Выбрать главу

— No dobrze, Bobbi. Ty i Zara tu dowodzicie — powiedział. — Wygląda nieźle. Kiedy temperatura spadnie do pięciuset stopni Celsjusza, wracajcie. Będzie gotowe na ostateczne chłodzenie i kształtowanie.

Ostrożnie, starając się nie wywołać dodatkowych wibracji w ścianach, Leo odczepił uprząż i podpłynął do dziury w ścianie. Z takiej odległości miał doskonały widok na D-620, teraz załadowany więcej niż do połowy, a dalej na Rodeo. Lepiej już ruszać, zanim dzieląca ich odległość stanie się za duża dla silników jego skafandra.

Uruchomił silniki i pośpiesznie oddalił się od wciąż lekko przyśpieszających segmentu i pchacza. Wyglądał rzeczywiście jak pijany, zniszczony wrak kryjący w sercu nadzieję.

Leo zbliżał się do habitatu i drugiej fazy swojego planu Naprawy Statków Skokowych Na Poczekaniu.

Słońce zachodziło nad wyschniętym jeziorem. Silver spoglądała niespokojnie na ekran monitora, na którym wciąż przesuwał się horyzont. Jej twarz rozjaśniała się za każdym razem, kiedy pojawiała się czerwona kula słońca.

— Z pewnością nie uda się im wrócić w ciągu najbliższej godziny — powiedziała obserwująca ją madame Minchenko. — Nawet jeżeli nie zdarzy im się nic nieprzewidzianego.

— Nie ich wypatruję — odparła Silver.

— Hmm. — Madame Minchenko bębniła swoimi długimi, napiętnowanymi starością palcami w konsolę. Odchyliła fotel drugiego pilota do tyłu i w zamyśleniu wpatrzyła się w sufit kabiny. — Tak, jasne, że nie. Ale i tak gdyby kontrola ruchu GalacTechu zobaczyła, jak lądujecie, i wysłała dżetkopter, to już dawno by tu dotarł. Może jednak was nie zauważyli.

— Może po prostu nie są najlepiej zorganizowani — zasugerowała Silver — ale zaraz tu będą.

— To jest, niestety, dość prawdopodobne — westchnęła madame Minchenko. Popatrzyła na Silver. — A co masz w takim wypadku zrobić?

— Mam broń. — Silver dotknęła laserowej lutownicy, leżącej na konsoli obok fotela pierwszego pilota, w którym teraz siedziała, kręcąc się niespokojnie. — Ale nie chciałabym już do nikogo strzelać.

— Już do nikogo? — W głosie madame Minchenko pojawiło się nieco więcej respektu.

Strzelanie do ludzi jest takie głupie, dlaczego na niektórych — na wszystkich! — robi takie wrażenie, zastanawiała się z irytacją Silver. Można by pomyśleć, że zrobiła coś naprawdę wspaniałego, jak wynalezienie nowego leku na zgorzel. Zacisnęła wargi.

Potem znów je rozchyliła i pochyliła się do przodu, by spojrzeć na monitor.

— Oho. Jedzie pojazd terenowy.

— To na pewno nie nasi — powiedziała zaniepokojona madame Minchenko. — Czyżby stało się coś złego?

— To nie jest wasz łazik. — Silver poprawiła ostrość. Promienie słońca prześwietliły kurz, zamieniając go w świecącą, czerwoną zasłonę dymną. — Wygląda na… To jest pojazd służby bezpieczeństwa GalacTechu.

— O, Boże. — Madame Minchenko wyprostowała się. — I co teraz?

— W żadnym wypadku nie otwieramy luków. Cokolwiek by się działo.

Po kilku minutach pojazd zatrzymał się jakieś pięćdziesiąt metrów od promu. Z jego dachu uniosła się antena i wyprostowała stanowczo. Silver włączyła komunikator — to, że nie mogła swobodnie używać dolnych rąk, strasznie ją irytowało — i wywołała na komputerze spis kanałów komunikatora. Najwyraźniej prom miał dostęp do olbrzymiej ich liczby. Kanał dźwiękowy ochrony to było 9999. Dostroiła komunikator.

— …rany boskie! Hej, wy tam w środku, odpowiedzcie!

— Tak, czego chcecie? — odezwała się Silver. Nastąpiła pełna trzasków przerwa.

— Dlaczego nikt nie odpowiadał?

— Nie wiedziałam, że ktoś się ze mną kontaktuje — odparła logicznie Silver.

