— Trzeba będzie stopniowo przygotowywać chorych do powrotu. To może zabrać całe lata.
— Nie jestem terapeutą. Zrobimy dla nich to, co lekarze uznają za najlepsze. Może niektórzy będą musieli zostać tu na zawsze. Zdaję sobie sprawę, że po tylu latach życia ze świadomością, że nie ma powrotu, ten powrót byłby zbyt wielkim wstrząsem.
— Jest coś jeszcze. Tutaj można wykonać ogrom pracy. Chodzi mi o pracę naukową. Przemierzanie tego świata, a nawet wędrowanie w górę i w dół linii czasu z wykorzystaniem tego miejsca jako bazy operacyjnej. Sądzę, że nie powinno zamykać się Stacji Hawksbilla.
— Nikt nie mówi o zamykaniu. Mamy zamiar zatrzymać ją jako bazę, mniej więcej tak, jak sugerujesz. Niebawem ruszy ogromny program eksploracji czasu i taka baza w przeszłości będzie bezcenna. Ale stacja już nie będzie więzieniem. Koncepcja więzienia jest wykluczona. Absolutnie wykluczona.
— To dobrze. — Barrett sięgnął po kulę i ociężale podniósł się z podłogi. Zachwiał się lekko i Quesada ruszył w jego stronę, gotów go podtrzymać, ale on szorstko odtrącił pomocną dłoń.
— Chodźmy na zewnątrz — powiedział.
Wyszli z budynku. Szara mgła napłynęła nad stację, zaczęło mżyć. Barrett powiódł wzrokiem po rozproszonych barakach. Popatrzył na ocean, majaczący na wschodzie w nikłej poświacie Księżyca. Spojrzał na zachód, w kierunku dalekiego morza. Pomyślał o Charleyu Nortonie i ludziach, którzy wyruszyli na doroczną wyprawę nad Morze Wewnętrzne. Czeka ich prawdziwa niespodzianka, pomyślał. Kiedy wrócą za parę tygodni i dowiedzą się, że mogą wrócić do domu.
Co dziwne, nagle poczuł ucisk pod powiekami, gdy łzy próbowały wydostać się na zewnątrz.
Odwrócił się do Hahna i Quesady. Niskim głosem powiedział:
— Rozumiecie, co próbuję wam powiedzieć? Ktoś musi tu zostać i pomóc przystosować się do zmiany tym chorym, którzy nie będą w stanie znieść szoku powrotu. Ktoś musi dbać o bazę. Ktoś musi wyjaśnić wszystko nowym, którzy tu przybędą, naukowcom.
— Naturalnie — powiedział Hahn.
— Ten, kto to zrobi… kto zostanie po odejściu innych… myślę, że powinien to być ktoś, kto dobrze zna stację. Ktoś, kto kwalifikuje się do natychmiastowego powrotu do Górnoczasu, ale kto chciałby poświęcić się i zostać. Nadążacie za mną? Ochotnik.
Uśmiechali się do niego. Barrett zastanowił się, czy uśmiechy te nie są trochę protekcjonalne. Zastanowił się, czy go nie przejrzeli. Do diabła z jednym i drugim, pomyślał. Wciągnął głęboko do płuc kambryjskie powietrze, wyprężył piersi.
— Ja zostanę — oznajmił głośno. Spojrzał na nich groźnie, żeby zdusić sprzeciw. Wiedział jednak, że nie ośmielą się sprzeciwić. W Stacji Hawksbilla był królem. I chciał, żeby tak pozostało. — Ja będę tym ochotnikiem — dodał. — Ja będę tym, który zostanie.
Wciąż uśmiechali się do niego. Barrett nie mógł znieść tych uśmiechów. Odwrócił się do nich plecami.
Popatrzył na swoje królestwo ze szczytu wzniesienia.