Выбрать главу

— Jeżeli dotarła do wind, to teraz może być wszędzie — stwierdził Ti.

Silver podniosła się na splecionych dolnych rękach, uniosła górne nad głowę i zmrużyła oczy, żeby spojrzeć na windy po lewej stronie.

— Czworączkowi trudno byłoby dosięgnąć przycisków. Poza tym Zara wiedziała, że tam prędzej wpadłaby na kogoś z dołu. Myślę, że poszła w tę stronę. — Uniosła głowę i zaczęła z determinacją posuwać się w prawo. Po chwili zwiększyła prędkość, zmieniając sposób poruszania się na antylopie skoki, co stało się dla niej możliwe w niskiej grawitacji szprychy. Leo i Ti, chcąc nie chcąc, musieli poskakać za nią. Leo czuł się jak człowiek goniący zbiegłe zwierzątko. Wrażenie to potęgował sposób poruszania się Silver. Nawet wygląd czworaczków stawał się bardziej ludzki w stanie nieważkości. Za zakrętem rozległ się nagle dziwny hurkot. Silver pisnęła i odskoczyła pod ścianę.

— Oj, przepraszam! — krzyknęła Zara; jechała, leżąc na niskim wózku i odpychając się od podłogi wszystkimi czterema rękami. Hamowanie okazało się trudniejsze niż przyśpieszanie i Zara zatrzymała się dopiero na ścianie, tuż obok Silver.

Przerażony Leo podskoczył w ich stronę, ale dziewczyna już pozbierała się i usiadła; wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną. Wózek też wyszedł z kraksy bez szwanku.

— Popatrz, Silver — Zara przewróciła wózek do góry kołami. — Kółka! Ciekawe, jak sobie radzą z tarciem w tych obudowach? Dotknij, wcale nie są gorące.

— Zara! — krzyknął Leo. — Dlaczego wyszłaś ze statku?

— Chciałam zobaczyć, jak tu wygląda toaleta — wyjaśniła Zara. — Ale na tym poziomie żadnej chyba nie ma. Znalazłam tylko szafę pełną środków do czyszczenia i to. — Poklepała wózek. — Mogę rozłożyć kółka i zobaczyć, co jest w środku?

— Nie! — ryknął Leo.

Była zupełnie zbita z tropu.

— Ale ja chcę się dowiedzieć!

— Weź go ze sobą — zaproponowała Silver. — Możesz go rozebrać później.

Rozejrzała się niespokojnie po korytarzu. Lea nieco to pocieszyło: przynajmniej jedna z nich rozumie naleganie na pośpiech.

— Tak, później go sobie rozbierzesz — zgodził się. — Chodźmy już. Wsadził wózek pod pachę, zapobiegając dalszym eksperymentom. Zrozumiał, że czworaczki niezbyt pojmują zasady prywatnej własności. Pewnie był to skutek życia w komunie na kosmicznym habitacie.

Stare nawyki. Martwił się kradzieżą głupiego wózka, a jednocześnie planował największą kosmiczną kradzież w historii ludzkości.

Ti o mało się nie wycofał, kiedy usłyszał, jakie zadanie mu przydzielono oprócz pilotowania. Leo przezornie nie wprowadził go w szczegóły, dopóki pchacz nie odbił bezpiecznie od Stacji Transferowej i nie znalazł się w połowie drogi do habitatu.

— Chcecie, żebym to ja porwał Superskoczka! — wykrztusił Ti.

— Nie, nie — uspokoił go Leo. — Ty jedziesz tylko jako nadzorca. Czworaczki zajmą się statkiem.

— Ale ja swoim tyłkiem w razie czego zapłacę…

— Tym bardziej musisz im dobrze doradzać.

— Boże!

— Problem z tobą jest taki — pouczył go uprzejmie Leo — że brak ci doświadczenia w nauczaniu. Gdybyś je miał, wiedziałbyś, że ludzie, których byś najmniej o to posądzał, mogą nauczyć się najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy. W końcu ty też nie urodziłeś się z gotową wiedzą, jak pilotować statek w czasie Skoku, ale ludzkie życia zależały od tego, żebyś zrobił to dobrze za pierwszym razem i za każdym następnym. Teraz po prostu doświadczysz na sobie, jak czuli się twoi instruktorzy.

— A jak się czują instruktorzy? Leo zniżył głos i uśmiechnął się.

— Są przerażeni. Bezgranicznie przerażeni.

