Выбрать главу

— To twoja przyjaciółka.

— Od kilku lat — potwierdził Enoch. — Przyszła, bym ją obronił. Jej ojciec zbił ją batem.

— Ojciec wie, że ona tu jest?

— Podejrzewa, ale nie jest pewien.

Ulisses powoli wyłonił się z mroku i stanął w świetle. Lucy spoglądała na niego; na jej twarzy nie malowało się przerażenie. Spojrzenie miała spokojne, bez cienia lęku.

— Nie boi się mnie — powiedział Ulisses. — Nie ucieka ani nie krzyczy.

— Nie może krzyczeć, nawet gdyby chciała.

— Jestem chyba w pierwszej chwili odrażający dla każdego człowieka.

— Ona widzi nie tylko powierzchowność, widzi też twoje wnętrze.

— A gdybym ukłonił się jak człowiek, nie przestraszę jej?

— Myślę, że będzie zachwycona.

Ulisses ukłonił się ceremonialnie: zgiął się w pasie, trzymając rękę na skórzastym brzuchu.

Lucy zaśmiała się, klaszcząc w dłonie.

— Widzisz?! — zawołał Ulisses uszczęśliwiony. — Chyba mnie polubi.

— Usiądź wreszcie — powiedział Enoch. — Napijemy się kawy.

— Zapomniałem o kawie. To dlatego, że spotkałem drugiego człowieka.

Usiadł po tej stronie, po której stała trzecia filiżanka, filiżanka dla niego.

Enoch ruszył po kawę, ale Lucy wyręczyła go; wstała i poszła po czajnik.

— Ona rozumie? — spytał Ulisses.

Enoch potrząsnął głową.

— Usiadłeś przy, filiżance, a ta była pusta.

Lucy nalała kawy, potem wróciła na swoje miejsce.

— Zostanie z nami? — spytał Ulisses.

— Intryguje ją stolik z błyskotkami. Jedną uruchomiła.

— Chcesz, by przebywała w stacji?

— Nie może tu zostać. Rozpoczną się poszukiwania. Muszę odprowadzić ją do domu.

— To mi się nie podoba — stwierdził Ulisses.

— Mnie też. Zapewne nie powinienem był jej tu przyprowadzać. Ale wtedy wydawało mi się, że to jedyne wyjście. Nie przemyślałem tego, nie miałem na to czasu.

— Nie uczyniłeś nic złego — zapewnił miękko Ulisses.

— Nie będziemy mieli przez nią kłopotów — rzekł Enoch. — Ona przecież nie może…

— Nie o to chodzi. Komplikuje nam sprawę, a ja chciałbym uniknąć dalszych komplikacji. Przybyłem poinformować cię, że mamy problemy, Enochu.

— Problemy? Nie było przecież żadnych problemów.

Ulisses podniósł filiżankę i pociągnął długi łyk.

— Ależ to dobre — powiedział. — Wezmę ze sobą ziarnko i zaparzę w domu. Ale pewnie nie będzie już tak smakować.

— Jakie problemy?

— Pamiętasz Weganina, który umarł wiele waszych lat temu?

Enoch przytaknął.

— Mglisty.

— Ta istota miała swoje imię…

Enoch roześmiał się.

— Nie podoba ci się nasz sposób nazywania.

— My nie czynimy tak.

— To określenie jest znakiem moich uczuć.

— Pochowałeś Weganina.

— Na cmentarzu rodzinnym. Jak kogoś bliskiego. Odczytałem nad grobem werset z Biblii.

— Bardzo pięknie. Tak być powinno — powiedział Ulisses. — Bardzo dobrze zrobiłeś. Tylko że ciało zabrano.

— Zabrano?! Niemożliwe!

— Zabrano z grobu.

— Jesteś pewien? Skąd wiesz?

— Nie ja to odkryłem, lecz Weganie. Oni wiedzą.

— Dzielą ich lata świetlne…

I nagle Enoch zachwiał się w swej pewności. Owej nocy, gdy umarł ów Mglisty, Enoch zawiadomił Galaktykę Centralną i dowiedział się, że Weganie znali moment śmierci starca. Nie było potrzebne świadectwo zgonu. Wiedzieli, na co umarł. To wszystko wydawało się niemożliwe, ale już tyle niemożliwych rzeczy objawiła Galaktyka, że w końcu człowiek nie wiedział, na czym stoi.

Czy to możliwe, by mieszkańcy Wegi utrzymywali ze sobą jakiś rodzaj kontaktu duchowego? Może istniało coś w rodzaju centralnego biura do spraw ludności, które miało oficjalne połączenia z wszystkimi Weganami, znało miejsce pobytu każdego mieszkańca planety, wiedziało, jak się on czuje i co robi?

