Выбрать главу

Odpędził od siebie te krytyczne myśli, ale nie potrafił odpędzić niepokoju. Przez całe życie pokładał wiarę w swoją techniczną dokładność — jeżeli pójdzie za tą gwiazdą, nie może się potknąć. Teraz był to już głęboko zakorzeniony nawyk i Leo zastosował tę samą dokładność przy uczeniu grupy Tony’ego prawie automatycznie. Ale jednak… Tym razem to wydawało się nie wystarczać. Jakby nauczył się na pamięć odpowiedzi tylko po to, by odkryć, że zmieniono pytanie.

Ale czego jeszcze można od niego żądać? Co jeszcze miałby dać? Co, w końcu, mógł zrobić jeden człowiek?

Spazm nieokreślonego strachu zmusił go do zamrugania, wyraźne gwiazdy w wizjerze rozmazały się, jakby cień wątpliwości przesłonił horyzont surnienia. Więcej…

Zadrżał i odwrócił się plecami do pustki. Z pewnością mogłaby go połknąć.

Ti, drugi pilot promu transportowego, zamknął oczy. Może to naturalne w takich chwilach, pomyślała Silver, obserwując jego twarz z odległości dziesięciu centymetrów. Przy takim zbliżeniu jej oczy nie mogły już nałożyć na siebie dwóch obrazów, więc jego twarz wydawała się podwójna. Kiedy zrobiła zeza, wyglądał, jakby miał troje oczu. Mężczyźni chyba rzeczywiście należeli do obcej rasy. Ale metalowy styk wszczepiony w jego czoło i podobne na skroniach nie wywoływały takiego wrażenia, wyglądały raczej jak ozdoba albo oznaka hierarchii. Zamknęła jedno oko, a potem drugie, sprawiając w ten sposób, że jego twarz zdawała się przesuwać tam i z powrotem.

Ti otworzył na chwilę oczy, a wtedy Silver szybko przystąpiła do akcji. Uśmiechnęła się, przymknęła powieki, jej gibkie biodra podjęły rytm. “Ooooch” mruknęła, tak jak ją nauczył pan Van Atta. “Trochę dźwięków w tle, kotku” — żądał zwykle, więc Silver wydawała serię dźwięków, które wydawały się go zadowalać. Na pilota też to najwyraźniej działało, Ti zamknął oczy, rozchylił wargi, a jego oddech stał się szybszy. Twarz Silver znowu przybrała wyraz obojętnego zamyślenia. Spojrzenie Ti nie było takie nieprzyjemne jak spojrzenie pana Van Atty, które zawsze zdawało się sugerować, że powinna robić coś innego. Albo więcej. Albo może inaczej. Czoło pilota zwilgotniało, jeden lok brązowych włosów przykleił się do lśniącego metalu. Mechaniczny mutant i biologiczny mutant, jednakowo dotknięci przez różne technologie. Może właśnie dlatego Ti uznał, że może się do niej zbliżyć. A może pilot-skoczek po prostu nie był zbyt wybredny. Zadrżał, jęknął konwulsyjnie i przycisnął ją mocno do swego ciała. Można powiedzieć, że wyglądał na bezbronnego. Pan Van Atta nigdy w takiej chwili tak nie wyglądał. Silver nie była pewna, jak wyglądał, ale na pewno nie na bezbronnego.

Co on takiego czuje, czego ja nie mogę? — zastanawiała się. Co jest ze mną nie tak? Może rzeczywiście była, jak zarzucił jej raz pan Van Atta, oziębła; nieprzyjemne słowo, kojarzyło jej się z maszynami i wysypiskami śmieci na zewnątrz habitatu, więc nauczyła się wydawać dla niego te dźwięki i odpowiednio się poruszać, kiedy kazał jej się rozluźnić.

Silver przypomniała sobie, że ma jeszcze jeden powód, by nie zamykać oczu. Znowu spojrzała ponad głową pilota w okno zaciemnionej kabiny kontrolnej, w której się znajdowali. Wejście do ładowni było słabo oświetlone i nie mogła dostrzec żadnego ruchu. Pośpieszcie się, Tony, Claire, pomyślała z niepokojem. Nie mogę odwracać jego uwagi przez całą zmianę.

— O, rany — mruknął Ti. Otworzył oczy i uśmiechnął się. — Kiedy was projektowali do stanu nieważkości, pomyśleli o wszystkim. — Rozluźnił ręce zaciśnięte na łopatkach Silver i przesunął je wzdłuż jej pleców, bioder i dolnych ramion, kończąc pełnym aprobaty poklepaniem dłoni zaciśniętych na jego muskularnych udach człowieka z dołu. — Funkcjonalne w każdym szczególe.

