— To bardzo miło z twojej strony. Dziękuję. Membrana Hudlarianina zawibrowała, lecz autotranslator zignorował to, zaraz potem jednak olbrzym dodał:
— Co do pasty odżywczej, o której wspomniałaś wcześniej, dodam jeszcze, aby uzupełnić twoje błyskotliwe domysły, że na naszej planecie nie jest nam potrzebna. Mamy tak gęstą atmosferę, że składniki odżywcze unoszą się w niej, tworząc wręcz zupę, którą nieustannie wchłaniamy przez skórę. Jak widzisz, ostatnia partia pokarmu niemal zniknęła i niebawem będę musiał nanieść kolejną.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, dołączył do nich nagle jeden z Kelgian.
— Przed chwilą omal nie rozdeptał mnie jakiś Tralthańczyk. Sądzę, że mieliście bardzo dobry pomysł. Na pewno też się tu zmieszczę.
Przysunął się do Cha Thrat, tak że oboje byli teraz chronieni przez masywne ciało Hudlarianina.
— Nie chciałabym cię urazić, ale nie potrafię odróżnić jednego Kelgianina od drugiego — powiedziała Cha, starannie dobierając słowa. — Czy to twoje futro podziwiałam na wykładzie?
— Podziwianie to właściwe określenie! — odparł Kelgianin, żywo ruszając sierścią. — Nie przejmuj się. Gdyby w Szpitalu było więcej Sommaradvan, też nie potrafiłbym ich odróżnić.
Nagle się zatrzymali. Cha wyjrzała zza Hudlarianina i zrozumiała, skąd ten postój. Cresk — Sar kiwał na Melfianina i jednego z pozostałych dwóch Kelgian.
— To oddział pooperacyjny Tralthańczyków — powiedział. — Wasza dwójka będzie meldować się tutaj codziennie po zajęciach, chyba że otrzymacie inne polecenia. Nie trzeba tu ubiorów ochronnych, powietrze nadaje się bowiem do oddychania, a do śladowych woni Tralthańczyków można się przyzwyczaić. Idźcie, czekają tam już na was.
Gdy ruszyli w dalszą drogę, zauważyła, że niektórzy stażyści odłączają się od grupy, chociaż nie dostają wcale polecenia. Domyśliła się, że zapewne już wcześniej otrzymali przydziały. Jednym z nich był Hudlarianin. Niebawem gromadka stopniała do trzech istot: DBLF — a, jej samej i wykładowcy, który wskazał w końcu na Kelgianina.
— To oddział dla PVSJ—ów — powiedział. — Czekają już na ciebie w śluzie i pokażą, jak korzystać ze skafandra ochronnego. Potem…
— Ale tam jest chlor! — zaprotestował Kelgianin, jeżąc futro. — Nie możesz skierować mnie na oddział z normalnym powietrzem? Naprawdę musisz tak bardzo utrudniać życie nowym? A co będzie, jeśli przypadkiem rozedrę skafander?
— Odpowiadając po kolei. Nie. Owszem, jak widzisz. Najbliżsi pacjenci zatrują się tlenem.
— No wiesz?! A ja to co?
— Ty zatrujesz się chlorem. Ale to i tak będzie nic w porównaniu z tym, co usłyszysz od siostry oddziałowej, jeśli cię uratują.
Ruszyli dalej, a Cha musiała dobrze wyciągać nogi, aby nadążyć za wykładowcą i z nikim się nie zderzyć, nie miała więc okazji spytać, co dla niej przewidziano. Zeszli trzy poziomy niżej i w końcu zatrzymali się przed wielką śluzą z napisami w podstawowych językach Federacji. Nie było jednak oczywiście wśród nich sommaradvańskiego, Cha nadal nie wiedziała zatem, gdzie właściwie jest.
— To oddział dla istot rasy AUGL — oznajmił Cresk — Sar. — Znajdziesz tam pacjentów pochodzących z Chalderescola. Należą do najbardziej przerażających stworzeń, jakie zapewne kiedykolwiek spotkasz. Niemniej nie są groźni, jeśli tylko…
— Przedrostek A oznacza skrzelodysznych — przerwała mu Cha Thrat.
— Owszem. O co chodzi? O’Mara mi czegoś nie powiedział? Boisz się wody?
— Nie, lubię pływać, przynajmniej po powierzchni. Ale nie mam ubioru ochronnego.
— To nie problem — stwierdził Nidiańczyk, zaśmiawszy się. — Przygotowanie skomplikowanych skafandrów do pracy w warunkach znacznej grawitacji, dużego ciśnienia czy wysokich temperatur rzeczywiście wymaga czasu, ale prosty strój do poruszania się pod wodą to co innego. Znajdziesz go w śluzie.
Tym razem wszedł ze stażystką do środka. Wyjaśnił, że ponieważ Cha Thrat reprezentuje całkiem nową w Szpitalu rasę, musi się upewnić, czy strój został dobrze dobrany i będzie wygodny. Jednak w śluzie czekała już nowa przewodniczka, która zaraz przejęła Cha.
