Выбрать главу

Hahn powiedział:

— Niechcący słyszałem część waszej rozmowy. Jest tu wielu psychicznie chorych?

— Niektórzy nie mogli znaleźć sobie zajęcia — odparł Barrett. — Zżera ich nuda.

— A co można tu robić?

— Quesada zajmuje się chorymi. Ja mam obowiązki administracyjne. Paru facetów studiuje życie morskie, prowadzi badania naukowe z prawdziwego zdarzenia. Mamy gazetę, która wychodzi od czasu do czasu i daje zajęcie paru chłopakom. Są połowy i wyprawy trans-kontynentalne. Ale nigdy nie brakuje takich, którzy poddają się rozpaczy i ci pękają. Powiedziałbym, że w tej chwili wśród stu czterdziestu więźniów mamy trzydziestu czy czterdziestu kompletnych wariatów.

— Nie tak źle — skomentował Hahn. — Biorąc pod uwagę wrodzony brak równowagi u ludzi, których tu zsyłają, i niezwykle warunki życia.

— Wrodzony brak równowagi? — powtórzył Barrett. — Nic o tym nie wiem. Większość z nas uważała, że byliśmy zdrowi na umyśle i walczyliśmy po właściwej stronie. Myślisz, że rewolucjonista ipso facto musi być szurnięty? A jeśli tak myślisz, Hahn, to co u diabła tutaj robisz?

— Źle mnie pan zrozumiał, Barrett. Nie stawiam znaku równości między działaniami antyrządowymi a zaburzeniami umysłowymi, Bóg mi świadkiem. Ale musi pan przyznać, że wielu ludzi, których pociąga ruch rewolucyjny, jest… cóż, ma coś nie w porządku z tą czy inną klepką.

— Valdosto — mruknął Quesada. — Rzucał bomby.

— W porządku. — Barrett roześmiał się. — Hej, Hahn, nagle zrobiłeś się ogromnie rozmowny jak na faceta, który ledwie parę minut temu nie mógł wykrztusić jednego sensownego słowa. Co za świństwo wstrzelił ci Doc Quesada?

— Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało — zapewnił szybko Hahn. — Może sprawiam wrażenie nadętego i protekcjonalnego, ale…

— Daj spokój. Co robiłeś w Górnoczasie?

— Byłem ekonomistą.

— Właśnie kogoś takiego nam trzeba — stwierdził Quesada. — Pomożesz nam rozwiązać problem bilansu płatniczego.

Barrett z kolei powiedział:

— Skoro byłeś ekonomistą, będziesz miał sporo do powiedzenia. Tutaj jest pełno postrzelonych teoretyków ekonomii, którzy będą chcieli wypróbować na tobie swoje koncepcje. Niektóre z nich są prawie sensowne. Koncepcje, ma się rozumieć. Chodź ze mną, pokażę ci, gdzie zamieszkasz.

TRZECI

Ścieżką z głównego budynku do kwatery Donalda Latimera biegła generalnie w dół, za co Barrett był wdzięczny, choć wiedział, że czeka go żmudny powrót pod górę. Barak Latimera stał po wschodniej stronie stacji, zwrócony w jej stronę. Hahn i Barrett posuwali się niespiesznie. Hahn, ze względu na kulawego przewodnika, starał się nie wysuwać do przodu i Barretta drażniła ta przesądna troska.

Był zaintrygowany tym Hahnem. Zdawało się, że facet jest pełen sprzeczności. Zjawił się w głębokim szoku temporalnym i wyszedł z niego ze zdumiewającą szybkością. Sprawiał wrażenie słabego i nieśmiałego, ale pod bluzą skrywał twarde mięśnie. Jego wygląd sugerował ogólną nieudolność, ale mówił z chłodnym opanowaniem. Barrett zastanawiał się, co takiego zrobił ten szczupły młody człowiek, aby zasłużyć sobie na wycieczkę do Stacji Hawksbilla. Ale pytania mogły zaczekać. Miał cały czas świata.

Hahn omiótł ręką horyzont i zapytał:

— Wszystko jest takie? Tylko skała i ocean?

— Wszystko. Życie lądowe jeszcze nie wyewoluowało. Nie pojawi się przez jakiś czas. Wszystko tutaj jest cudowne proste, nieprawdaż? Nie ma tłoku. Nie ma ogromnych miast. Nie ma korków. Trochę mchu wyłazi na ląd, ale niewiele.

— A w morzu? Pływają dinozaury? Barrett pokręcił głową.

