Równie dobrze druga Stacja Hawksbilla mogła zostać założona gdzieś na Ziemi w tym samym czasie. Nikt stąd nie miął możliwości, żeby dowiedzieć się o jej istnieniu. Obóz kobiecy mógłby znajdować się po drugiej stronie Atlantyku albo nawet o wyciągniecie ręki, na przeciwnym brzegu Morza Wewnętrznego.
Mało prawdopodobne, pomyślał. Przeczuleni ludzie Up Front mieli do dyspozycji całą przeszłość. Po co mieliby ryzykować, że dwie grupy zesłańców zejdą się i spłodzą armię małych wywrotowców? Przedsięwzięli środki ostrożności, odgradzając mężczyzn od kobiet nieprzebytą barierą epok.
A jednak była to myśl kusząca. Od czasu do czasu Barrett zastanawiał się, czy przypadkiem Janet nie została zesłana do tej drugiej Stacji Hawksbilla.
Kiedy poddawał tę koncepcję racjonalnej analizie, wiedział, że to czysta fantazja. Janet została aresztowana latem 1994 i ślad po niej zaginął. Pierwsze deportacje do Stacji Hawksbilla miały miejsce w 2005. W 1998, gdy rozmawiał z Hawksbillem, projekt podróży w czasie jeszcze nie był ukończony. Co znaczyło, że między aresztowaniem Janet a pierwszymi zsyłkami do późnego kambru minęły minimum cztery lata, a najpewniej upłynęło ich jedenaście.
Gdyby Janet tak długo siedziała w rządowym więzieniu, podziemie z pewnością dowiedziałoby się o tym w taki czy inny sposób. Ale nie mieli żadnych wiadomości. Nasuwał się logiczny wniosek, że rząd pozbył się jej na dobre, najprawdopodobniej w ciągu paru dni po aresztowaniu. Głupotą było wierzyć, że Janet doczekała 1995, co tu więc mówić o tym, że rząd izolował ją do czasu ukończenia badań przez Hawksbilla, a następnie wysłał w przeszłość.
Nie. Janet nie żyła. Ale Barrett pozwalał sobie na luksus posiadania złudzeń, jak wszyscy inni. Dlatego niekiedy fantazjował, że Janet została cofnięta w czasie, co wiodło do jeszcze większej fantazji, że może odnajdzie ją tutaj, w tej samej epoce. Miałaby prawie siedemdziesiąt lat. Nie widział jej od trzydziestu pięciu. Bez większego powodzenia próbował wyobrazić ją sobie jako tęgawą starszą panią. Wiedział, że Janet żyjąca w jego wspomnieniach jest zupełnie inna od każdej wymyślonej Janet, która jakimś cudem mogła przeżyć. Lepiej być realistą i pogodzić się z jej śmiercią. Lepiej nie fantazjować, że znów ją spotka, bo życzenie może się spełnić, ą wówczas marzenie umrze straszną śmiercią.
Ale pomysł istnienia kobiecej Stacji Hawksbilla w tej samej epoce nasuwał interesujące możliwości bardziej użytecznego rodzaju. Barrett zastanawiał się, czy udałoby mu się zarazić nim innych. Może. Może przy odrobinie wysiłku skłoniłby ich do uwierzenia w równoległe istnienie dwóch Stacji Hawksbilla, rozdzielonych nie czasem, lecz tylko przestrzenią.
To byłoby naszym ratunkiem, pomyślał.
Ostatnimi czasy lawinowo narastały przypadki degenerujących psychoz. Zbyt wielu ludzi przebywało tutaj o wiele za długo i jedno załamanie stawało się pożywką dla następnego. Trud życia w tym pustym, jałowym świecie, w którym człowiek nigdy nie powinien się znaleźć, wykańczał jednego więźnia po drugim. To, co spotkało Valdosta, Altmana i innych, niebawem miało ogarnąć całą resztę. Ludzie potrzebowali dłuższych projektów, które trzymałyby ich na chodzie, broniły przed śmiertelną nudą. W obecnym stanie rzeczy zaczynali wpadać w schizofrenię, jak Valdosto, albo angażować się w szalone przedsięwzięcia, jak Altman wzorem Frankensteina budujący sobie przyjaciółkę, czy Latimer, szukający psionicznej bramy.
