Oczy Lea rozbłysły. No właśnie! To przecież jest zadanie dla inżyniera! Zawisł bezwładnie w powietrzu, zauroczony wizją. Na szczęście korytarz był w tej chwili pusty, inaczej na pewno ktoś pomyślałby, że zwariował albo że jest pod wpływem narkotyku.
Rozwiązanie leżało przed nim przez cały czas, lecz we fragmentach, niedostrzegalne, dopóki w nim samym nie zaszła przemiana umożliwiająca ich scalenie. Śmiał się jak oszalały. Wszystko. Wszystko. Nie ma żadnych granic dla tego, czego może dokonać jeden człowiek, jeżeli da z siebie wszystko, jeżeli poświęci się czemuś bez reszty.
Nie powstrzymywać się, nie ograniczać, nie oglądać — bo i tak nie będzie już powrotu. Ludzie przystosowywali się do stanu nieważkości, to powroty na dół ich okaleczały.
— Ja też jestem czworączkiem — wyszeptał zaskoczony Leo. Przyjrzał się swoim dłoniom, zacisnął i rozprostował palce. — Tyle że z nogami.
Nie zamierzał już wracać.
A co do początkowej bazy — właśnie w niej się unosił. Wymagała tylko przemieszczenia. Jego pędzące naprzód myśli przeleciały przez wszystko zbyt szybko, by wdawać się w szczegółowe analizy. Teraz, kiedy się zastanowił, zrozumiał, że wcale mie musi porywać statku kosmicznego; przecież właśnie w nim się znajdował! Potrzebował tylko trochę energii.
Energia zaś czekała na orbicie Rodeo, rozrzutnie marnowana nawet w tej chwili na wypychanie ropy z orbity. Czym było tych parę kontenerów w porównaniu z taką masą jak habi tat? Tego Leo jeszcze nie wiedział, ale mógł się dowiedzieć. Liczby i tak będą po jego stronie, bez względu na to, jakie okażą się w końcu konkretne wartości.
Wielkie towarowe pchacze z pewnością poradzą sobie z habitatem, jeśli się je odpowiednio ustawi, a z czym poradzą sobie wielkie pchacze, z tym poradzi sobie też olbrzymi towarowy Superskoczek. Wszystko tam było, wszystko, tylko brać.
Tylko brać.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Leo musiał tropić Silver przez całą godzinę, zanim udało mu się złapać ją samą; stało się to w części korytarza niewidocznej dla kamer, niedaleko sali gimnastycznej.
— Czy jest jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy? — zapytał. — Naprawdę bez świadków.
Rozejrzała się niespokojnie, co potwierdziło, że doskonale go zrozumiała.
Mimo to zawahała się.
— Czy to naprawdę ważne?
— To kwestia życia i śmierci. Życia albo śmierci wszystkich czworaczków. Aż tak ważne.
— Odczekaj minutę albo dwie i chodź za mną.
Posuwał się za nią powoli przez cały habitat. Sunął, udając obojętność, za błyskiem lśniących włosów i niebieskiego dżer-seju dostrzeżonym na tym czy tamtym skrzyżowaniu. Nagle w którymś korytarzu stracił ją z oczu.
— Silver…
— Ciii! — syknęła mu do ucha.
Płyta w ścianie odchyliła się nieco i jedna z silnych dolnych rąk Silver wysunęła się, by pochwycić Lea.
Za ścianą było przez chwilę ciemno i ciasno, ale potem hermetyczne drzwi rozsunęły się z cichym szmerem i odsłoniły sa lę o dziwnym kształcie, mającą ze trzy metry szerokości. Wsunęli się do środka.
— Co to jest? — spytał zaskoczony Leo.
— Klub. W każdym razie my to tak nazywamy. Wybudowaliśmy go sobie sami, w tym ślepym zaułku. Nie zauważyłbyś go z zewnątrz, chyba żebyś patrzył pod ściśle określonym kątem. Tony i Pramod zrobili zewnętrzne ściany. Siggy zajął się wentylacją, inni przewodami… Drzwi zbudowaliśmy z zapasowych części.
— I nikt nie zauważył braku?
Jej uśmiech nie był ani trochę niewinny.
— Czworaczki zajmują się także spisami w komputerach. Te części po prostu nagle tak jakoś zniknęły z inwentarza. Pracowaliśmy nad tym wspólnie, skończyliśmy dwa miesiące temu. Byłam pewna, że doktor Yei i pan Van Atta dowiedzieli się o tym, kiedy mnie przesłuchiwali — uśmiech zniknął z jej twarzy na samo wspomnienie — ale jakoś nie zadali właściwego pytania. Teraz jedyne filmy, jakie nam zostały, to te, które były schowane tutaj. Tylko że Darła nie podłączyła jeszcze holowidu.
