O dziwo, ucichł natychmiast. Oddychając ciężko przez zaciśnięte zęby, odwrócił głowę, by spojrzeć na nią przymkniętymi z bólu oczami. Miejsca poparzeń na jego nogach wydawały się wypalone, czarne i zagadkowe — czuła jednocześnie odrazę i dziwną chęć, by spojrzeć z bliska na to, co zrobiła. Brzegi były nabrzmiałe i czerwone, żółty płyn już wypływał, ale przywierał do jego skóry, nie musieli przystawiać próżniowego pochłaniacza. Rany nie sprawiały wrażenia śmiertelnych.
— Siggy, odepnij go i zabierz z tego fotela — rozkazała Silver. Przynajmniej ten jeden raz Siggy usłuchał bez protestów; nie zgłosił nawet żadnej sugestii, jak można by to zrobić lepiej, wzorując się na którymś z holowidowych filmów.
Wrażenie, jakie to, co zrobiła, wywarło na obecnych, nie tylko na jeńcach, z jej punktu widzenia okazało się bardzo korzystne. Teraz wszyscy poruszali się szybciej. Żadnych kłótni, żadnych skarg…
No, trochę skarg.
— Czy to było konieczne? — spytał Ti, kiedy prowadzili więźniów korytarzem. — Przecież właśnie miał wstać z fotela…
— Chciał na mnie skoczyć.
— Nie możesz być tego pewna.
— Nie byłam pewna, czy uda mi się w niego trafić, gdy będzie już w ruchu.
— Nie można powiedzieć, że nie miałaś wyboru… Odwróciła się w jego stronę tak gwałtownie, że Ti aż odskoczył.
— Jeżeli nie uda nam się przejąć tego statku, tysiąc moich przyjaciół umrze. Miałam wybór. Wybrałam. I wybrałabym jeszcze raz tak samo. Rozumiesz? “I wybierasz za wszystkich, Silver” — odezwał się w jej pamięci głos Lea. Ti spotulniał natychmiast.
— Tak jest.
“Tak jest?” Silver mrugnęła i wyprzedziła go, chcąc ukryć swoje zmieszanie. Dopiero teraz zaczęły jej się trząść ręce. Pierwsza weszła do kabiny ratunkowej, pozornie po to, żeby zablokować wszystkie aparaty do komunikacji z wyjątkiem awaryjnego sygnału naprowadzającego i żeby sprawdzić apteczkę — była tam, zaopatrzona we wszystkie potrzebne środki — ale także po to, żeby choć na chwilę znaleźć się z dala od szeroko otwartych oczu swoich towarzyszy.
Czy właśnie taką przyjemność płynącą z władzy odczuwał pan Van Atta, kiedy wszyscy ustępowali mu z drogi? Widziała, co wystrzał zrobił z opornym pilotem, ale co zrobił z nią? Wszak każda akcja ma równą sobie reakcję. To podstawowa prawda, wewnętrzna wiedza zakorzeniona w każdym czworączku od urodzenia, oczywista i wynikająca z każdego ruchu.
Opuściła kabinę. Ochrypły jęk wyrwał się z gardła pilota, kiedy jego nogi przypadkowo uderzyły o luk, gdy wpychali jego i mechanika do kabiny ratunkowej; uporawszy się z tym, zamknęli kapsułę i odpalili.
Podniecenie Silver ustąpiło miejsca zimnemu zdecydowaniu, choć jej dłonie wciąż drżały ze zdenerwowania. A więc to tak. Czworaczki wcale nie różnią się tak bardzo od ludzi z dołu. Każde zło, do jakiego tamci byli zdolni, mogły też popełnić czworaczki. Jeżeli chciały.
Tak. Jeżeli przechyli się pojemnik pod tym właśnie kątem, to przy sześciogodzinnej rotacji da się wyłączyć cztery lampy w segmencie Hydroponiki, nie pozbawiając liści światła wystarczającego do wywołania kwitnienia w ciągu czternastu dni. Claire wprowadziła polecenie do przenośnego komputera i doprowadziła cykl na symulacji do końca, na przyśpieszonych obrotach, żeby się jeszcze upewnić. Z pierwszych wyliczeń wynikało, że pozwoliłoby to zmniejszyć zużycie energii w segmencie o dwanaście procent. Ucieszyło ją to. Wiedziała, że zanim habitat dotrze do celu i założą baterie słoneczne, energia będzie niezwykle cenna. Wyłączyła przenośny komputer i westchnęła. Ostatnie zadanie, jakie miała wykonać zamknięta tu, w Klubie, skończone. To była dobra kryjówka, ale zbyt cicha. Przedtem nie mogła się skoncentrować, ale teraz stwierdziła, że bezczynność jest jeszcze gorsza. Podpłynęła do szafki, wyjęła paczkę rodzynek i zjadała je jedną po drugiej.
