Выбрать главу

— Możesz być pewien — wtrącił Altman. — Jest winny jak wszyscy diabli!

— Pamiętajcie, nigdy nie prosiłem, żebyście przynieśli mi te dokumenty. — rzekł chłodno Barrett. — Zwędziliście je i to sprawa między wami i Hahnem, przynajmniej dopóki nie przekonam się, czy jest jakiś powód, żeby wystąpić przeciwko niemu otwarcie. Czy to jasne?

Latimer wyglądał na zranionego.

— Chyba. Znalazłem te papiery w pryczy Hahna zaraz po tym, jak odpłynął z Rudigerem. Wiem, że nie powinienem ruszać jego prywatnych rzeczy, ale przecież miałem rzucić okiem na notatki. Oto one. Hahn jest szpiegiem, bez dwóch zdań.

Podał Barrettowi złożony plik kartek. Barrett wziął je, przejrzał bez czytania i złożył z powrotem.

— Przeczytam trochę później. Co napisał? W paru słowach.

— To opis stacji i charakterystyka większości ludzi, których miał okazję poznać — odparł Latimer. Uśmiechnął się lodowato. — Profile są bardzo szczegółowe i niezbyt przychylne. Jego prywatne zdanie o mnie jest takie, że zwariowałem i nie chcę przyjąć tego do wiadomości. Opis twojej osoby jest trochę bardziej pochlebny, Jim, ale niewiele.

— Opinie tego człowieka wcale nie są ważne — powiedział Barrett. — Ma prawo myśleć, że jesteśmy gromadą starych pokręconych czubków. I pewnie jesteśmy. W porządku, bawi się w literata naszym kosztem, ale nie dostrzegam w tym powodu do podnoszenia alarmu. My…

Lecz Altman nie słuchał go i rzekł cicho:

— Poza tym kręcił się koło Młota.

— Co takiego?

— Widziałem, jak wybrał się tam zeszłej nocy. Wszedł do budynku. Wśliznąłem się za nim, nie zauważył mnie. Przez długi czas przyglądał się Młotowi. Obchodził dokoła, badał. Nie dotknął go.

— Czemu nie powiedziałeś mi o tym od razu? — warknął Barrett.

Altman zrobił zmieszaną i przestraszoną minę. Zamrugał szybko parę razy i nerwowo odsunął się od Barretta, przegarniając rękami żółtawe włosy.

— Nie byłem pewien, czy to ważne — rzekł wreszcie. — Może był tylko ciekawy. Musiałem najpierw pogadać o tym z Donem. A nie mogłem tego zrobić przed wypłynięciem Hahna na morze.

Barrett poczuł, że spływa potem. Przypomniał sobie, że ma do czynienia z osobą umiarkowanie chorą psychicznie i postarał się zapanować nad głosem, żeby nie zdradzić nagłego przerażenia.

— Słuchaj, Ned, jeśli kiedykolwiek przyłapiesz Hahna na kręceniu się w pobliżu sprzętu do podróży w czasie, natychmiast daj mi znać. Przyjdź prosto do mnie, obojętnie, czy będę spać, jeść czy odpoczywać. Bez naradzania się z Donem czy kimkolwiek innym. Jasne?

— Jasne — odparł Altman. Barrett zwrócił się do Latimera:

— Wiedziałeś o tym? Latimer pokiwał głową.

— Ned powiedział mi, zanim tu przyszliśmy, ale uznałem, że papiery są pilniejsze. Przecież Hahn nie uszkodzi Młota, bo jest na morzu, a to, co mógł zrobić w nocy, już zostało zrobione.

Barrett musiał przyznać mu rację, lecz nie potrafił otrząsnąć się z niepokoju. Młot stanowił jedyne, choć mało satysfakcjonujące ogniwo łączące ich ze światem, który ich wyrzucił. Od niego zależał napływ zapasów, nowych ludzi i strzępów wieści o świecie Górno-czasu, jakie przynosili. Gdyby jakiś wariat uszkodził Młot, spowiłaby ich dławiąca cisza kompletnej izolacji. Odcięci od wszystkiego, żyjący w świecie bez roślin, bez surowców, bez maszyn, w ciągu paru miesięcy przemieniliby się w dzikusów.

Ale dlaczego Hahn miałby majstrować przy Młocie? Ta sprawa nie dawała mu spokoju.

Altman zachichotał.

— Wiesz, co myślę? Postanowili nas wykończy, ci w Górnoczasie. Chcą się nas pozbyć. Hahn jest ochotnikiem-samobójcą. Sprawdza nas, przygotowuje wszystko. Potem przyślą przez Młot bombę kobaltową i wysadzą stację w powietrze. Powinniśmy zniszczyć Młot i Kowadło, zanim będą mieli okazję to zrobić.