Leo podążył wzrokiem za jej spojrzeniem do przyczepionego do ściany nieczynnego aparatu, najwyraźniej będącego w trakcie naprawy. Były tu też inne wygody: światło, pętle na ręce, szafka wypełniona torebkami z suszonym jedzeniem, rodzynkami, orzeszkami i innymi smakołykami. Leo okrążył powoli pokój, nerwowo badając wykonanie. Było bez zarzutu.
— Czy to był twój pomysł?
— Tak jakby. Ale nie mogłabym zrobić tego sama. Zdajesz sobie sprawę, że przyprowadzenie cię tutaj jest pogwałceniem naszych zasad — powiedziała wojowniczo — więc lepiej, żeby to, co masz mi powiedzieć, było naprawdę ważne, Leo.
— Silver — oznajmił — twoje niesłychanie pragmatyczne podejście do przepisów sprawia, że w tej chwili jesteś najcenniejszym czworączkiem na całym habitacie. Potrzebuję ciebie, twojej odwagi, a także odwagi tych wszystkich czworaczków, które doktor Yei bez wątpienia nazwałaby antyspołecznymi. Ja też mam do wykonania coś, czego nie mogę zrobić sam. — Wziął głęboki oddech. — Czy chcielibyście mieć swój własny pas astero-idów?
— Co takiego?
— Mały Brucie chce to zatrzymać w tajemnicy, ale projekt Cay ma zostać zamknięty; z najgorszymi wynikającymi z tego konsekwencjami.
Powtórzył jej wszystko, czego się dowiedział o sztucznej grawitacji, a także streścił zamierzenia Van Atty. Z rosnącą namiętnością opisał swoją wizję ucieczki. Nie musiał niczego tłumaczyć drugi raz.
— Ile czasu nam zostało? — zapytała pobladła Silver, kiedy skończył.
— Niewiele. Najwyżej kilka tygodni. Ja mam tylko sześć dni, potem będę musiał jechać na dół, na urlop grawitacyjny. Muszę wymyślić jakiś sposób, żeby się od tego wykręcić; obawiam się, że nie udałoby mi się już wrócić na górę. My — wy, czworaczki — musicie dokonać wyboru już teraz. Ja nie mogę zrobić tego za was. Mogę tylko pomóc w rozwiązaniu niektórych problemów. Jeżeli nie potraficie sami się uratować, to z całą pewnością jesteście straceni.
Silver sprawiała wrażenie bardzo zmartwionej.
— Uważałam, obserwując Tony’ego i Claire, że źle się do tego biorą. Tony mówił coś o znalezieniu pracy, ale wiesz, że nawet nie zabrał kombinezonu? Nie chciałabym popełnić tych samych błędów. Nie jesteśmy stworzeni do podróżowania samotnie, Leo. Może wbudowali w nas coś takiego.
— Ale czy możesz wciągnąć w to innych? — zapytał Leo z niepokojem. — W absolutnym sekrecie? Posłuchaj, najszybszy koniec tej małej rewolucji może nastąpić wtedy, gdy któreś z czworaczków spanikuje i wygada się, usiłując być grzecznym. To jest prawdziwa konspiracja, wszystkie zasady idą na bok. Ja poświęcam swoją pracę, ryzykuję rozprawę przed sądem, ale wy ryzykujecie dużo więcej.
— Są tacy, którym, hmm, należałoby powiedzieć na samym końcu — przyznała Silver z namysłem. — Ale mogę wciągnąć tych najważniejszych. Mamy swoje sposoby na ukrywanie różnych spraw przed tymi z dołu.
Leo rozejrzał się wokół, bardziej uspokojony.
— Leo… — Jej niebieskie oczy wpatrywały się w niego pytająco. — Jak właściwie pozbędzimy się tych z dołu?
— Cóż, z pewnością nie uda nam się wysłać ich promem na Rodeo. Jak tylko cała rzecz się wyda, habitat z pewnością zostanie odcięty od wszelkich dostaw. — Oblężony, podsunął dawne słowo umysł Lea. — Chyba dałoby się zebrać ich wszystkich w jednym segmencie, wpuścić zapas tlenu, odczepić od habitatu i za pomocą jednego z pchaczy przesunąć po orbicie do Stacji Transferowej. Od tej chwili byłby to już problem GalacTechu, nie nasz. Pewnie narobiłoby to sporo zamieszania także na Stacji, dzięki czemu zyskalibyśmy trochę czasu.