Hahn wydawał się znudzony tą litanią abstrakcyjnych pojęć.
— Musisz zrozumieć, że nie należałem do najwyższej rady ideologicznej — powiedział.
— Byłeś tylko ekonomistą?
— Właśnie.
— A na czym polegały twoje obowiązki partyjne?
— Opracowywałem plany ostatecznej przemiany ustroju.
— W oparciu o procedury zmodyfikowanego liberalizmu Ricarda?
— Cóż, w pewnym sensie.
— Unikając, mam nadzieję, odchyleń faszystowskich, których doszukano się w doktrynie Keynesa?
— Można tak powiedzieć. — Hahn wstał i uśmiechnął się niewyraźnie. — Słuchaj, Jim, z przyjemnością podejmę dyskusję innym razem, ale teraz naprawdę muszę iść. Ned Altman prosił, żebym pomógł mu wykonać taniec błyskawicy w nadziei powołania tej kupy śmieci do życia. Jeśli więc nie masz nic przeciwko…
Hahn pospiesznie dał nogę.
Barrett był zbity z tropu. „Podejmę dyskusję"? Hahn o niczym nie dyskutował. Wygłaszał kulawe, banalne, ogólnikowe opinie, a on kierował go to w tę, to w tamtą stronę swoimi pytaniami. I powiedział kupę bzdur. Nie odróżniał Keynesa od Ricarda ani nie dbał o istniejące między nimi różnice, co było dość dziwne w przypadku ekonomisty, za którego się podawał. Praktycznie nie miał pojęcia, do czego dążyła jego własna partia polityczna. Nie protestował, gdy Barrett rozmyślnie karmił go doktrynerskimi idiotyzmami. Miał tak niewielkie doświadczenie rewolucyjne, że nawet nie wiedział o niewiarygodnej mistyfikacji Hutchetta sprzed jedenastu lat.
Wydawał się z gruntu nieszczery.
Jakim cudem ten trzydziestoletni człowiek został uznany za godnego zsyłki do Stacji Hawksbilla? Trafiali tutaj tylko najzagorzalsi podżegacze i najbardziej aktywni opozycjoniści. Skazanie człowieka na zsyłkę do stacji równało się skazaniu go na śmierć, a rządowi zbyt zależało na utrzymaniu wizerunku dobrotliwego, tolerancyjnego i szacownego wujaszka, aby lekką ręką ferować takie drastyczne wyroki.
Barrett nie umiał go rozgryźć. Hahn sprawiał wrażenie szczerze przejętego wygnaniem i tęsknił za ukochaną żoną, którą zostawił w Górnoczasie, ale poza tym nic w nim nie wydawało się prawdziwe.
Czyżby rzeczywiście — jak zasugerował Don Latimer — był szpiegiem?
Barrett z miejsca odrzucił ten pomysł. Nie chciał, aby udzieliła mu się paranoja Latimera. Mało prawdopodobne, żeby rząd wysyłał kogoś do późnego kambru, żeby szpiegować gromadę podstarzałych rewolucjonistów, którzy już nie mogli sprawić mu kłopotów. Ale w takim razie co Hahn tutaj robił?
Należy go obserwować, zadecydował Barrett.
Postanowił zwerbować pomocników. Nawet jeśli nic nie odkryją, uczestniczenie w inwigilacji będzie terapią dla lżej chorych umysłowo, dla tych, którzy na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie zdrowych, ale są pełni lęków i urojeń. Niech pożytkują te lęki i urojenia w sensowny sposób. Odgrywanie detektywów podniesie im poczucie własnej wartości, a jemu być może pomoże zrozumieć przyczynę i cel obecności Hahna w Stacji.
Następnego dnia w porze obiadu Barrett odwołał na bok Dona Latimera.
— Wczoraj wieczorem odbyłem krótką pogawędkę z twoim przyjacielem Hahnem — zagaił. — To, co powiedział, wydało mi się dość szczególne, wiesz? Latimer rozpromienił się.
— Szczególne? Pod jakim względem?
— Pytałem go o teorie ekonomiczne i polityczne. Albo nie ma o nich bladego pojęcia, albo uważa mnie za idiotę, z którym nie warto sensownie rozmawiać. Jedno i drugie jest dziwne.
— Mówiłem ci, że jest podejrzany!
— Ano, teraz w to wierzę.
— Co zamierzasz z nim zrobić?
— Na razie nic. Miej na niego oko i spróbuj wybadać, dlaczego tu trafił.
— A jeśli jest rządowym szpiclem? Barrett potrząsnął głową.