Załadowany paliwem i zapasami na długą podróż, pchacz czekał już na lądowisku, kiedy dotarli na habitat. Leo z trudem oparł się pokusie, by wziąć Ti na stronę i udzielić mu mnóstwa dobrych rad dotyczących tej misji. Ale doświadczenia ich obu w działalności przestępczej były aż za dobrze porównywalne: zero zawsze równa się zeru, niezależnie od tego, przez ile lat się je pomnoży.

Przedostali się przez luk do segmentu dokowego, gdzie czekała na nich grupka podekscytowanych czworaczków.

— Zmodyfikowałem więcej lutownic, Leo — oznajmił niepewnie Pramod. Trzy z jego czterech rąk przyciskały zaimprowizowaną broń do torsu. — Pięć, po jednej dla każdego.

Claire wpatrywała się przez jego ramię w broń z pełną obawy fascynacją.

— Dobrze. Daj je Silver, mają pozostać pod jej opieką, dopóki pchacz nie dotrze do cz’arnej dziury — powiedział Leo.

Po uchwytach na ręce dotarli do następnego luku. Zara natychmiast wślizgnęła się do środka, żeby zacząć sprawdzanie systemów. Ti nerwowo podrapał się w kark.

— Startujemy od razu?

— Czas jest najważniejszy — odparł Leo. — Mamy tylko cztery godziny, potem na Stacji zorientują się, że zniknąłeś.

— A czy nie powinna wpierw odbyć się jakaś… odprawa albo coś takiego?

A zatem Ti także ma problemy z uwolnieniem się, stwierdził Leo. Cóż, między “skoczył” a “został popchnięty” po nadaniu początkowego impulsu nie ma żadnej różnicy.

— Masz prawie dwadzieścia cztery godziny, najpierw lecąc z jednym g przez pół drogi, a przez resztę hamując, żeby wypracować sobie plan ataku. Powodzenie Silver zależy od twojej wiedzy na temat Superskoczków. Rozważaliśmy razem różne metody zaskoczenia. Wszystko ci opowie po drodze.

— Silver leci z nami?

— Silver — oświecił go łagodnym tonem Leo — jest dowódcą tej wyprawy.

Na twarzy Ti walczyły różne emocje, w końcu stanęło na zakłopotaniu.

— Pieprzyć to. Wciąż jeszcze mam dość czasu, by wrócić i złapać swój statek.

— I właśnie dlatego — przerwał mu Leo — dowodzi Silver. Zdobycie przez was towarowego statku będzie sygnałem do buntu czworaczków tu, na habitacie. A ten bunt jest dla nich wyrokiem śmierci. Kiedy GalacTech zrozumie, że nie może już ich kontrolować, spanikuje i spróbuje je wykończyć. Droga ucieczki musi być zapewniona, zanim rozpoczniemy akcję. Jedyny statek, który musisz złapać, jest w tamtą stronę — wskazał. — Mogę polegać na Silver, że będzie o tym pamiętać. Ty — Leo uśmiechnął się lekko — nie jesteś gorszy niż wszyscy inni.

Ti uległ, chociaż bez entuzjazmu.

Silver, Zara, Siggy, wyjątkowo krzepki członek załóg pcha-czy o imieniu Jon oraz Ti. Pięcioro wepchniętych do statku zaprojektowanego na dwie osoby i w ogóle nie przystosowanego do długich podróży. Leo westchnął. Załoga Superskoczka składała się z pilota i głównego mechanika. Pięcioro na dwóch to nie była zła proporcja, ale Leo żałował, że nie może jeszcze bardziej powiększyć przewagi czworaczków.

Przedostali się przez rurę do pchacza. Silver, idąca na końcu, zatrzymała się, by uścisnąć Pramoda i Claire, którzy czekali, żeby się pożegnać.

— Odzyskamy Andy’ego — szepnęła Silver do Claire. — Zobaczysz.

Claire skinęła głową i objęła ją mocno.

Silver odwróciła się do Lea, który patrzył bez przekonania na rurę, w której zniknęła wybrana przez niego załoga.

— Obawiałem się, że to czworaczki będą słabym ogniwem w tym planie — denerwował się. — Teraz nie jestem tego taki pewien. Nie pozwól, żeby Ti wszystko popsuł, dobrze, Silver? Nie pozwól mu się powstrzymać. Musi wam się udać.

— Wiem. Spróbuję. Leo… Dlaczego myślałeś, że Ti jest we mnie zakochany?

— Nie wiem… Był między wami intymny związek. Może to siła sugestii; te wszystkie romanse.