Выбрать главу

Claire straciła całą odwagę. Andy nauczył się już odpychać i czołgać mimo grawitacji, na razie tylko po kilka centymetrów, ale ona wciąż nie mogła pozbyć się straszliwych wizji; w wyobraźni widziała swoje dziecko niknące za krawędzią półki. Rozwinęła się u niej gwałtowna niechęć do wszelkich krawędzi.

Dołem przejechał automatyczny wózek widłowy. Claire zamarła, wtuliła się w najdalszy kąt kryjówki, przyciskając do siebie Andy’ego i chwytając jednocześnie Tony’ego za jedną z rąk. Maszyna odjechała.

— Uspokój się — jęknął Tony. — Uspokój się… — Odetchnął głęboko, najwyraźniej starając się również pójść za własną radą.

Claire podejrzliwie śledziła wózek, który zatrzymał się w korytarzu i zajął się wydobywaniem plastikowego pudła z odpowiedniej przegrody.

— Czy możemy już coś zjeść? — zapytała szeptem. Pozwalała Andy’emu ssać bez przerwy przez ostatnie trzy godziny, starając się go w ten sposób uspokoić, i czuła się wewnętrznie wyjałowiona w każdym znaczeniu tego słowa. Jej żołądek burczał; a w gardle zaschło.

— Chyba tak — odparł Tony i wygrzebał kilka kostek żywnościowych z paczki. — A potem lepiej spróbujmy dostać się z powrotem do hangaru.

— Nie moglibyśmy odpocząć jeszcze trochę? Tony pokręcił głową.

— Im dłużej będziemy tu czekać, tym większe prawdopodobieństwo, że zaczną nas szukać. Jeżeli nie dostaniemy się szybko na prom lecący do Stacji Transferowej, mogą zacząć przeszukiwać odlatujące statki i stracimy sposobność wydostania się stąd i wyruszenia tak daleko, że nie będą już mogli nas zawrócić.

Andy pisnął i zagruchał, w powietrzu rozszedł się znajomy zapach.

— O, rany. Czy mógłbyś wyjąć pieluszkę? — spytała Claire.

— Znowu? To chyba już czwarty raz, odkąd opuściliśmy habitat.

— Czuję, że wzięłam ich zdecydowanie za mało — zmartwiła się Claire.

— Połowa paczki to pieluszki. Czy nie możesz zrobić czegoś, żeby dłużej działały?

— Boję się, że dostał biegunki. Jeżeli zostawię mu pieluszkę zbyt długo, to wyżre mu skórę… zrobi się cała czerwona… zacznie krwawić… pojawi się infekcja… a wtedy on za każdym razem, kiedy się go tam dotknie, nawet po to, żeby oczyścić, będzie wrzeszczał i płakał. I to naprawdę głośno — podkreśliła.

Palce dolnej prawej ręki Tony’ego zabębniły o półkę. Westchnął, nie kryjąc rozczarowania. Claire mocno zwinęła w rulonik zużytą pieluszkę i chciała wepchnąć ją z powrotem do paczki.

— Czy musimy wlec je ze sobą? — spytał nagle Tony. — W końcu wszystko w środku zaśmierdnie. Poza tym paczka i bez tego jest dosyć ciężka.

— Nigdzie nie widziałam zsypu — stwierdziła Claire. — Co innego mogę z nimi zrobić?

Tony zmarszczył brwi, co oznaczało, że toczy wewnętrzną walkę.

— Po prostu je zostaw — wyrzucił w końcu z siebie. — Na podłodze. Tutaj nie wylecą na korytarz i nie dostaną się do systemu recyrkulacji powietrza. Zostaw je wszystkie.

Claire jęknęła. Tony postanowił wprowadzić swój straszliwie rewolucyjny pomysł w życie natychmiast, zanim opuści go odwaga. Wziął cztery małe paczuszki i wepchnął je w kąt półki. Uśmiechał się przy tym niepewnie, pełen jednocześnie dumy i poczucia winy. Claire przyjrzała mu się ze zmartwieniem. Owszem, sytuacja była niezwykła, ale co będzie, jeżeli Tony przyzwyczai się do takich nieodpowiedzialnych, karygodnych zachowań? Czy stanie się znów normalny, kiedy dotrą tam, dokąd mają dotrzeć? Jeśli w ogóle dotrą. Claire wyobraziła sobie ich prześladowców idących śladem brudnych pieluszek, jak śla dem płatków kwiatów, które upuszczała bohaterka jednej z książek Silver, przez pół galaktyki…

— Jeżeli już z nim skończyłaś — oznajmił Tony, wskazując swojego syna — to lepiej ruszajmy z powrotem w stronę hangaru. Mam nadzieję, że ten tłum ludzi już się stamtąd wyniósł.

