Выбрать главу

— Doktor Yei — zaprotestował Bannerji — jeżeli chce się kogoś ogłuszyć, trzeba uderzyć dużo mocniej.

Doktor Yei cofnęła się z obawą, kiedy Van Atta podciągnął się w fotelu.

— Nie chciałam go zabić…

— A czemu by nie? — mruknął pod nosem Bannerji.

Van Atta z wściekłością zacisnął palce na nadgarstku Yei i wyrwał z jej dłoni metalowy klucz.

— Ty naprawdę niczego nie umiesz zrobić dobrze, co? — warknął.

Jęczała i chlipała. Fors, ubrany już w skafander, ale wciąż bez hełmu, znowu wyjrzał z tylnej kabiny.

— Co tu się, do diabła, dzieje?

Van Atta popchnął Yei w jego kierunku. Bannerji, wiercący się niespokojnie w fotelu, najwyraźniej nie był godzien zaufania.

— Trzymajcie tę wściekłą sukę. Właśnie usiłowała zabić mnie kluczem.

— Tak? A mnie powiedziała, że potrzebuje go do poprawienia ustawienia fotela — stwierdził Fors. — Czy też może powiedziała tylko: “fotela”? — Posłusznie przytrzymał jednak Yei za ramiona. Jej szamotanina, jak wszystko, co robiła, była słaba i bezskuteczna.

Van Atta z sykiem rzucił się z powrotem do fotela przed konsolą i znowu uruchomił procedurę celowania. Ustawił wszystko i przestawił monitory na widok z zewnętrznych przekaźników. Konfiguracja habitatu i D-620 była na holowidzie wyraźnie widoczna, światło odległego i zimnego słońca połyskiwało srebrzyście na ich powłokach. Na obraz z przekaźników nałożył się komputerowy schemat.

D-620 zadrżał, obrócił się i zniknął. W tym momencie lasery wystrzeliły, ale ich promienie rozpłynęły się w próżni.

Van Atta zawył, waląc pięściami w konsolę, krople krwi kapały z jego podbródka.

— Uciekli. Uciekli. Uciekli…

Yei zachichotała.

Leo zwisał bezwładnie, przytrzymywany uprzężą fotela, a w jego gardle wzbierał śmiech.

— Udało się!

Ti popchnął hełm do góry i siedział teraz równie bezwładnie, jego twarz była blada i poorana bruzdami. Skoki wykańczały pilotów. Leo sam też czuł się tak, jakby ktoś go wywrócił na lewą stronę, ale mdłości przeszły szybko.

— Twoje zwierciadło było dobre, Leo — stwierdził Ti słabym głosem.

— Tak. Bałem się, że od napięć przy Skoku może wybuchnąć.

Ti spojrzał na niego z oburzeniem.

— Nic nie mówiłeś. A uważałem cię za takiego świetnego inżyniera.

— Słuchaj, nigdy wcześniej niczego takiego nie produkowałem — zaprotestował Leo. — Nigdy nie ma pewności. Można tylko zgadywać. — Usiadł, starając się opanować ogłupiały umysł. — Jesteśmy tutaj. Udało się nam. Ale co się dzieje na zewnątrz, czy habitat nie został uszkodzony… Silver, zobacz, co z komunikatorem.

Ona też była blada.

— O, rany. Więc to taki jest Skok?! Coś jak sześć godzin serum prawdy doktor Yei wciśnięte w jedną sekundę. Brrr. Czy będziemy to robić często?

— No, przynajmniej mam nadzieję, że tak — oznajmił Leo. Odpiął się od fotela i podleciał do Silver, żeby jej pomóc.

Przestrzeń wokół czarnej dziury była pusta. Paranoiczne wizje Lea, że wskoczą prosto na czekające statki wojskowe, nie sprawdziły się jednak, co zauważył z ulgą. Ale zaraz — zbliżał się do nich jakiś statek. I to nie zwykły towarowy statek, ale jakiś wyglądający niebezpiecznie i oficjalnie…

— To chyba coś w rodzaju statku policyjnego z Orientu IV — zgadła Silver. — Czy mamy kłopoty?

— Niewątpliwie — odezwał się doktor Minchenko, który właśnie wpłynął do kabiny. — GalacTech z pewnością tego tak nie zostawi. Wyświadczy pan nam wszystkim wielką przysługę, Graf, jeżeli pozwoli pan mnie zająć się teraz rozmowami. — Bezceremonialnie odsunął na bok Silver i Lea, przejmując komunikator. — Tak się składa, że minister zdrowia na Oriencie IV jest moim dobrym kolegą. Chociaż nie ma wielkich politycznych wpływów, jest w stanie umożliwić nam kontakt z najważniejszymi członkami rządu. Jeżeli zdołam się z nim porozumieć, będziemy w dużo lepszej sytuacji, niż gdybyśmy się starali dogadać z jakimś niższym oficerem policji albo, co jeszcze gorsze, wojskowym.

Oczy doktora Minchenki rozbłysły.

— Stosunki między GalacTechem a Orientem IV trudno w tej chwili nazwać szczególnie przyjaznymi. Na każde oskarżenie GalacTechu możemy odpowiedzieć… oszustwa podatkowe… co za możliwości…

— A co my mamy robić, kiedy pan będzie rozmawiał? — zapytał Ti.

— Lecieć dalej przed siebie — poradził doktor Minchenko.

— To jeszcze nie koniec, prawda? — odezwała się cicho Silver do Lea, kiedy odsuwali się, by nie przeszkadzać doktorowi.

— Jakoś tak mi się wydawało, że wszystkie nasze kłopoty się skończą, kiedy tylko uciekniemy od pana Van Atty.

Leo pokręcił głową. Triumfalny uśmieszek unosił w górę kąciki jego ust. Ujął delikatnie jedną z górnych dłoni Silver.

— Nasze kłopoty by się skończyły, gdyby mały Brucie w nas trafił. Albo gdyby zwierciadło wirowe wybuchło w samym środku Skoku, albo… Nie bój się kłopotów, Silver. One są dowodem tego, że życie toczy się nadal. Poradzimy sobie z nimi razem… Jutro.

Odetchnęła głęboko. Napięcie znikało z jej twarzy, ciała, rąk. Uśmiech rozjaśnił nareszcie jej oczy, które rozbłysły jak dwie gwiazdy. Wyczekująco uniosła twarz w jego stronę.

Stwierdził, że sam uśmiecha się dosyć niemądrze jak na mężczyznę dobiegającego czterdziestki. Spróbował ułożyć rysy twarzy w bardziej odpowiedni sposób. Nastąpiła chwila przerwy.

— Leo — odezwała się Silver tonem pełnym nagłego zrozumienia. — Czyżbyś był nieśmiały?

— Kto, ja? — odparł Leo.

Błękitne gwiazdy zamieniły się na chwilę w dwa całkiem drapieżne błyski. Pocałowała go. Leo, oburzony jej oskarżeniem, odpowiedział na pocałunek z jeszcze większym zaangażowaniem. Teraz była jej kolej na niemądry uśmiech. Życie wśród czworaczków, uznał Leo, może okazać się całkiem niezłe… Zwrócili twarze w stronę nowego słońca.