kobiety i Murzyni zyskali prawa obywatelskie, władza prezydenta stopniowo się powiększała, lecz wszystko to odbywało się w obrębie pierwotnych ram. A w szkołach wbijano dzieciakom do głowy, że ramy te są święte. Wbudowano czynnik stabilizacji: obywatele pragnęli, żeby system pozostał bez zmian, ponieważ zawsze tak było, i tak dalej, w wiecznym kręgu. Ten naród nie mógł się zmienić, bo nie miał do tego predyspozycji. Wpojono mu nienawiść do zmian. Dlatego prezydenci zawsze pełnili po dwie kadencje, chyba że byli skończonymi łajdakami. Dlatego w ciągu dwóch stuleci wniesiono najwyżej dwadzieścia poprawek do konstytucji. Dlatego ilekroć ktoś chciał wprowadzić poważniejsze zmiany, jak Henry Wallace, jak Goldwater, natrafiał na nieprzebytą przeszkodę w postaci struktury władzy. Studiowaliście wybory Goldwatera? Startował jako konserwatysta, prawda? Dlaczego przegrał i kto walczył z nim najbardziej? Konserwatyści, ponieważ wiedzieli, że jest radykałem i bali się dopuścić radykała do władzy.