— Ti nie czyta romansów, on czyta “Ninję z Bliźniaczych Gwiazd”.
— A ty nie byłaś w nim zakochana? Przynajmniej na początku?
Zmarszczyła czoło.
— To było podniecające, łamanie z nim zakazów. Ale Ti to jest… No,Ti. Miłość taka jak w książkach?… Zawsze podejrzewałam, że nie jest prawdziwa. Kiedy się przyjrzałam tym ludziom z dołu, co tu byli, to nikt z nich nie był taki, jak ci w książkach. Pewnie byłam głupia, że tak je lubiłam.
— Chyba nie są realistyczne; szczerze mówiąc, sam też ich nie czytałem. Ale to nie jest głupie, Silver, chcieć czegoś więcej.
— Więcej niż co?
Więcej niż być wykorzystywaną przez jakichś egoistycznych drani z nogami, ot co. Nie wszyscy tacy jesteśmy — pomyślał Leo i pokręcił głową. Czyżby miał ochotę dołożyć jej jeszcze trochę własnych problemów? Teraz, kiedy musiała się skoncentrować na czekającym ją zadaniu?
— W każdym razie nie pozwól, by Ti pomylił to, co macie zrobić, z przygodami tego Ninja-jak-mu-tam — powiedział.
— Nie sądzę, żeby nawet Ti mógł pomylić firmowy statek z Czarną Ligą Eridani — stwierdziła Silver.
Leo wolałby, żeby w jej głosie zabrzmiało więcej pewności.
— Cóż… — Odchrząknął, bo nagle zabrakło mu słów. — Uważaj na siebie. Nie daj się skrzywdzić.
— Ty też uważaj.
Nie objęła go tak jak wcześniej Pramoda i Claire.
— Dobrze.
I nigdy nie wierz w to — krzyczał w myślach, kiedy zniknę-ła w rurze — że nikt nie mógłby cię pokochać, Silver… Ale było już za późno. Hermetyczne drzwi zamknęły się z dźwiękiem podobnym do westchnienia żalu.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
W doku dla promów towarowych panował chłód, więc Claire zatarła ręce, żeby je rozgrzać. Wydawało jej się, że tylko ręce są zimne, w środku bowiem palił ją strach i oczekiwanie. Spojrzała na Lea, który unosił się tuż przy niej. Wydawał się całkowicie spokojny, jak zwykle.
— Dziękuję, że załatwiłeś mi zwolnienie z tej zmiany — powiedziała. — Jesteś pewien, że nie będziesz miał kłopotów, kiedy pan Van Atta się o tym dowie?
— A kto mu powie? — zdziwił się Leo. — Poza tym myślę, że Bruce’a przestało już interesować znęcanie się nad tobą. Wie, że to wszystko i tak nie ma już sensu. Tym lepiej dla nas. Poza tym chcę porozmawiać spokojnie z Tonym i pomyślałem, że będę miał na to większe szansę, kiedy już zakończycie powitania.
— Ciekawe, w jakim on jest stanie?
— Możesz być pewna, że w dużo lepszym niż wtedy, inaczej doktor Minchenko nie narażałby go na trudy podróży, nawet po to, by móc go mieć stale na oku.
Stuknięcie, warkot i zgrzyt maszynerii powiedziały Claire, że prom jest już w uchwytach. Jej ręce podświadomie wyciągnęły sie naorzód. a potem cofnęły. Czwororeczny mechanik obsługujący drzwi doczepił harmonijkowe korytarze i zabezpieczył je. Najpierw otworzyła się rura dla personelu i wysunął z niej głowę główny mechanik promu, jeszcze raz wszystko sprawdził, po czym cofnął się. Serce Claire biło jak szalone, suche gardło ścisnęło się jeszcze bardziej.
Nareszcie wyłonił się doktor Minchenko, trzymając się jedną ręką uchwytu. Pomarszczony, pełen wigoru mężczyzna o włosach równie białych jak kombinezon służb medycznych Galac-Techu, który miał na sobie. W młodości musiał być potężny, teraz skurczył się w sobie jak suszona morela, ale wciąż pozostał jędrny. Claire miała wrażenie, że wystarczyłoby podlać go odrobiną wody, a spęczniałby do swych dawnych wymiarów.
Doktor Minchenko odepchnął się od luku i przeleciał przez ładownię w ich kierunku, lądując precyzyjnie na uchwytach obok hermetycznych drzwi.