— Witaj. Jestem siostra przełożona Hredlichli, PVSJ — powiedziała. — Twój strój ochronny składa się z dwóch części. Wejdź w dolną, każdą nogę wsuwając z osobna w odpowiadającej ci kolejności. Potem chwyć czterema dolnymi, masywniejszymi rękami górną połowę i włóż ją na głowę oraz cztery górne ręce. Może ci się wydać, że rękawy i rękawice są za małe, ale ma to zapewnić jak najlepsze odczuwanie bodźców. Nie uszczelniaj skafandra, dopóki nie upewnisz się, że system podawania powietrza działa jak należy. Gdy już zrobisz wszystko, co powiedziałam, pokażę ci, jak trzeba za każdym razem sprawdzać skafander. Potem zdejmiesz go i znowu włożysz, aż opanujesz poszczególne czynności. Zaczynaj, proszę.
Hredlichli krążyła wokół niej, podsuwając rady, przy trzech pierwszych próbach. Potem, na pozór całkowicie zignorowawszy stażystkę, wdała się w rozmowę ze starszym lekarzem. Za sprawą okrywającego ją szczelnie kombinezonu wypełnionego żółtą mgiełką trudno było orzec, gdzie właściwie patrzy. Cha nie umiała nawet zlokalizować jej oczu.
— Cierpimy obecnie na poważne braki personelu — oznajmiła. — Trzy moje najlepsze siostry zajmują się poważnymi przypadkami świeżo po operacjach i nie mają czasu na nic więcej. Jesteś głodna?
Cha Thrat nie była pewna, co odpowiedzieć — zaprzeczyć, jak powinien uczynić sługa, czy potwierdzić. Ale czy Hredlichli miała, jak ona, status wojownika? Nie wiedząc tego, wybrała rozwiązanie pośrednie.
— Jestem głodna, ale nie aż tak bardzo, żeby przeszkadzało mi to w pracy.
— Dobrze. Jako stażystka niebawem przekonasz się, że praktycznie wszyscy będą próbowali wejść ci na głowę. Jeśli zdenerwuje cię to, postaraj się nie uzewnętrzniać swoich uczuć, aż opuścisz oddział. Gdy tylko zjawi się ktoś, aby cię zmienić, będziesz mogła zajrzeć do stołówki. Chyba wiesz już, jak obchodzić się z kombinezonem…
Cresk — Sar obrócił się w stronę wyjścia.
— Powodzenia, Cha Thrat — powiedział, unosząc drobną włochatą kończynę.
— …skierujemy się więc do dyżurki personelu pielęgniarskiego — ciągnęła chlorodyszna, nie zwracając już uwagi na wychodzącego Nidiańczyka. — Sprawdź raz jeszcze zapięcia i ruszaj za mną.
Przeszły do zdumiewająco małego pomieszczenia z przezroczystą ścianą, za którą rozciągała się zielonkawa głębia. Sommaradvanka spostrzegła, że trudno odróżnić przebywające za nią istoty od mającej nieść ukojenie roślinności. Pozostałe trzy ściany zastawiono rozmaitymi szafkami i urządzeniami, których przeznaczenia Cha nie próbowała nawet odgadywać. Sufit pokrywały barwne znaki i geometryczne wzory.
— Mamy tu bardzo dobry personel i świetne wyniki — powiedziała siostra przełożona. — Nie chcę, abyś to zepsuła. Jeśli uszkodzisz skafander i zaczniesz tonąć, nie można będzie zastosować wobec ciebie metody usta — usta, kieruj się zatem wówczas ku najbliższemu z wyjść awaryjnych. Oznaczone są w ten sposób. — Pokazała jeden z wymalowanych na suficie wzorów. — Tam oczekuj pomocy. Przede wszystkim jednak musisz unikać zanieczyszczenia wody odchodami pacjentów. Wymiana objętości tak wielkiego basenu to poważna operacja, która bardzo utrudniłaby nam pracę i wystawiła nas na pośmiewisko całego Szpitala.
— Rozumiem — powiedziała Cha.
Nie pojmowała, dlaczego znalazła się w tak okropnym miejscu. Czy natychmiastowa rezygnacja byłaby usprawiedliwiona? O’Mara i Cresk — Sar uprzedzali ją wprawdzie, że zacznie pracę od najniższego stanowiska, ale to było poniżej godności wojownika — chirurga. Gdyby jej koledzy usłyszeli, czym ma się zajmować, spotkałaby się z powszechnym ostracyzmem. Jednak nikt stąd zapewne im tego nie powie, gdyż w Szpitalu podobne zajęcia są tak powszechne, że niewarte nawet wzmianki. Może zresztą niedługo odprawią ją jako nieprzydatną do pracy w Szpitalu i cały epizod zostanie tajemnicą, nie naruszając jej honoru wojownika. Nadal wszakże obawiała się tego, co jeszcze mogło ją spotkać.