Chciałbym ci wyjaśnić, co to takiego i jak jest zbudowane, ale obawiam się, że nikt nie ma o tym zielonego pojęcia. Byli tacy, którzy usiłowali podrobić Talizman, lecz nikomu się to nie udało. Ten mistyk-konstruktor nie pozostawił żadnych planów, schematów, żadnego opisu, notatki.
— Myślę, że nie ma powodu ograniczać liczby Talizmanów — powiedział Enoch — to znaczy tworzyć uświęcone tabu. Drugi egzemplarz nie byłby świętokradztwem.
— Nie, skądże — zgodził się Ulisses. — Właściwie to bardzo potrzeba nam drugiego. Ponieważ nie mamy już Talizmanu.
Zniknął.
Enoch aż podskoczył na fotelu.
— Zniknął?
— Zniknął — rzekł Ulisses. — Zaginął. Skradziono go. Nikt nie wie.
— Nie wie…
Ulisses uśmiechnął się blado.
— Nic nie słyszałeś. Wiem. O tym się nie mówi. Nikt nie śmie. Ludzie nie mogą nic wiedzieć. Przynajmniej na razie.
— Jak zdołacie to ukryć?
— W dość prosty sposób. Wiesz, jak się wszystko odbywało.
Strażnik woził Talizman od planety do planety; podczas masowych zgromadzeń wystawiano go na widok publiczny i nawiązywano kontakt z siłą duchową. Nigdy nie istniał żaden plan podróży, strażnik po prostu wędrował. Na danej planecie mogło upłynąć sto lub więcej twoich lat do czasu kolejnej wizyty strażnika. Wszyscy wiedzą, że kiedyś taka wizyta nastąpi — zjawi się strażnik z Talizmanem.
— W ten sposób latami możecie niczego nie ujawniać.
— Tak — powiedział Ulisses. — Bez problemu.
— Przywódcy oczywiście wiedzą. Ci rządzący.
Ulisses potrząsnął przecząco głową.
— Niewielu poinformowaliśmy. Kilku, którym możemy zaufać. Galaktyka Centralna oczywiście wie, ale my trzymamy język za zębami.
— Więc dlaczego…
— Dlaczego ci o tym mówię? Wiem, nie powinienem. Nie mam pojęcia dlaczego. Zaraz, chyba wiem. Jak się czujesz, przyjacielu, w roli współczującego spowiednika?
— Niepokoisz się — powiedział Enoch. — Nigdy nie przypuszczałem, że zobaczę cię zaniepokojonym.
— To dziwne — rzekł Ulisses. — Talizmanu nie ma od paru zaledwie lat i nikt o tym nie wie, tylko Galaktyka Centralna i…
jak byś to nazwał? — chyba hierarchia, organizacja mistyków zajmująca się sprawami duchowymi. A jednak, choć nikt nic nie wie, Galaktyka zaczyna okazywać znużenie. Pruje się w szwach. Niedługo całkiem się rozpadnie. Tak jakby Talizman miał moc, która spajała i łączyła ludy Galaktyki, mimo że jego wpływ nie był dostrzegalny.
— Ale przecież Talizman wciąż istnieje — zauważył Enoch. — Wciąż wywiera wpływ. Niemożliwe, by został zniszczony.
Zapominasz, że bez strażnika, bez jego wrażliwości, Talizman nie działa. Samo urządzenie na nic się nie zda. Jest tylko pośrednikiem pomiędzy siłą duchową i wrażliwym. Wzmacnia zdolność odczuwania i pozwala wrażliwemu nawiązać połączenie.
— Czy nie wydaje ci się, że strata Talizmanu ma coś wspólnego z sytuacją tutaj?
— Z ziemską stacją? Cóż, nie bezpośrednio, ale to typowe.
To, co przydarzyło się tej stacji, jest symptomatyczne. Wchodzą tu w grę małostkowe kłótnie i zajadłe sprzeczki, które rozgorzały w wielu częściach Galaktyki. Dawniej wszystko załatwiano inaczej, jak powiedziałeś: honor i dobre maniery.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu; słuchali cichego szmeru wiatru w zdobieniach na szczycie dachu.
— Nie przejmuj się — powiedział Ulisses. — To nie twoje zmartwienie. Nie powinienem był ci mówić. Okazałem niedyskrecję.
— Chcesz przez to powiedzieć, że mam nikomu tego nie powtarzać. Możesz być pewny, nie powiem.
