Выбрать главу

— Potrzeba na to tyle czasu — westchnęła Claire.

— Nie martw się, czas działa na naszą korzyść. Najmniejsi z was stają się starsi z każdym dniem. Kiedy zakończy się proces, wszyscy będziecie dorośli i przysposobieni do pracy. Wynajmiecie się jako cała grupa, na pewno znajdziecie zajęcie; nawet GalacTech nie byłby takim złym pracodawcą, kiedy już staniecie się obywatelami i normalnymi, prawnie chronionymi pracownikami. Może nawet przyjąłby was Związek Astronau-tów, chociaż oni mogliby się wahać… Cóż, nie jestem pewien. Ale gdyby nie uznali was za zagrożenie… W każdym razie coś dałoby się wymyślić. Ale musisz wytrzymać, Claire! Obiecujesz?

Silver odetchnęła, kiedy wreszcie Claire wolno skłoniła głowę. Pociągnęła przyjaciółkę do najbliższej skrzynki na ścianie, żeby zdezynfekować skaleczenia, założyć plastikowe bandaże i obetrzeć krew z jej posiniaczonej twarzy.

— No, już lepiej…

W tym czasie Leo doprowadził mechanizm kontrolujący do pierwotnego stanu, a potem dołączył do nich.

— Już wszystko w porządku? — zwrócił się do Silver. Silver nie zdołała opanować groźnego spojrzenia spode łba.

— Na tyle, na ile jest w porządku z nami wszystkimi… To nie fair! — wybuchnęła. — Tu jest mój dom, ale zaczynam się tu czuć jak w butli tlenowej pod nadmiernym ciśnieniem. Wszystkie czworaczki są zdenerwowane z powodu Tony’ego i Claire. Nie wydarzyło się tu nic takiego, odkąd Jamie zginął w tym strasznym wypadku z pchaczem. Ale wtedy to był wypadek, nie to co teraz. Skoro mogli to zrobić Tony’emu, który był taki dobry, co mogą zrobić ze mną? Z nami wszystkimi? Co się teraz stanie?

— Nie wiem. — Leo pokręcił ponuro głową. — Ale jestem całkiem pewien, że idylla się skończyła. I że to dopiero początek.

— Ale co my zrobimy? Co możemy zrobić?

— Cóż… Nie panikować. I nie rozpaczać. Zwłaszcza nie rozpaczać.

Hermetyczne drzwi na końcu sali otworzyły się i rozległ się głos przełożonej Hydroponiki.

— Dziewczęta? Jednak przyszła ta dostawa ziaren. Macie już gotowy pojemnik?

Leo, zanim odszedł, mocno uścisnął dłonie obu dziewczyn.

— To stare powiedzenie, ale z doświadczenia wiem, że prawdziwe: “Okazja zawsze przytrafia się tym, którzy są na nią przygotowani”. Więc bądźcie silne. Wrócę do was…

Prześlizgnął się obok przełożonej, ziewając obojętnie, jakby zajrzał tu tylko na chwilę, by zobaczyć, jak idzie praca.

Silver obserwowała Claire z tak bolesnym niepokojem, że aż czuła ściskanie w dołku. Claire zaś pociągnęła nosem i odwróciła się szybko, by zająć się pojemnikiem i ukryć posiniaczoną twarz przed wzrokiem przełożonej. Silver odetchnęła z ulgą.

Mdłości powoli ustępowały, wraz z nimi strach, a ich miejsce zajęło jakieś dziwne, nie znane jej wcześniej uczucie. Jak oni śmią robić jej coś takiego… jej… im wszystkim? Nie mają żadnego prawa, żadnego prawa, żadnego prawa…

Z wściekłości rozbolała ją głowa, ale to było lepsze niż tamten obezwładniający strach. Czuła się niemal podniecona. Sil-ver także pochyliła głowę, by ukryć przed przełożoną skrzywioną w grymasie gniewu twarz.

Czwororęczna dziewczyna-wydająca pożywienie, może trzynastoletnia, podała tacę przez okienko bez zwykłego promiennego uśmiechu. Kiedy Leo uśmiechnął się do niej i powiedział: “Dziękuję”, jej usta rozciągnął w odpowiedzi wyćwiczony grymas. Leo zastanawiał się, w jakiej postaci dotarła do jej uszu opowieść o wpadce Tony’ego i Claire na dole. Fakty były wystarczająco ponure. Cały habitat zdawał się wrzeć z niepokoju. Leo czuł się zmęczony czworaczkami i ich nie kończącymi się problemami. Ominął grupkę swoich studentów jedzących obiad w pobliżu okienka, chociaż machali do niego. Przeleciał przez niemal cały segment, dopóki nie wypatrzył miejsca na zaczepienie tacy w sąsiedztwie kogoś z nogami. Kiedy zorientował się, że owym kimś był kapitan promu towarowego, Durrance, było już za późno, żeby się wycofać.