— Ale czemu mieliby przysyłać ochotnika-samobójcę? — zapytał Latimer, wcale rozsądnie. — Jeśli chcą nas zetrzeć z powierzchni ziemi, mogą po prostu przysłać bombę, nie muszą tracić agenta. Chyba że mają jakiś sposób, żeby go odzyskać…

— Tak czy owak, nie powinniśmy ryzykować — powiedział Altman. — Zniszczyć Młot, to najważniejsze. Uniemożliwić przysłanie bomby z Górnoczasu.

— Być może to dobry pomysł. Jim, co mylisz? Barrett myślał, że Altan zwariował i że Latimer idzie w jego ślady. Ale powiedział tylko:

— Nie przejmowałbym się za bardzo twoją teorią, Ned. Up Front nie ma powodu, aby nas likwidować. A gdyby nawet, Don ma rację — nie przysyłaliby agenta. Tylko bombę.

— Nawet jeśli masz rację, być może powinniśmy uszkodzić Młot na wypadek…

— Nie — powiedział Barrett z naciskiem. — Nie wolno nam tego zrobić. Równie dobrze moglibyśmy własnoręcznie odrąbać sobie głowy. Musimy dopilnować, żeby Hahn nie manipulował przy Młocie. I Ned, ty też nie kombinuj. Młot przysyła nam żywność i ubrania. Nie bomby.

— Ale…

— A jednak…

— Zamknijcie się — warknął Barrett. — Dajcie mi przejrzeć te papiery.

Młot należy chronić, pomyślał. Wraz z Quesadą będą musieli wymyślić jakieś zabezpieczenie, jak wcześniej w magazynku leków. Ale bardziej skuteczne.

Odszedł parę kroków od Altmana i Latimera, usiadł na skalnej półce i rozłożył kartki.

Zaczął czytać.

Hahn miał zbite, drobne pismo, dzięki czemu mógł zamieścić maksimum informacji na minimalnej przestrzeni, jak gdyby uważał, że marnowane papieru jest grzechem śmiertelnym. I nie bez kozery, bo tutaj papier był luksusem. Te kartki najwyraźniej przyniósł z sobą z Górnoczasu; były cienkie i miały metaliczną fakturę. Kiedy jedna kartka ślizgała się po drugiej, rozlegał się cichy szmer.

Choć litery były małe, Barrett nie miał kłopotów z ich odcyfrowaniem. Pismo Hahna było przejrzyste. Podobnie jak opinie.

Boleśnie przejrzyste.

Hahn przeprowadził szczegółową analizę warunków panujących w Stacji Hawksbilla i była to praca imponująca. W około pięciu tysiącach starannie dobranych słów opisał wszystkie znane Barrettowi tutejsze bolączki. Jego obiektywizm był bezlitosny. Trafnie scharakteryzował ludzi jako podstarzałych rewolucjonistów, w których dawny żar wypalił się w popiół; wymienił tych, którzy byli chorzy psychicznie, i tych, którzy balansowali na krawędzi choroby, a w oddzielną kategorię ujął tych, którzy jeszcze się trzymali, jak Quesadą, Norton i Rudiger. Barrett z zainteresowaniem przeczytał, że nawet ci trzej zostali sklasyfikowani jako ludzie cierpiący z powodu ogromnego stresu, gotowi w każdej chwili pęknąć z wielkim hukiem. W jego oczach Quesadą, Norton i Rudiger wyglądali na mniej więcej na tak samo zrównoważonych jak wtedy, gdy wylądowali na Kowadle Stacji Hawksbilla, ale liczył się z tym, że lata pobytu w obozie zaburzyły mu percepcję. Ktoś z zewnątrz, tak jak Hahn, widział wszystko inaczej, może bardziej dokładnie.

Barrett powstrzymał się od przeskoczenia od razu do oceny swojej osoby.

Przeczytał prognozę prawdopodobnej przyszłości mieszkańców stacji: prezentowała się niezbyt świetnie. Hahn uważał, że proces deterioracji ma charakter kumulacyjny i samonapędzający się i że każdy, kto przebywa tutaj dłużej niż rok czy dwa, niebawem ugnie się pod brzemieniem samotności i odcięcia od korzeni. Barrett też tak uważał, choć wierzył, że w przypadku młodych ludzi załamanie nie nastąpi aż tak szybko. Ale logika Hahna była nieubłagana, a jego ocena możliwości brzmiała przekonująco. Jakim cudem dowiedział się o nas tylu rzeczy w tak krótkim czasie? Jest taki bystry? A może po prostu łatwo ich przejrzeć?