— No, tak… Ten prom towarowy jest własnością GalacTechu.

— Ja też. I co z tego?

— Proszę pani, tu mówi sierżant Fors ze służby bezpieczeństwa GalacTechu. Musicie zejść z pokładu i przekazać prom nam.

Głos w tle, niezbyt skutecznie stłumiony, zapytał:

— Bern, jak myślisz, czy za odzyskanie tego dadzą nam dziesięć procent znaleźnego?

— Chyba śnisz — jęknął inny głos. — Nikt nam nie da ćwierć miliona.

Madame Minchenko uniosła rękę i pochyliła się do przodu, żeby się wtrącić.

— Młody człowieku, tu mówi Ivy Minchenko. Mój mąż, doktor Minchenko, zażądał tej jednostki do swojej dyspozycji, żeby odpowiedzieć na wezwanie do gwałtownego wypadku. Ma do tego nie tylko prawo, to wręcz należy do jego prawnych obowiązków, a regulamin GalacTechu każe panu pomóc mu w takim wypadku, a nie przeszkadzać.

W odpowiedzi usłyszały jakby zaskoczony jęk, a potem słowa:

— Mam odebrać ten prom, takie otrzymałem rozkazy. Nikt mi nic nie mówił o żadnym nagłym wezwaniu.

— No to ja panu mówię! Znowu rozległ się głos w tle.

— …to tylko para kobiet. Chodźmy!

— Czy zamierza pani otworzyć luk, proszę pani? — zapytał sierżant.

Silver milczała, a kiedy madame Minchenko pytająco uniosła brew, pokręciła tylko głową. Madame Minchenko westchnęła.

Sierżant powtarzał swoje żądanie coraz bardziej napiętym głosem. Silver zrozumiała, że niewiele mu już brakuje do bluź-nięcia przekleństwami. Po minucie czy dwóch zamilkł.

Po kolejnych kilku minutach otworzyły się drzwi pojazdu i wyszło z niego trzech mężczyzn w maskach gazowych. Zadarłszy głowy, popatrzyli na luki znajdujące się wysoko nad ich głowami, po czym wrócili do pojazdu, który po chwili ruszył. Odjeżdżają? Silver wiedziała, że to niemożliwe, ale miała taką nadzieję. Nie, znowu się zbliżył i zaparkował tuż pod przednim lukiem. Dwóch mężczyzn poszukało w tyle wozu narzędzi, a potem wspięło się na dach.

— Mają chyba coś do przecinania powłoki — powiedziała zaniepokojona Silver.

— Pewnie będą chcieli dostać się do środka. Uderzenia rozległy się echem w całym promie. Madame Minchenko skinęła głową w kierunku lutownicy.

— Czy nadszedł czas na to? — spytała z obawą. Nieszczęśliwa Silver pokręciła głową.

— Nie. Tylko nie to. A poza tym nie mogę pozwolić, by uszkodzili prom. Musi być zdolny do lotu, bo inaczej nie dostaniemy się do domu.

Obserwowała przecież Ti, kiedy sterował promem. Wzięła głęboki oddech i sięgnęła do kontrolek. Pedały były zbyt niewygodne, by ścisnąć je rękami, będzie musiała obyć się bez nich. Prawy silnik — włączyć; lewy silnik — włączyć… Przez prom przebiegł głuchy pomruk. Hamulce… To musi być to. Delikatnie przesunęła dźwignię do pozycji “zwolnione”. Nic się jednak nie stało.

Nagle prom ruszył do przodu. Przerażona gwałtownym ruchem Silver szarpnęła dźwignię hamulców i prom równie gwałtownie się zatrzymał. W popłochu przyglądała się monitorom. Gdzie?…

Prawy płat nośny promu przesunął się nad dachem pojazdu, mijając go zaledwie o pół metra. Zakłopotana Silver uświadomiła sobie, że powinna była sprawdzić jego wysokość, zanim uruchomiła prom. Mogła oderwać skrzydło, co miałoby straszne następstwa.

Strażników nie było w zasięgu wzroku. Nie, jednak leżeli tam, porozrzucani na dnie jeziora. Jeden wstał z brudnej ziemi i ruszył z powrotem do pojazdu. Co teraz? Jeśli zatrzyma prom albo nawet odjedzie kawałek i zatrzyma, spróbują znowu. Nie minie wiele czasu, a zmądrzeją i przestrzelą opony promu albo unieruchomią go w jakiś inny sposób. Fatalna sytuacja.