— Co robią ci z dołu, żeby się od siebie nie odbijać? — zapytała ciekawie Silver, chcąc wykorzystać fakt, że najwyraźniej trafiła na eksperta w tej dziedzinie.

— Grawitacja trzyma nas razem.

— Dziwne. Zawsze mi się wydawało, że grawitacja to coś, z czym trzeba przez cały czas walczyć.

— Skąd, tylko przez połowę czasu. W drugiej połowie działa na twoją korzyść — zapewnił ją. Odsunął się od niej całkiem zgrabnie — może dzięki swojemu doświadczeniu pilota — i pocałował w szyję.

— Ślicznotka.

Silver zarumieniła się i pomyślała z wdzięcznością o słabym oświetleniu. Ti od razu zajął się higieną. Rozległ się świst powietrza i prezerwatywa znrknęła w otworze zsypu. Silver stłumiła słabe ukłucie żalu. Szkoda, że Ti nie był jednym z nich. Szkoda, że znajdowała się tak daleko na liście do macierzyństwa. Szkoda…

— To od waszego doktora dowiedziałaś się, że tego potrzebujemy? — spytał Ti.

— Nie mogłam zapytać doktora Minchenko wprost. Ale zdaje się, że jego zdaniem płód poczęty między kimś z nas i kimś z dołu zostałby automatycznie poroniony we wczesnym stadium, tylko że nikt nie wie nic na pewno. Może wyjść z tego dziecko, którego dolne kończyny nie byłyby ani rękami, ani nogami. — I pewnie nie pozwoliliby mi go zatrzymać, pomyślała z żalem. — A zresztą dzięki temu nie musimy ganiać płynów cielesnych po pokoju z pochłaniaczem próżniowym.

— Też prawda. Cóż, ja z pewnością nie jestem gotowy na to, by zostać tatusiem.

Zupełnie niezrozumiałe, pomyślała Silver, u kogoś tak starego. Ti musiał mieć co najmniej dwadzieścia pięć lat, dużo więcej niż Tony, który był prawie najstarszy z nich wszystkich. Starała się trzymać twarzą do okna tak, żeby pilot miał je wciąż za plecami. No,Tony, zrób to, jeżeli naprawdę chcesz… Chłodny powiew z wentylatora wywołał gęsią skórkę na jej ramionach. Silver zadrżała.

— Chłodno? — zaniepokoił się Ti. Potarł szybko dłońmi jej ramiona, a potem przyniósł jej niebieską koszulkę i szorty z kąta pokoju, dokąd wcześniej odpłynęły. Silver wsunęła się w nie z wdzięcznością. Pilot też się ubrał, a dziewczyna przyglądała się z ukrytą fascynacją, jak zapina buty. Takie sztywne, ciężkie okrycia. Ale przecież same stopy były sztywne i ciężkie. Miała nadzieję, że jej nie kopnie. Obute stopy kojarzyły się jej z młotami. Ti uśmiechnął się i odczepił torbę ze stojaka, gdzie ją powiesił pół godziny wcześniej.

— Mam coś dla ciebie.

Silver poruszyła się gwałtownie i splotła wszystkie cztery dłonie.

— Och! Udało ci się znaleźć więcej dysków tej pani?

— Tak, proszę. — Ti wydobył kilka cienkich kwadratów plastiku z wewnętrznej kieszeni torby. — Trzy, wszystkie nowe.

Silver rzuciła się na nie i chciwie przeczytała tytuły: “Szaleństwo sir Randana”, “Miłość na balkonie”, “Sir Randan i przehandlowana narzeczona”, wszystkie autorstwa Valerii Virga.

— Och, cudownie!

Silver owinęła górne ramię wokół szyi Ti i obdarzyła go spontanicznym i pełnym życia pocałunkiem. Pokręcił głową z udawaną rozpaczą.

— Nie wiem, jak możesz czytać taką szmirę. I tak uważam, że ta autorka to naprawdę cały tłum ludzi.

— To jest wspaniałe! To jest takie… Takie pełne kolorów, o dziwnych miejscach i czasach… Dużo z nich dzieje się na starej Ziemi, w czasach, kiedy wszyscy jeszcze mieszkali na dole… To zadziwiające. Ludzie trzymali dużo zwierząt… Te ogromne stworzenia, które nazywali końmi, naprawdę nosiły ich na grzbietach. Pewnie grawitacja bardzo ludzi męczyła. A ci bogaci ludzie jak… jak szefowie firm, chyba… nazywani lordami hrabiami, żyli w zupełnie fantastycznych habitatach, przylepionych do powierzchni planety… A w historii, której nas uczyli, nic o tym nie było! — wybuchnęła z oburzeniem.