Przypuśćmy, myślał Barrett, że zdołam sprzedać im pomysł dotarcia do innych kontynentów…
Wyprawa dokoła świata. Może udałoby im się zbudować duży statek. Wielu ludzi przez długi czas miałoby zajęcie. Musieliby też skonstruować instrumenty nawigacyjne — busole, sekstansy, chronometry i tak dalej. Ktoś musiałby zaprojektować i sklecić radio. Oczywiście, Fenicjanie całkiem nieźle radzili sobie bez radia i chronometrów, ale przecież nie zapuszczali się na otwarte morze, prawda? Trzymali się blisko brzegu. W tym świecie jednak trudno było mówić o brzegu, a więźniowie stacji nie byli Fenicjanami. Potrzebowali przyrządów wspomagających żeglugę.
Realizacja planu, czyli zaprojektowanie i budowa statku wraz z wyposażeniem, mogła zabrać trzydzieści albo czterdzieści lat. Dalekosiężny cel, myślał Barrett. Oczywiście, nie dożyję dnia, w którym statek stanie pod żaglami, ale nic nie szkodzi. To dobry sposób, żeby uchronić się przed załamaniem. W gruncie rzeczy nie obchodzi mnie, co jest za morzem; interesuje mnie wyłącznie los moich ludzi. Zbudowaliśmy nasze schody do morza, ale praca została ukończona. Teraz potrzebujemy większego celu. Bezczynne ręce to bezczynny umysł… chory umysł…
Spodobał mu się ten pomysł. Od tygodni martwiła go pogarszająca się kondycja mieszkańców stacji i szukał jakiegoś sposobu, żeby zahamować proces degeneracji. Być może wreszcie go znalazł. Wyprawa! Arka Barretta!
Odwróciwszy się, zobaczył Dona Latimera i Neda Altmana.
— Jak długo tu jesteście? — zapytał.
— Dwie minuty — odpowiedział Latimer. — Nie chcieliśmy ci przeszkadzać. Sprawiałeś wrażenie pogrążonego w głębokiej zadumie.
— Tylko marzyłem.
— Przynieśliśmy ci coś do obejrzenia. Barrett dopiero teraz zwrócił uwagę na papiery w ręce Latimera. Altman energicznie pokiwał głową.
— Powinieneś to przeczytać. Musisz to przeczytać.
— Co to jest? — zapytał Barrett.
— Notatki Hahna — odparł Latimer.
DZIESIĄTY
Barrett wahał się przez chwilę, nic nie mówiąc i nie wyciągając ręki po papiery. Ucieszył się, że Latimer je zdobył, ale musiał zachować ostrożność. Własność prywatna była święta w Stacji Hawksbilla. Wściubianie nosa w to, co napisał ktoś inny, było wielkim pogwałceniem etyki. Dlatego wprost nie kazał przeszukać koi przybysza. Nie mógł sobie pozwolić na wplątanie się w coś tak karygodnego.
Ale oczywiście musiał wiedzieć, co Hahn tu robi. Powiedział sobie, że jako dowódca stacji stoi ponad kodeksem moralnym. Dlatego poprosił Latimera o podglądanie Hahna. I Rudigera o zabranie go na połów. Latimer zrobił następny krok z własnej woli, bez popychania.
Wreszcie Barrett powiedział:
— Nie jestem pewien, czy to mi się podoba, Don. Grzebanie w cudzych rzeczach…
— Musimy dowiedzieć się czegoś o tym człowieku, Jim.
— Tak, ale społeczeństwo musi przestrzegać nakazów moralnych, nawet kiedy broni się przed potencjalnym wrogiem. To był nasz argument przeciwko syndy-kalistom, pamiętacie? Oni nie grali uczciwie.
— Jesteśmy społeczeństwem? — zapytał Latimer.
— Jak najbardziej. Stanowimy całą populację świata. Mikrokosmos. A ja reprezentuję państwo, które musi pilnować przestrzegania prawa. Nie wiem, Don, czy chcę przeczytać te notatki.
— Myślę, że powinieneś. Kiedy w ręce państwa wpada ważny dowód, państwo ma obowiązek go sprawdzić. Chodzi mi o to, że nie możesz troszczyć się wyłącznie o interesy Hahna, tylko o całą resztę.
— Czy w tych notatkach jest coś znaczącego?