— Najzupełniej, wszystko jest całkiem jasne.
— Przepraszam — powiedziała szczerze. — Ale zanim nie spędzi pan jakiegoś czasu w habitacie, musi się pan powstrzymać od wydawania pochopnych opinii.
Ja jestem inżynierem-kontrolerem, proszę pani, pomyślał Leo. Moja praca polega na wydawaniu opinii przez cały dzień. Ale nie powiedział tego głośno. Udało im się rozstać w atmosferze nieco tylko wymuszonej uprzejmości.
Film rozrywkowy nosił tytuł “Zwierzęta, zwierzęta, zwierzęta”. Silver włączyła po raz trzeci powtórzenie fragmentu “Koty”.
— Znowu? — odezwała się z rezygnacją w głosie Claire, która dzieliła z nią kabinę holowidu.
— Jeszcze tylko jeden raz — prosiła Silver. Jej wargi rozchyliły się w wyrazie zafascynowania, kiedy na tablicy pojawił się czarny perski kot, ale ze względu na Claire wyłączyła muzykę i tekst. Stworzenie, skulone, piło mleko z miski, przylepionej do podłogi przez planetarną grawitację. Małe białe kropelki spadające z jego języka leciały z powrotem do miseczki, jakby przyciągał je jakiś magnes.
— Chciałabym mieć kota. Wydają się takie miękkie…
Dolna lewa ręka Silver wyciągnęła się, by poklepać naturalnych rozmiarów obraz. Nie dotknęła niczego, tylko kolorowe światło z holowidu przesunęło się po jej skórze. Pozwoliła dłoni przelecieć przez kota i westchnęła.
— Popatrz, można go wziąć na ręce, całkiem jak dziecko.
Obraz skurczył się, by pokazać, jak człowiek z dołu, właściciel kota, bierze go na ręce i wynosi. Obaj wyglądali na bardzo zadowolonych.
— Cóż, może niedługo pozwolą ci mieć dziecko — pocieszyła ją Claire.
— To nie to samo — odparła Silver. Nie mogła się powstrzyrnać przed rzuceniem nieco zazdrosnego spojrzenia na Andy’ego, który spał zwinięty w powietrzu, blisko matki. — Zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę miała szansę polecieć na dół.
— Brrr. A kto by chciał? Zdaje się, że tam jest bardzo nieprzyjemnie. I niebezpiecznie.
— Ci z dołu jakoś sobie radzą. A poza tym wszystko, co jest chociaż trochę interesujące, wydaje się… wydaje się pochodzić z planet. — I wszyscy interesujący ludzie, dodała w myśli. Pomyślała o byłym nauczycielu pana Van Atty, panu Grafie, którego spotkała wczoraj, w czasie swojej zmiany w Hydroponice. Kolejny ktoś z nogami, kto jeździł w różne miejsca i robił różne rzeczy. On naprawdę urodził się na starej Ziemi, jak zapewniał pan Van Atta.
Rozległo się stłumione pukanie do drzwi dźwiękoszczelnej kulistej kabiny i Silver nacisnęła przycisk zdalnego otwierania drzwi. Siggy, w żółtej koszulce i szortach pracowników Konserwacji Systemów Wentylacyjnych, wsunął głowę do środka.
— Teren czysty, Silver.
— Dobra, wchodź.
Siggy wślizgnął się do środka. Silver wcisnęła przycisk zamykający drzwi, a Siggy odwrócił się, sięgnął do torby z narzędziami przypiętej do paska, podważył płytkę w ścianie i zablokował mechanizm drzwi. Płytkę zostawił odchyloną, na wypadek gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego, na przykład gdyby doktor Yei zapukała do drzwi, żeby pogodnym głosem zapytać, co robią. W tym czasie Silver zdążyła już zdjąć tylną pokrywę z holowidu. Siggy delikatnie sięgnął do wnętrza, by przyczepić własnej roboty zagłuszacz głównego kabla. Ktokolwiek sprawdzałby na podglądzie, co oni oglądają, straciłby obraz.
— To świetny pomysł — oznajmił Siggy z entuzjazmem. Claire miała jednak wątpliwości.
— Jesteście pewni, że nie będziemy mieli kłopotów, jeżeli nas złapią?
— Nie widzę powodu — odparła Silver. — Pan Van Atta wyłącza wykrywacz dymu w swoim apartamencie, kiedy chce zapalić.
— Myślałem, że tym z dołu nie wolno palić na pokładzie — powiedział zaskoczony Siggy.
— Pan Van Atta mówi, że to przywilej związany ze stanowiskiem — wyjaśniła Silver. — Chciałabym mieć jakieś stanowisko…
— Czy dał ci kiedyś zapalić? — spytała Claire tonem pełnym obrzydzenia i fascynacji zarazem.
