— Ktokolwiek, komu udziela się głosu. Wysłuchany może być ktoś, kto wie o Galaktyce Centralnej, a na Ziemi ty jedyny wiesz. Poza tym zaliczasz się do personelu. Długo pracowałeś jako zawiadowca. Spisywałeś się dobrze. Wysłuchamy cię.
— Jednego człowieka! Jeden człowiek nie może wypowiadać się w imieniu całej ludzkości.
— Ty jeden spełniasz warunki.
— Gdybym mógł skonsultować to z innymi…
— Nie możesz. A nawet gdybyś mógł, kto by ci uwierzył?
— To prawda — przyznał Enoch.
Oczywiście. Nie widział nic dziwnego w idei wspólnoty galaktycznej czy międzygwiezdnej sieci transportu; czasami wzbudzało to jego podziw, ale zdziwienie już prawie zanikło. Potrzebował jednak na to długich lat. Pomimo namacalnych dowodów całkowita akceptacja przyszła dopiero po latach. Jeżeli opowie o tym Ziemianom, wezmą go za szaleńca.
— A ta metoda? — spytał niemal ze strachem; w napięciu czekał na odpowiedź.
— Głupota — powiedział Ulisses.
Enoch odetchnął ciężko.
— Głupota? Nie rozumiem. Pod wieloma względami jesteśmy wystarczająco głupi już teraz.
— Masz na myśli bezmyślność, a tej jest pod dostatkiem nie tylko na Ziemi, ale i w całej Galaktyce. Ja mówię o umysłowym ograniczeniu. O niemożności pojmowania nauki i techniki, które umożliwiają prowadzenie tego rodzaju wojny, która wybuchłaby na Ziemi. O niezdolności do obsługi maszyn, które byłyby wykorzystywane podczas takiej wojny. O cofnięciu ludzi do poziomu umysłowego, z którym nie zdołają pojąć osiągnięć w dziedzinie nauk ścisłych, mechaniki, techniki — osiągnięć będących ich własnym dziełem. Ci, którzy wiedzą — zapomną. Ignoranci — nigdy się nie nauczą. Powrót do prostoty koła i dźwigni. W ten sposób wojna, która mogłaby wybuchnąć na Ziemi, stanie się niemożliwa.
Enoch siedział sparaliżowany strachem, oniemiały, podczas gdy milion myśli kłębiło się w jego głowie.
— Mówiłem już, że to drastyczne posunięcie — powiedział Ulisses. — Tak musi być. Powstrzymanie machiny wojennej wiele kosztuje. Cena jest wysoka.
— Nie mógłbym! — zawołał Enoch. — Nikt by nie mógł.
— Załóżmy, że nie możesz. Ale zastanów się: jeśli będzie wojna…
— Wiem. Jeśli wybuchnie wojna, będzie jeszcze gorzej. Ale przecież to nie powstrzyma wojny. Nie o taką metodę mi chodziło. Ludzie w dalszym ciągu będą mogli walczyć i zabijać.
Maczugami — rzekł Ulisses. — Może użyją łuków, być może broni palnej, jeśli będą ją jeszcze mieli i nie skończą się naboje. Nie będą wiedzieli, jak wytworzyć proch, jak uzyskać metal na pociski ani jak odlewać kule. Może powalczyliby trochę, lecz nie przyniosłoby to zagłady. Głowice nuklearne nie zrównają miast, bo nikt nie będzie umiał odpalić rakiety ani uzbroić głowicy — być może nawet nikt nie będzie wiedział, co to takiego. Komunikacja znanymi wam środkami — zamiera. Wszystko prócz najprostszych środków lokomocji — wyłączone z użytku. Wojna — niemożliwa, chyba że na małą skalę.
— To straszne — powiedział Enoch.
— Wojna też jest straszna — odparł Ulisses. — Wybór należy do ciebie.
— A jak długo? Ile by to trwało? Czy na zawsze pozostaniemy głupi?
— Kilka pokoleń. Do tego czasu efekty tej — że tak powiem — kuracji stopniowo zanikną. Ludzie powoli otrząsną się z idiotyzmu i znów rozpocznie się intelektualny rozwój. Czyli właściwie damy im nową szansę.
— A jeśli za kilka pokoleń dojdzie do takiej samej sytuacji jak obecna?
— To możliwe. Jednak nie sądzę, by tak się stało. Rozwój kulturowy prawie nigdy nie przebiega równolegle. Jest szansa, że utworzycie lepszą cywilizację i osiągniecie pokój między narodami.
— To zbyt wiele jak na jednego człowieka…
— Zawsze jest jakaś nadzieja — powiedział Ulisses. — Zastanów się. Metodę polecamy tylko tym, którzy naszym zdaniem zasługują na uratowanie.
— Musisz dać mi czas.