— Witaj, Claire. — Jej widok najwyraźniej go zdziwił. — I… Ach, pan Graf — dodał mniej kordialnie. — Słuchaj pan, nie lubię, kiedy zmusza się mnie do podpisywania protokołu będącego jawnym pogwałceniem zasad lekarskich. Skoro pański urlop został odłożony, ma pan spędzać dwa razy więcej czasu w sali gimnastycznej, zrozumiano?
— Tak, doktorze, dziękuję panu — odpowiedział obłudnie Leo, który, jak Claire wiedziała, ostatnio w ogóle nie pojawiał się w sali gimnastycznej. — Gdzie jest Tony? Czy możemy pomóc przetransportować go do szpitala?
Doktor Minchenko spojrzał uważniej na Claire.
— Więc o to chodzi. Tony’ego nie ma ze mną, kochanie. Został w szpitalu na dole.
— O, nie… — Claire stłumiła okrzyk. — Czy jest gorzej?
— Ależ nie, nie. Miałem szczery zamiar zabrać go ze sobą. Moim zdaniem do całkowitego wyzdrowienia potrzeba mu stanu nieważkości. Problem jest, hmm, administracyjny, nie medyczny. I właśnie przybywam tu po to, by się nim natychmiast zająć.
— Czy to Bruce kazał panu zostawić go na dole? — spytał Leo.
— Właśnie. — Lekarz zmarszczył brwi. — Nie jestem też zadowolony z tego, że ktoś mi się wtrąca do kuracji. Będzie mi musiał przedstawić przekonujące powody swego postępowania, inaczej biada mu. Daryl Cay nigdy by na coś takiego nie pozwolił.
— A więc nie słyszał pan jeszcze ostatnich rozkazów? — spytał Leo ostrożnie, rzucając Claire ostrzegawcze spojrzenie.
— Jakich nowych rozkazów? Właśnie wybieram się do biura tego małego gówniarza… to znaczy tego człowieka, żeby się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. — Odwrócił się do Claire i jego głos natychmiast złagodniał. — Wszystko w porządku, wkrótce przywrócimy go do formy. Krwotok wewnętrzny Tony’ego został powstrzymany i nie ma śladu infekcji. Wy, czworaczki, jesteście twarde. Lepiej znosicie grawitację niż ludzie z dołu stan nieważkości. Cóż, zaprojektowaliśmy was specjalnie do zmiennych warunków. Wolałbym tylko, żeby potwierdzający to eksperyment odbył się w innych okolicznościach. Oczywiście, ma z tym coś wspólnego młodość — westchnął. — A skoro o tym mowa, jak się ma mały Andy? Sypia już lepiej?
Claire wyglądała, jakby się zaraz miała rozpłakać.
— Nie wiem — wykrztusiła i przełknęła z trudem ślinę.
— Jak to?
— Nie pozwalają mi go zobaczyć.
— Co takiego?
Leo, do tej pory obserwujący uważnie swoje paznokcie, wtrącił się do rozmowy.
— Andy został odebrany Claire pod zarzutem narażania na niebezpieczeństwo czy coś w tym rodzaju. Czyżby Bruce o tym też panu nie wspomniał?
Twarz doktora Minchenki przybrała kolor ceglasty.
— Odebrany? Karmiącej matce? To skandal. Znowu spojrzał na Claire.
— Dali mi jakiś lek, żebym straciła mleko — wyjaśniła Claire.
— No, to już coś… — głos doktora złagodniał nieco. — Kto to zrobił?
— Doktor Curry.
— Nie zgłosił mi tego.
— Był pan na urlopie.
— Na urlopie nie znaczy nieosiągalny. No, panie Graf! Wyduś to pan wreszcie! Co tu się, do diabła, dzieje? Czy ten służbista do końca stracił rozum?
— Pan rzeczywiście o niczym nie słyszał. Cóż, lepiej będzie, jeśli pan zapyta Bruce’a. Otrzymałem wyraźny rozkaz, by o niczym nikomu nawet nie pisnąć słowa.
Minchenko rzucił mu ostre spojrzenie.
— I tak też uczynię.
Odepchnął się i popłynął korytarzem, mamrocząc coś pod nosem.
Claire i Leo wpatrywali się w siebie, zatroskani.
— I jak teraz wydostaniemy Tony’ego? — wykrzyknęła Claire. — Do sygnału Silver zostało mniej niż dwadzieścia cztery godziny!
— Nie wiem, ale nie załamuj się! Pamiętaj o Andym. Będzie cię potrzebował.
— Nie załamię się — oświadczyła Claire. Wzięła głęboki oddech. — Już nigdy. Co zrobimy?