— A jak teraz znajdziemy właściwy prom? — spytała Claire.

— Skąd będziemy wiedzieli, że nie leci do habitatu albo nie zabiera towaru do rozładowania w próżni? Jeżeli opróżnią luk towarowy w kosmosie, a my będziemy w środku…

Tony pokręcił głową.

— Nie wiem. Ale Leo mówił, że sekret radzenia sobie z dużymi problemami albo dużymi zadaniami polega na podzieleniu ich na małe części i radzeniu sobie z każdą po kolei. Na razie wróćmy do hangaru. I zobaczmy, czy w ogóle są tam jakieś promy.

Claire skinęła głową. Ledwie jednak ruszyli, zatrzymała się. Stwierdziła, że nie tylko Andy ma problemy z fizjologią.

— Tony, myślisz, że znajdziemy po drodze jakąś toaletę? Muszę tam iść.

— Ja też — przyznał Tony. — Widziałaś gdzieś jakąś?

— Nie.

Lokalizowanie toalet nie było jej największym problemem w czasie tej upiornej podróży, kiedy to czołgała się po podłodze, unikając śpieszących się ludzi i przyciskając do siebie Andy’ego w strachu, że się rozpłacze. Claire nie była nawet pewna, czy umiałaby odtworzyć drogę, którą przebyli, kiedy z pierwszej kryjówki wystraszyła ich ekipa mechaników.

— Musi coś być — stwierdził optymistycznie Tony. — Przecież tu się pracuje.

— Nie w tej części — zauważyła Claire, patrząc na ściany pełne półek. — Tu są same roboty.

— W takim razie bliżej hangaru. Powiedz… — zawahał się.

— No… Czy wiesz może, jak wygląda toaleta w polu grawitacyjnym? Jak oni to robią? Zasysany strumień powietrza nie mógł by chyba zwalczyć grawitacji. Jeden z przemyconych filmów historycznych Silver zawierał scenę w takim pomieszczeniu, ale Claire nie była pewna, czy technologia była współczesna.

— Wydaje mi się, że jakoś używają wody. Tony zmarszczył nos z niepokojem.

— Poradzimy sobie. — Spojrzał tęsknie na cztery zwinięte pieluszki w kącie. — Szkoda…

— Nie! — wzdrygnęła się z odrazy Claire. — Przynajmniej spróbujmy znaleźć wpierw toaletę.

— Dobrze…

Oddalone rytmiczne stukanie teraz się przybliżyło. Tony, który właśnie miał zejść po drabinie, mruknął “oj” i wsunął się z powrotem do przegrody. Przyłożył palec do warg, na jego twarzy malowała się panika. Wszyscy się skulili.

— Aaaa? — odezwał się Andy. Claire podciągnęła go wyżej i wetknęła sutek do jego ust. Najedzony i znudzony, nie chciał ssać, odwrócił główkę. Claire pozwoliła, by jej koszulka opadła i spróbowała odwrócić jego uwagę, licząc w milczeniu wszystkie jego ruchliwe paluszki. On też był już cały brudny, co wcale jej specjalnie nie dziwiło, bo planety składały się przecież z brudu. Ten brud wyglądał lepiej z dużej odległości. Powiedzmy, z odległości kilkuset kilometrów.

Stukanie stało się jeszcze głośniejsze, przesunęło się pod ich przegrodę i ucichło.

— Ochroniarz — szepnął Tony do ucha Claire.

Skinęła głową, nie mając nawet odwagi głębiej odetchnąć. To stukanie wydawały twarde okrycia nóg noszone przez ludzi z dołu, uderzające o betonową podłogę. Minęło kilka minut, a stukanie nie wróciło. Tylko Andy wydawał cichutkie dźwięki.

Tony ostrożnie wysunął głowę, rozejrzał się w prawo i w lewo, w górę i w dół.