— Świetnie — mruknął ironicznie kapitan. — Możesz napisać oficjalną skargę, skoro praca przeszkadza ci w intymnym pożyciu. Może uda im się tak wszystko urządzić, żebyś nie miał pracy.
Ti zrozumiał aluzję i pośpiesznie zabrał się do swoich obowiązków. Zjawił się technik z habitatu, by przejąć kabinę kontrolną.
Silver skuliła się w kącie i znieruchomiała tam przerażona i bezradna. Na stacji transferowej Tony i Claire mieli zamiar prześlizgnąć się na statek lecący na Orient IV, wydostać się poza zasięg GalacTechu i znaleźć jakąś pracę. Zdaniem Silver był to wielce ryzykowny plan, ukazujący rozmiary ich desperacji. Claire była przerażona, ale ostatecznie dała się przekonać do planu Tony’ego ze wszystkimi jego szczegółowo przemyślanymi etapami. W każdym razie początkowe etapy były szczegółowo przemyślane, im dalej bowiem od Rodeo i domu, tym bardziej wszystko robiło się niejasne. W żadnej wersji nie zamierzali jednak lądować na dole.
Tony i Claire z pewnością schowali się już w ładowni promu. Silver nie miała jak ich ostrzec. Czy powinna zdradzić przyjaciół, żeby ich uratować? Z pewnością rozpętałaby się straszliwa awantura.
Jak sparaliżowana gapiła się na monitor w kabinie kontrolnej, kiedy prom oderwał się od habitatu i zaczął opadać w kierunku pełnej wirów atmosfery Rodęo.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kiedy statek zaczął wytracać szybkość, Claire wydawało się, że mroczny luk towarowy jęczy. Metalowa powłoka promu wibrowała od wstrząsów. Do tego jeszcze słychać było przeraźliwy gwizd.
— Co się dzieje? — jęknęła Claire. Puściła pręty plastikowej klatki, za którą się schowali, żeby mocniej przytulić Andy’ego. — Czy wymijamy coś? Co to za dziwny hałas?
Tony szybko poślinił palec i uniósł go do góry.
— Żadnego przeciągu. — Przełknął ślinę, sprawdzając trąbki Eustachiusza. — I nie tracimy ciśnienia.
Gwizd jednak wciąż przybierał na sile.
0Dwa metaliczne uderzenia, jedno po drugim, niepodobne wcale do znanego stuknięcia, jakie statek zwykle wydaje, wpasowując się w klamry na powierzchni lądowiska, przeraziły Claire jeszcze bardziej. Prom wciąż zwalniał, trwało to wiele za długo, a do tego doszła jakaś dziwna siła przyciągania, promieniująca jakby z dołu pojazdu. Boczna ściana luku towarowego, do której przymocowano klatki, zdawała się napierać na Claire. Zdenerwowana, oparła się o nią plecami i przytuliła Andy’ego do brzucha. Oczy i usta dziecka były szeroko otwarte ze zdziwienia. Nie, proszę, tylko nie zaczynaj płakać! — błagała go w myśli. Nie odważyła się wydać okrzyku uwięzionego w jej własnym gardle, to podziałałoby na dziecko jak syrena alarmowa.
— Dużo nas, dużo nas do pieczenia chleba. Do kuchenki mikrofalowej dużo nas nie trzeba… — usiłowała zanucić. Połaskotała Andy’ego w policzek, spoglądając jednocześnie na Tony’ego z niemą prośbą o pomoc.
Twarz Tony’ego była biała jak kreda.
— Claire… Wydaje mi się, że ten prom leci na dół! Mogę się założyć, że te uderzenia to były wysuwające się płaty nośne.
— Och, nie! To niemożliwe. Silver sprawdzała w rozkładzie…
— Wygląda na to, że się pomyliła. I to bardzo!
— Ja też sprawdzałam. Ten prom miał zabrać mnóstwo towaru ze stacji transferowej, a dopiero potem lecieć na dół.
— W takim razie obie bardzo się pomyliłyście.
Głos Tony’ego, usiłującego złością zamaskować strach, brzmiał szorstko.
Nie krzycz na mnie, pomóż mi… Jeżeli ja nie będę spokojna, to Andy też nie… To nie był mój pomysł…
Tony przewrócił się na brzuch i z trudem uniósł swe ciało z przyciągającej go… podłogi — tak ci z dołu nazywali tę powierzchnię, z której działała na nich siła grawitacji. Przysunął się do najbliższego okna. Wpadające przez nie światło stało się dziwnie rozproszone.