Wiedział jednak, że nie ma chwili do stracenia.
23.
Człowiek przy maszynie straci nagle zdolność wykonywania swojej pracy. Inni wokół — podobnie. Nie będą już dysponować wiedzą i przygotowaniem, koniecznymi do spełniania zadań. Będą oczywiście próbowali, ale raczej niezbyt długo. A ponieważ wszyscy przestaną pracować, działalność fabryk, przedsiębiorstw zostanie przerwana. Nie nastąpi to na mocy jakiegoś rozporządzenia. Po prostu zostanie przerwana. I nie tylko dlatego, że ustanie praca: nikt nie pokieruje pracą, a transport i komunikacja — umożliwiające ją — ustaną również. Nie ruszą lokomotywy ani samoloty i statki, bo nikt nie będzie pamiętał, jak je uruchomić. Ludzie jeszcze przed chwilą mieli tę umiejętność — a tu naraz nie potrafią nic. Niektórzy będą wciąż próbowali — co pociągnie za sobą tragiczne konsekwencje. Inni będą słabo pamiętali, jak prowadzi się samochód, ciężarówkę czy autobus, bo to proste czynności; być może kierowanie pojazdem stanie się drugą naturą człowieka. Ale kiedy pojazd się popsuje, nie znajdzie się żaden mechanik, który go naprawi i na nowo uruchomi.
W ciągu kilku godzin ludzkość osiądzie na mieliźnie, w świecie, w którym odległość znów będzie przeszkodą. Ziemia nagle się rozrośnie, oceany staną się nie do przebycia, a dziesięć kilometrów to znów będzie szmat drogi. Po kilku dniach nastąpi panika, bezład i rozpacz w obliczu sytuacji, której nikt nie zdoła pojąć.
Jak długo miasto zużywać będzie zapasy, zanim przyjdzie głód? Co się stanie, gdy zabraknie elektryczności w przewodach? Ile czasu głupi świstek papieru lub metalowy krążek zachowa swoją wartość? Załamie się dystrybucja, zamrze handel i przemysł, rząd zmieni się w gabinet cieni bez środków i bez inteligencji potrzebnej do rządzenia, zaniknie komunikacja, nastąpi rozkład prawa i porządku, świat utonie w nowym barbarzyństwie, po czym powoli zacznie się przystosowywać. Przystosowanie się potrwa latami, a w tym czasie przyjdą epidemie i śmierć, niewypowiedziane cierpienia i rozpacz. Z czasem wszystko się unormuje zgodnie z nowym stylem życia, ale podczas wstrząsu wielu zginie, wielu straci wszystko, na czym opierało się ich życie, co nadawało sens ich istnieniu.
Czy w najgorszym razie dorównałoby to żniwu wojny?
Wielu ludzi umrze z powodu zimna, głodu i chorób (lekarstwa diabli wezmą, tak jak wszystko), ale ognisty podmuch reakcji jądrowej nie unicestwi milionów. Skażony deszcz nie spadnie z nieba, a wody pozostaną tak czyste i świeże, jak obecnie, gleba zaś pozostanie tak samo żyzna. Gdy już nastąpią zmiany, ludzkość wciąż będzie miała szansę żyć dalej i odbudowywać społeczne struktury.
„Gdyby tak zdobyć pewność, że wojna rzeczywiście wybuchnie — rozmyślał Enoch — że jest nieunikniona, wtedy wybór nie byłby trudny. Ale zawsze istnieje możliwość uniknięcia wojny światowej; może uda się zachować choćby słaby i nietrwały pokój — w takim przypadku galaktyczna kuracja nie byłaby potrzebna. Żeby podjąć decyzję, trzeba zdobyć pewność. Ale jak ją zdobyć? Z wykresu wynika, że będzie wojna; wielu dyplomatów i obserwatorów sceny politycznej uważa, że zbliżająca się konferencja pokojowa nie posłuży niczemu innemu, jak tylko wywołaniu wojny. Jednak wciąż brak pewności. A nawet gdybym zyskał absolutną pewność, jak mógłby jeden człowiek — sam jeden — wziąć na siebie rolę Pana Boga wobec całej ludzkości? Jakim prawem jeden człowiek miałby podejmować decyzję o losach miliardów innych ludzi? Gdybym się tego podjął, czy potrafiłbym kiedykolwiek w przyszłości uzasadnić swój wybór? Czy człowiek może decydować o tym, co będzie straszniejsze: wojna czy ogłupienie? Raczej nie. Nie istnieje sposób zmierzenia możliwych nieszczęść dla obu wariantów z osobna. Po pewnym czasie być może każdy wybór nabierze pozorów słuszności. Z czasem przychodzi przeświadczenie, które pozwala człowiekowi podjąć decyzję — niekoniecznie słuszną, lecz mimo to zgodną z sumieniem.”