Wyobraziła sobie, że trzyma Andy’ego, że jego ciepłe, małe paluszki zaciskają się wokół jej palców. Miała nadzieję, że Sil-ver pośpieszy się i wyśle wreszcie ten sygnał. Wyobraziła sobie Tony’ego uwięzionego w szpitalu na dole i pomyślała z udręką, że chyba jednak lepiej by było, gdyby Silver za bardzo się nie śpieszyła, bo może jakimś cudem zdołają go zabrać w ostatniej chwili. Nie wiedziała, czy ma popędzać, czy zatrzymywać mijające minuty; każda z nich wydawała się wiekiem udręki.
Gdy hermetyczne drzwi syknęły, otwierając się, poderwała się gwałtownie. Czyżby ją odkryto? Nie, to były trzy czwo-roręczne dziewczyny: Emma, Patty i Kara z personelu szpitalnego.
— Czy już czas? — spytała ochrypłym głosem Claire. Kara pokręciła głową.
— Dlaczego się nie zaczyna, cóż takiego wstrzymuje Silver…
— Claire urwała. Mogła sobie wyobrazić aż nazbyt wiele strasznych powodów zwlekania Silver.
— Lepiej, żeby szybko przesłała ten sygnał — stwierdziła Kara. — Polują na ciebie po całym habitacie. Pan Wyzak, szef Konserwacji Systemów Wentylacyjnych, wpadł w końcu na pomysł, żeby sprawdzać puste przestrzenie między ścianami. Na razie są w ładowni. Wszyscy w jego brygadzie dostali niespodziewanego ataku niezgrabności. — Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Ale prędzej czy później dotrą i tu.
Emma chwyciła jedną z dolnych rąk Kary.
— Czy w tym przypadku na pewno jest to najlepsza kryjówka?
— Musi wystarczyć. Mam tylko nadzieję, że wszystko się zacznie, zanim doktor Curry dotrze do końca swojej listy, bo inaczej zrobi się tu strasznie ciasno — stwierdziła Kara.
— A więc doktor Curry już doszedł do siebie? — spytała Claire, niezbyt pewna, czy wolałaby usłyszeć “tak” czy “nie”.
— Na tyle, żeby operować? Miałam nadzieję, że to będzie działało dłużej.
Kara zachichotała.
— Niezupełnie. Tylko tam siedzi z podpuchniętymi oczami i zezuje, pilnując wszystkiego, a pielęgniarka robi zastrzyki. To znaczy pilnowałby, gdyby mogli znaleźć jakieś dziewczyny, żeby im te zastrzyki zrobić.
— Zastrzyki?
— Środki poronne — skrzywiła się Kara.
— Aha. Czyli to nie moja lista.
A więc to dlatego Emma i Patty były takie blade, pomyślała Claire. — Chyba wszyscy jesteśmy na tej czy innej liście — westchnęła Kara i wyślizgnęła się na zewnątrz.
Claire poweselała nieco w towarzystwie dziewcząt, chociaż ich obecność oznaczała rosnące niebezpieczeństwo wykrycia, nie tylko ich samych, ale i całego planu. Ile spraw może jeszcze pójść źle, zanim personel z dołu zacznie zadawać właściwe pytania? A co będzie, jeżeli odkryją całą intrygę? I to właśnie przez nią? Czy powinna była poddać się posłusznie zabiegowi Curry’ego, żeby utrzymać wszystko w sekrecie trochę dłużej? Niewykluczone, że “trochę dłużej” to właśnie tyle czasu, ile było potrzeba, żeby wszystko zakończyło się sukcesem, a nie katastrofą.
— I co teraz? — zapytała cichutko Emma.
— Po prostu czekaj. Chyba że przyniosłaś coś do roboty — odparła Claire.
Emma pokręciła głową.
— Kara wyciągnęła mnie z mojej zmiany w Drobnych Naprawach jakieś dziesięć minut temu. Nie pomyślałam o zabraniu czegokolwiek.
— Mnie wyciągnęła ze śpiwora — wtrąciła Patty. Mimo napięcia ziewnęła. — Jestem ostatnio taka zmęczona…
Emma bezwiednie masowała dolnymi rękami podbrzusze znanym Claire kolistym ruchem. A więc dziewczęta zaczęły już swoje lekcje rodzenia.
— Zastanawiam się, jak to będzie — westchnęła Emma. — Jak to się skończy. I gdzie my wszyscy będziemy za siedem miesięcy…
Liczba ta nie padła raczej przypadkowo, pomyślała Claire.