— W razie konieczności podejmiemy kroki, żeby się bronić, Don. Nie wolno działać pochopnie, to ważne. Być może źle go oceniamy i nie chcę zrobić czegoś, co skomplikuje życie nam wszystkim. W grupie takiej jak nasza musimy unikać napięć, bo inaczej będzie po nas. Należy postępować ostrożnie. Ale nie odczepimy się od Hahna. Chcę, żebyś regularnie składał mi raporty, Don. Obserwuj go uważnie. Udawaj, że śpisz i podglądaj, co robi. Jeśli to możliwe, rzuć okiem na jego notatki, ale dyskretnie i bez wzbudzania podejrzeń. Latimer pokraśniał z dumy.
— Możesz na mnie liczyć, Jim.
— Jeszcze jedno. Zorganizuj pomoc. Zbierz niewielki zespół obserwatorów. Ned Altman chyba dogaduje się z Hahnem, więc możesz go włączyć. Dobierz paru innych chłopaków, tych bardziej chorych, którzy cierpią z braku zajęcia. Wiesz, których. Mianuję cię szefem projektu. Zwerbuj ludzi i przydziel im zadania. Zbierz informacje i przekaż je mnie. W porządku?
— W porządku — powiedział Latimer. Nazajutrz, piątego dnia po zjawieniu się Hahna, Mel Rudiger oznajmił, że wypływa na połów i potrzebuje dwóch nowych ludzi w miejsce tych, którzy wyruszyli nad Morze Wewnętrzne.
— Weź Hahna — podsunął Barrett. Rudiger pogadał z Hahnem, który wydawał się ucieszony propozycją.
— Niewiele wiem o łowieniu sieciami — powiedział — ale popłynę z wami z przyjemnością.
— Nauczę cię wszystkiego, co trzeba — zapewnił Rudiger. — Po pół godzinie będzie z ciebie rybak pełną gębą. Musisz pamiętać, że tak naprawdę nie łapiemy ryb. Łowimy w sieci głupie bezkręgowce i nie trzeba się wysilać, żeby je przechytrzyć. Chodź z nami, pokażę ci, o co chodzi.
Barrett stał przez długi czas na krawędzi skały, patrząc, jak łódka podskakuje na rozfalowanym Atlantyku. Przez parę godzin Hahn będzie daleko od Stacji Hawksbilla, bez możliwości powrotu, o ile Rudiger nie uzna, że pora wracać. Latimer będzie miał doskonałą okazję do przejrzenia notatek Hahna. Barrett wprawdzie nie zalecił takiego jawnego pogwałcenia prywatności współmieszkańca, ale dał do zrozumienia, że Hahn jakiś czas spędzi na morzu. Miał nadzieję, że Latimer wyciągnie właściwe wnioski.
Rudiger nigdy nie łowił daleko od brzegu — najwyżej osiemset, może tysiąc jardów — ale i tak musiał zmagać się z falami. Fale toczyły się z odległości x-tysięcy mil, nabierając pędu, i uderzały twardo nawet tam, gdzie wysunięte kły skał pełniły rolę falochronów. Szelf kontynentalny opadał łagodnie, więc nawet w znacznej odległości od brzegu morze nie było szczególnie głębokie. Kiedyś Rudiger rzucił sondę milę od brzegu i zameldował, że głębokość nie przekracza stu sześćdziesięciu stóp. Nikt nie wypłynął w morze dalej niż na milę.
Oczywiście, nie ze strachu, że gdy popłyną zbyt daleko na wschód, świat skończy się i spadną. Po prostu dla mężczyzn nie pierwszej młodości, wiosłujących w otwartej łodzi krótkimi pagajami ze starych skrzyń, jedna mila stanowiła granicę możliwości. W Górnoczasie nie pomyśleli, żeby przysłać im silnik do łodzi.
Gdy Barrett omiatał wzrokiem horyzont, naszła go dziwna myśl. Powiedziano mu, że kobiecy odpowiednik Stacji Hawksbilla znajduje się w sylurze, bezpiecznie odizolowany od nich paroma milionami lat. Ale skąd mógł wiedzieć, czy to prawda? Rząd w Górnoczasie nie wydawał komunikatów prasowych na temat obozów zakładanych w przeszłości, a poza tym trudno było mieć zaufanie do informacji pochodzących, aczkolwiek pośrednio, ze źródeł rządowych. W jego czasach społeczeństwo nie miało pojęcia o istnieniu Stacji Hawksbilla. Sam usłyszał o niej dopiero w trakcie przesłuchania, kiedy w ramach procesu łamania woli poinformowano go, dokąd prawdopodobnie zostanie zesłany. Później wyciekło parę szczegółów — zapewne nie przypadkiem. Naród dowiedział się, że niepoprawni przestępcy polityczni są wysyłani do początków czasu, i następnie stało się jasne, że mężczyźni trafiają do jednej epoki, a kobiety do innej, lecz Barrett nie miał podstaw, aby dawać temu wiarę.