To było całkiem możliwe; nie wykraczało poza zdumiewające rzeczy, spotykane na każdym kroku w Galaktyce. Ale kontakt utrzymywany ze zmarłym?

— Ciało zniknęło — oznajmił Ulisses. — To prawda. Obwiniają ciebie.

— Mieszkańcy Wegi?

— Tak. I Galaktyki.

— Uczyniłem, co mogłem — zapewnił Enoch. — Ich wymagania zostały spełnione. Zgodnie z literą prawa Wegi. Oddałem zmarłemu cześć — od siebie i od mojej planety. To niesprawiedliwe, że czynią mnie odpowiedzialnym. Poza tym nie wierzę, że ciało naprawdę zniknęło. Nikt nie mógł go zabrać. Nikt o nim nie wiedział.

— Masz rację, ale to jest ludzkie rozumowanie — odrzekł Ulisses. — Weganie inaczej podchodzą do sprawy. W tym przypadku Galaktyka Centralna będzie popierać Wegę.

— Tak się składa, że przybysze z Wegi przyjaźnią się ze mną — rzekł Enoch gniewnie. — Nie spotkałem wśród nich nikogo, z kim nie potrafiłbym się dogadać. Wyjaśnię im wszystko.

— Gdyby chodziło tylko o mieszkańców Wegi — rzekł Ulisses — nie wątpię, że dałbyś radę. Nie miałbym zmartwienia. Ale sytuacja z bliska wygląda o wiele gorzej. Pozornie całe zdarzenie wydaje się błahostką, ale w grę wchodzi coś więcej. Weganie na przykład wiedzieli już od pewnego czasu o zabraniu ciała i oczywiście niepokoili się, ale tego nie rozgłaszali.

— Nie musieli rozgłaszać. Mogli przyjść z tym do mnie. Nie wiem, co mogło się stać…

— Nie milczeli ze względu na ciebie. Z innego powodu.

Ulisses dopił kawę i napełnił ponownie filiżankę. Dolał trochę kawy do wypitej do połowy kawy Enocha i odstawił czajnik.

Enoch czekał.

— Może nie wiesz tego, ale w momencie zakładania tej stacji wiele ludów galaktycznych było przeciwnych temu. Przytaczano liczne argumenty, jak we wszystkich podobnych sytuacjach, jednak główną przyczyną — jeśli się temu bliżej przyjrzeć — jest stałe współzawodnictwo. Powiedziałbym, że sytuacja przypomina ciągłe kłótnie i podchody na Ziemi w celu zdobycia przewagi ekonomicznej jednej grupy nad inną albo jednego narodu nad drugim. Oczywiście, w Galaktyce rzadko zdarzają się powody w postaci czynników ekonomicznych. Jest tyle innych spraw poza ekonomią. Enoch przytaknął.

— Zauważyłem. Jakiś czas temu. Ale nie przywiązywałem do tego wagi.

— W dużym stopniu to kwestia kierunku — ciągnął Ulisses. — Kiedy Galaktyka Centralna rozpoczęła ekspansję w głąb spiralnego ramienia, oznaczało to brak czasu i środków na badania w innych kierunkach. Istnieje duża grupa cywilizacji, które od wieków marzą o zbadaniu gromad kulistych. Ma to pewien sens, rzecz jasna. Nasza technika daje nam możliwość takich skoków w głąb kosmosu. I jeszcze jedno: gromady kuliste wydają się całkowicie pozbawione pyłu i gazów, dlatego po dotarciu do nich moglibyśmy je szybciej przemierzać niż inne części Galaktyki. Ale cała sprawa pozostaje tylko w sferze spekulacji, gdyż nie wiemy, co można by tam znaleźć. Być może, mimo włożonych wysiłków i straconego czasu, znaleźlibyśmy niewiele lub zgoła nic, poza nowymi terenami. A tych mamy w Galaktyce pod dostatkiem. Tak, gromady kuliste wciąż pociągają niektóre cywilizacje, a dokładniej — pewien typ umysłów.

Enoch pokiwał głową.

— Potrafię zrozumieć. To byłaby pierwsza wyprawa poza Galaktykę. A może pierwszy niewielki krok na drodze ku innym galaktykom.

Ulisses spojrzał na niego.

— Więc ty też. Mogłem się tego spodziewać.

Enoch odparł z dumą:

— Tak, należę do takiego typu umysłów.

Cóż, w każdym razie istnieje frakcja zwolenników gromad, która ostro walczyła o swoje, w momencie gdy ruszyliśmy tutaj, w tę stronę. Rozumiesz — z pewnością rozumiesz — to są zaledwie początki ekspansji w tej okolicy. Mamy około dziesięciu stacji, a potrzebujemy stu. Wieki upłyną, zanim sieć połączeń będzie kompletna.