— Raz.
— O rany — Siggy uśmiechnął się z podziwem. — Jak było? Silver skrzywiła się.
— Średnio. To smakowało raczej okropnie. Miałam potem czerwone oczy. Naprawdę nie rozumiem, co w tym takiego niezwykłego. Może ci z dołu mają jakieś reakcje biochemiczne, których my nie mamy. Spytałam pana Van Attę, ale on się tylko śmiał.
— Och. — Siggy skupił uwagę na holowizyjnym obrazie. Trójka czworaczków usadowiła się wokół odtwarzacza. W bąblu zapanowała pełna oczekiwania cisza, podczas gdy muzyka grała, a przed ich oczami obracały się grube czerwone litery — “Więzień Zendy”.
Sceneria ukazywała bardzo szczegółowo autentyczną ulicę z początków cywilizacji, jeszcze sprzed epoki podróży kosmicznych, a nawet elektryczności. Czwórka lśniących koni z dzwoniącą uprzężą ciągnęła ozdobne pudło na kółkach.
— Czy nie możesz zdobyć więcej filmów z serii “Ninja z Bliźniaczych Gwiazd”? — poskarżył się Siggy. — Znów te starożytne bzdury. Ja chcę coś realistycznego, jak ta scena z pogonią przez pas asteroidów… — Jego ręce goniły jedna drugą, gdy jednocześnie wydawał nosowe dźwięki, mające sugerować odgłosy maszyn pracujących na wysokich obrotach.
— Zamknij się i popatrz na zwierzęta — uciszyła go Silver. — Tak ich dużo, a to nawet nie jest zoo. Pełno ich tam jak śmieci.
— Właśnie, śmieci — zachichotała Claire. — Wiesz, one przecież nie noszą pieluszek. Zastanów się nad tym.
Siggy pociągnął nosem.
— Ziemia musiała być wtedy naprawdę obrzydliwym miejscem. Nic dziwnego, że ludzie mieli nogi. Chcieli być jak najdalej w powietrzu od…
Silver gwałtownym ruchem wyłączyła holowid.
— Jeżeli nie możecie wymyślić żadnych lepszych tematów do rozmowy — oznajmiła groźnie — to ja wracam do siebie. Razem z moim filmem. A wy możecie sobie oglądać “Techniki oczyszczania i konserwowania dla Działu Przetwarzania Żywności”.
— Przepraszam. — Siggy objął swe ciało obiema parami ramion, zwinął się w małą kulkę i starał się przybrać pełen skruchy wyraz twarzy. Claire powstrzymała się od dalszych komentarzy.
— No — Silver włączyła z powrotem holowid i dalej oglądali już w zupełnej ciszy. Kiedy pojawiły się sceny z pociągami, nawet Siggy przestał się wiercić.
Leo energicznie rozpoczął swój pierwszy wykład:
— Oto typowa długość spawu zrobionego wiązką elektronów…
Pomajstrował chwilę przy holowidzie i półprzeźroczysty, świecący niebieskim światłem kształt, przedstawiający wytworzony przez komputer obraz oryginalnego obiektu prześwietlonego promieniami rentgena, pojawił się na środku sali.
— Rozsuńcie się, dzieciaki, żeby wszyscy mogli dobrze się przyjrzeć.
Zasłuchane czworaczki rozsunęły się, tworząc w powietrzu kulisty kształt. Każdy automatycznie podał ręce sąsiadom, by wszyscy mogli odsunąć się na podobną odległość. Doktor Yei, która przysłuchiwała się wykładowi, unosiła się dyskretnie z tyłu. Sprawdzała jego polityczną poprawność, jak przypuszczał Leo, któremu to zresztą wcale nie przeszkadzało. Nie zmienił, ze względu na jej obecność, ani jednego słowa w swoim wykładzie. Kazał komputerowi obrócić obraz, żeby każdy mógł go obejrzeć ze wszystkich stron.
— A teraz powiększmy tę część. Widzicie przekrój zrobiony za pomocą strumienia mocno skoncentrowanej energii, znany wam z kursu podstawowego. Zauważcie te małe, okrągłe wgłębienia tutaj… — Znowu powiększył obraz. — Jak sądzicie, czy spaw jest wadliwy czy nie?
Omal nie dodał: “Kto wie, ręka do góry”, ale w ostatniej chwili uświadomił sobie, że tutaj polecenie to byłoby zupełnie niezrozumiałe. Kilkoro spośród ubranych na czerwono studentów rozwiązało problem za niego, krzyżując górne ręce na piersiach i robiąc niepewne miny. Leo skinął głową w stronę Tony’ego.