— Jest całkiem biało… Claire, myślę, że wchodzimy w chmurę!
Claire godzinami obserwowała chmury z orbity, przyglądała się, jak suną powoli przez atmosferę Rodeo. Zawsze wydawały się jej równie masywne jak księżyce. Teraz też chciała je zobaczyć.
Andy trzymał się mocno jej niebieskiej koszulki. Przekręciła się tak samo jak Tony i podniosła, opierając się na dłoniach. Andy, odwracając główkę do ojca, wyciągnął górne raczki, a dolnymi spróbował odepchnąć się od Claire. Podłoga uniosła się i uderzyła go.
Przez chwilę był zbyt zaskoczony, by płakać. Potem jego małe usteczka otworzyły się szeroko i wydały z siebie wibrujący krzyk, który niczym ostrze noża wbił się w uszy Claire.
Tony aż się wzdrygnął, usłyszawszy ten krzyk, szybko odsunął się od okna i zwrócił do nich.
— Dlaczego go upuściłaś? Co ty wyprawiasz? Ucisz go natychmiast!
Claire przewróciła się z powrotem na plecy, położyła Andy’ego na swoim brzuchu i zaczęła gorączkowo poklepywać go i całować.
Krzyki zmieniły się z wysokich, przeszywających wrzasków w niższe, wyrażające oburzenie, ale ich natężenie wcale nie osłabło.
— Usłyszą go aż w kabinie pilotów! — syknął udręczony Tony. — Zrób coś!
— Staram się! — odsyknęła Claire. Spróbowała przytulić główkę Andy’ego do piersi, ale wykręcił się i wrzasnął jeszcze głośniej. Na szczęście, dźwięk wydawany przez powietrze przenikające powłokę statku zmienił się w ogłuszający grzmot. Zanim przycichł, lament dziecka przeszedł już w czkawkę. Andy żałośnie otarł mokrą od łez i śliny buzię o koszulkę Claire. Jego ciężar na brzuchu i przeponie niemal dusił dziewczynę, ale nie odważyła się położyć go na podłodze.
Rozległa się kolejna seria stuknięć. Wibracje silników zmieniły częstotliwość, zmieniające się kierunki przyśpieszenia miotały Claire w różne strony. Żaden z nich nie był jednak tak silny, jak ten promieniujący z podłogi. Oderwała dwie dłonie od ciałka Andy’ego, żeby chwycić się plastikowych pudeł.
Tony leżał obok niej, zaciskając usta, zdenerwowany i bezbronny.
— Chyba lądujemy na planecie. Claire skinęła głową.
— Na jednym z lotnisk dla promów. Będą tam ludzie… Ci z dołu… Może uda się ich przekonać, że po prostu nie zdążyliśmy wyjść z promu. Może odeślą nas do domu — dodała z nadzieją.
Tony zacisnął prawą górną dłoń w pięść.
— Nie! Nie możemy teraz się poddać! Nigdy nie będzie drugiej okazji!
— A co innego możemy zrobić?
— Wykradniemy się ze statku i będziemy się ukrywać, dopóki nie uda nam się dostać na jakiś inny, lecący do Stacji Transferowej.
Z ust Claire wydobyło się pełne niedowierzania prychnięcie, więc dodał błagalnym tonem:
— Zrobiliśmy to raz, możemy zrobić i drugi.
Pokręciła głową. Dalsza rozmowa została udaremniona przez gwałtowną serię uderzeń, które najpierw wstrząsnęły całym promem, a potem zmieniły się w nieprzerwany huk. Promień światła wpadający przez okno uniósł się nieco, kiedy prom wylądował, wykołował i obrócił się. Potem promień zniknął, w luku towarowym pociemniało. Silniki zamilkły i zapanowała cisza, równie przerażająca jak poprzedni hałas.
Claire ostrożnie puściła kraty. Ze wszystkich działających sił pozostała tylko ta jedna jedyna: grawitacja. Cicha, nieubłagana, przywarła do pleców Claire, która przez cały czas miała nieprzyjemne uczucie, że przyciąganie nagle zniknie, a ona zostanie ciśnięta na sufit i zgniecie przy tym Andy’ego. Cały luk towarowy zdawał się powoli obracać wkoło. Zamknęła oczy, starając się odpędzić nieprzyjemne wrażenie.