Ale w powitalnym mruknięciu Durrance’a nie usłyszał wrogości. Najwyraźniej, w przeciwieństwie do innych osób, on nie uważał inżyniera za człowieka odpowiedzialnego za nieszczęście Tony’ego. Leo wsunął nogi w pętle przytwierdzone do ściany, żeby uwolnić ręce i zaatakować posiłek, odpowiedział mruknięciem na mruknięcie i pociągnął łyk gorącej kawy z gruszki. W całym wszechświecie nie było dość kawy, żeby rozpuścić w niej dręczące go dylematy.

Durrance wydawał się w nastroju do uprzejmej pogawędki.

— Zdaje się, że niedługo wypada panu urlop na dole?

— Niedługo… — Za tydzień, uświadomił sobie nagle Leo. Nawet czas wymykał mu się spod kontroli, jak wszystko. — Jakie jest Rodeo?

— Nudne.

Durrance włożył do ust łyżkę czegoś w rodzaju jarzynowego puddingu.

Leo rozejrzał się wokół.

— Czy Ti jest z panem? Durrance prychnął.

— O, nie. Wpadł po uszy, chociaż złożył apelację. Ja z pewnością miałem już go dość. Dostałem naganę w papierach przez tę cholerną kijankę. Gdyby to się zdarzyło po raz pierwszy, może by go nie wylali, ale teraz zaprzepaścił wszelkie szansę. Pański Van Atta domaga się jego głowy.

— To nie jest mój Van Atta — zaprzeczył Leo. — Gdyby był mój, przehandlowałbym go na psa…

— …i zastrzelił jak psa — dokończył Durrance. Uśmiechnął się krzywo. — Van Atta. To prawda. Jeżeli plotki, które słyszałem, są prawdziwe, to jego dobre dni też się już kończą.

Leo z nadzieją nadstawił uszu.

— Wczoraj rozmawiałem ze skoczkiem z tego cotygodniowego pasażerskiego z Orientu IV, właśnie spędzał tam swój urlop grawitacyjny. Proszę tylko posłuchać: on przysięga, że ambasada Bety demonstruje nowe urządzenie do tworzenia sztucznej grawitacji. — Co? Jak…

— W jaki sposób, to ja nie wiem, mogą ją sobie spokojnie pobierać chociażby z czarnych dziur. Założę się, że Kolonia Beta będzie z tym siedzieć cicho, a potem rzuci maszynkę na rynek, i raz-dwa odbije sobie wszystkie koszty badań i rozwoju. Najwyraźniej ich wojsko trzymało to w ukryciu już od paru lat, dopóki nie nadszedł dobry moment, niech ich diabli. Galac-Tech i wszyscy inni dostaną świra, zanim nadrobią zaległości. Wszystkie projekty badawcze w tej firmie mogą się na dobre parę lat pożegnać z budżetem, zobaczy pan.

— O, mój Boże. — Leo spojrzał na stołówkę wypełnioną czworaczkami. Durrance podrapał się po brodzie.

— Jeżeli to prawda, to ma pan pojęcie, co się zacznie wyrabiać z transportem kosmicznym? Ten skoczek mówił, że Betanie sprowadzili tę cholerną maszynkę tutaj w trzy miesiące — z Kolonii Beta! — lecąc z przyśpieszeniem piętnaście g i za jej pomocą całkiem neutralizując efekty przyśpieszenia. Teraz przyśpieszenie będą ograniczać tylko koszty paliwa. Z tego powodu niewiele się pewnie zmieni w towarowym, ale w pasażerskim będzie rewolucja. Wzrośnie tempo przekazywania informacji, co z kolei wpłynie na wymianę walut między planetami, transport wojskowy, bo tam nikogo nie obchodzą koszty paliwa, a to z kolei wpłynie na politykę międzyplanetarną. Zupełnie nowe reguły. — Durrance wyłapał ostatnie kulki jedzenia z przegródek tacy.