— Wiem — rzekł Ulisses. — Nigdy bym cię o to nie podejrzewał.
— Naprawdę myślisz, że psują się stosunki w Galaktyce?
Kiedyś wszystkich coś łączyło. Zdarzały się różnice, naturalnie, ale pokonywano je — czasem sztucznie i niezadowalająco, ale obie strony zawsze dążyły do kompromisu i zazwyczaj go osiągały. Po prostu chciały tego. Istniała wspólna sprawa:
wypracowanie wielkiego braterstwa wszystkich inteligentnych ras. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wszyscy razem dysponujemy ogromnym potencjałem naukowo-technicznym i że pracując wspólnie, robiąc użytek z wiedzy i zdolności, dojdziemy do czegoś wielkiego, co przejdzie najśmielsze oczekiwania, przyćmi wszystko, co pojedyncze planety skrycie pragnęłyby osiągnąć. Nie wszystko, rzecz jasna, szło gładko. Występowały, jak powiedziałem, różnice, ale wciąż robiliśmy postępy. Odsuwaliśmy na bok drobne animozje i nieporozumienia, skupialiśmy się przede wszystkim na rozwiązywaniu poważnych problemów. W naszym odczuciu rozładowanie poważnych napięć powoduje, że małe niezgodności znikają same. A teraz wszystko się odwraca. Powszechnie wyciąga się stare sprawy i rozdmuchuje je ponad miarę, podczas gdy ważniejsze kwestie upadają.
— Zupełnie jak na Ziemi — zauważył Enoch.
— W wielu przypadkach tak — przyznał Ulisses — choć istnieją zasadnicze różnice.
— Czytałeś gazety, które ci zostawiłem?
Ulisses skinął głową.
— Nie wygląda to różowo.
— Wygląda na to, że będzie wojna.
Ulisses poruszył się niespokojnie.
— Wy nie prowadzicie wojen — rzekł Enoch.
— My to znaczy Galaktyka? Nie, w obecnym układzie nie prowadzimy.
— Jesteście zbyt cywilizowani?
— Nie bądź zgryźliwy — powiedział Ulisses. — Raz czy dwa byliśmy o krok od wojny, lecz nie w ostatnim czasie. We wspólnocie jest wiele ras, które w swoich początkach zapisały historię wojen.
— W takim razie możemy mieć nadzieję. Z tego się wyrasta.
— Z czasem, może.
— Ale to nie jest pewne.
— Nie, nie powiedziałbym.
— Pracuję nad pewnym wykresem — wyjawił Enoch. — Na podstawie systemu statystyki mizariańskiej. Z wykresu wynika, że będzie wojna.
— Nie jest wcale potrzebny wykres, by dojść do takiego wniosku.
— Chodzi mi o coś innego. Nie tylko o to, czy wojna wybuchnie. Miałem nadzieję, że wykres pokaże, jak utrzymać pokój.
Musi być jakiś sposób. Gdybyśmy tak mogli go odkryć, albo gdybyśmy wiedzieli, gdzie szukać, kogo pytać…
— Istnieje sposób zapobieżenia wojnie — oznajmił Ulisses.
— To znaczy, że ty wiesz…
— To drastyczne posunięcie. Może być użyte jedynie w ostateczności.
— A nasza sytuacja nie wydaje ci się groźna?
— Załóżmy, że taka jest. Ten rodzaj wojny, którą rozpętałaby Ziemia, mógłby przynieść kres tysiącleciom postępu, zniszczyć całą kulturę, wszystko; pozostałyby tylko okruchy cywilizacji.
Mógłby najprawdopodobniej zniszczyć większość istnień na planecie.
— Ta twoja metoda została już kiedyś użyta?
— Kilkakrotnie.
— Sprawdziła się?
— Och, oczywiście. Gdyby nie była skuteczna, w ogóle nie bralibyśmy jej pod uwagę.
— Czy można użyć jej na Ziemi?
— Masz prawo wystąpić o jej zastosowanie.
— Ja?
— Jako przedstawiciel Ziemi. Wystąpiłbyś do Galaktyki Centralnej z prośbą o jej użycie. Jako przedstawiciel całego gatunku, zostaniesz wysłuchany. Jeżeli uznamy, że twoje wystąpienie jest zasadne, Galaktyka Centralna może wyznaczyć komisję do zbadania sytuacji, a potem na podstawie raportu zostanie podjęta decyzja.
— Powiedziałeś, że ja mogę wystąpić. Żaden inny Ziemianin?