— Kręgowców nie będzie jeszcze przez jakieś trzydzieści, czterdzieści milionów lat. Pojawią się w ordowiku, a my jesteśmy w kambrze. Jeszcze nie ma nawet ryb, co tu więc mówić o gadach. Mamy do zaoferowania wyłącznie to, co pływa. Trochę skorupiaków, trochę wielkich paskud, które wyglądają jak kałamarnice, no i trylobity. Siedemset miliardów gatunków trylobitów, mniej więcej. I niejakiego Mela Rudigera — to on dał ci drinka, kiedy tu trafiłeś — który je kolekcjonuje. Rudiger pisze wyczerpującą pracę na temat trylobitów. Dzieło życia.

— Ale nikt nigdy nie będzie miał okazji go przeczytać — w przyszłości.

— W Górnoczasie, tak my mówimy.

— Zatem w Górnoczasie.

— W tym cały ból. Błyskotliwa praca Rudigera pójdzie na marne, bo tutaj nikogo poza nim ani trochę nie obchodzi życie i problemy trylobitów, a nikt z Górnoczasu nigdy się o niej nie dowie. Kazaliśmy Rudigerowi pisać na niezniszczalnych złotych płytkach i mieć nadzieję, że kiedyś zostaną znalezione przez paleontologów. Ale on mówi, że nie ma szans. Miliard lat procesów geologicznych pośle jego płytki do diabła, zanim ktokolwiek będzie miał szansę je znaleźć. Gdyby jakimś cudem przetrwały, pewnie stałyby się przedmiotem jakiegoś nowego kultu albo czegoś w tym stylu. Hahn głęboko wciągnął przez nos powietrze.

— Czemu powietrze ma taki dziwny zapach?

— Inny skład. Przeanalizowaliśmy je. Więcej azotu trochę mniej tlenu, ledwie odrobina dwutlenku węgla, Ale nie dlatego wydaje ci się dziwne. Rzecz w tym, że te czyste powietrze, nie zanieczyszczone przez wyziewy życia Nikt nie wydycha go z wyjątkiem nas, a my jesteśmy zbył nieliczni, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. Hahn z uśmiechem powiedział:

— Czuję się trochę oszukany, że tu jest tak pusto. Spodziewałem się bujnych dżungli dziwacznych roślin, pterodaktyli latających w powietrzu i może tyranozaura próbującego sforsować ogrodzenie wokół stacji.

— Zero dżungli. Zero pterodaktyli. Zero tyranozaurów. Zero ogrodzeń. Nie odrobiłeś pracy domowej.

— Żałuję.

— To późny kambr. Wyłącznie życie morskie.

— Miło z ich strony, że wybrali taką spokojną epok na miejsce zsyłki więźniów politycznych. Bałem się, ż czekają mnie zęby i pazury.

Barrett splunął, nie kryjąc złości.

— Miło, cholera! Szukali epoki, w której nie będziemy mogli zaszkodzić środowisku. Musieli umieścić na przed ewolucją ssaków, po prostu na wypadek, abyśmy przypadkowo nie ukatrupili przodka całej ludzkość Po głębszym namyśle postanowili cofnąć nas przed życie lądowe, w oparciu o teorię, że nawet zarżnięcie jakiegoś małego dinozaura mogłoby zmienić bieg przeszłości. I kształt ich świata.

— Nie mają nic przeciwko, że złapiemy parę tryl bitów?

— Najwyraźniej uznali, że to nikomu nie zaszkodzi — odparł Barrett. — Wygląda na to, że mają rację. Stać Hawksbilla istnieje dwadzieścia pięć lat i nie wyda się, aby w jakiś znaczący sposób wpłynęła na przyszłą historię. Nasza obecność nie zaburzyła ciągłości dziejów:

Oczywiście, nie przysyłają nam kobiet.

— Dlaczego?

— Żebyśmy nie zaczęli się rozmnażać i w ten sposób się nie unieśmiertelnili. Ale to by namieszało w liniach czasu! Wyobraź sobie, co by się stało, gdybyśmy miliard lat przed naszą erą zaczęli ewoluować, mutować i rosnąć w liczbę?

— Odrębna linia ewolucji.

— No właśnie. Długo przed dwudziestym pierwszym wiekiem nasi potomkowie byliby górą, niezależnie od tego, jakimi istotami staliby się w trakcie ewolucji. Obecność drugiego rodzaju istot ludzkich spowodowałaby powstanie większej liczby paradoksów niż mógłbyś zliczyć. Dlatego nie przysyłają kobiet.

— Przecież cofają kobiety w czasie.