Wiele razy próbowano uświadomić mu, że rezygnując z wygód domowych pieleszy i bliskości przyjaciół, wymierza sobie karę za winę, która istnieje zapewne tylko w jego wyobraźni. Jednak nie udało się go przekonać — cały czas twierdził uparcie, że popełnił coś karygodnego, i nie słuchał nikogo, kto mówił inaczej. Zwykle Chalderczycy uważali równowagę emocjonalną za najważniejszy rys osobowości i tak też prezentował się z pozoru jeden szesnaście — wrażliwy, inteligentny i wykształcony pacjent wypełniający posłusznie zalecenia lekarzy. Ale w tej jednej sprawie ulegał wahaniom równie wielkim jak oceany pod wpływem Księżyca.
I tak Szpital zyskał stałego pacjenta, cieszącego się znakomitym zdrowiem AUGL — a, który nieustannie rzucał nieoficjalne wyzwanie sekcji psychologicznej, jako że tylko tutaj czuł się dobrze i zaznawał względnego szczęścia.
Cha Thrat przeprosiła w duchu O’Marę za posądzenie o niedbałość i słuchała z podziwem, jak zaklęcie przybiera coraz konkretniejszą postać.
— A teraz zaszła zmiana — ciągnął psycholog. — Sprawił to zbieg okoliczności, dokładniej zaś rozmowy z przebywającymi u nas czasowo innymi pacjentami AUGL. Tęskniłeś przez nie za domem. Równocześnie narastał w tobie gniew wobec personelu medycznego, podświadomie bowiem zacząłeś podejrzewać, że wcale nie jesteś chory i że niepotrzebnie poświęcają ci uwagę. I wtedy Cha potwierdziła nagle twoje podejrzenia, że już od dawna nie jesteś traktowany jak prawdziwy pacjent. Był to kolejny, szczęśliwy dla ciebie zbieg okoliczności. Tak naprawdę ty i nasza rozmowna stażystka macie wiele wspólnego. Oboje nie chcecie wracać na swoje planety, oboje też macie po temu prawdziwe albo wyimaginowane powody. I na Sommaradvie, i na Chalderescolu przywiązuje się wielką wagę do publicznego wizerunku i równowagi emocjonalnej. Jednak nasza stażystka nie ma niestety pojęcia o zwyczajach innych gatunków, więc gdy zrobiłeś ten niezwykły krok i zdradziłeś jej swoje imię, chociaż nie jest Chalderczynką, poczułeś się zraniony, nadal bowiem traktowała cię tak samo jak reszta personelu. Zareagowałeś bardzo gwałtownie, ale szczególne cechy twojej osobowości kazały ci wyładować złość na przedmiotach martwych. Niemniej już to, że zdradziłeś imię komuś, kto wprawdzie jest tu od niedawna, uczy się dopiero i pochodzi z bardzo daleka, ale okazał ci współczucie, wskazuje, jak bardzo zależy ci na opuszczeniu Szpitala. Rozpaczliwie szukasz kogoś, kto by ci w tym pomógł. Nadal chcesz wrócić do domu?
Jeden szesnaście wydał wysoki, bulgotliwy dźwięk, którego autotranslator nie przetłumaczył, i wbił wzrok w psychologa, ale mięśnie wkoło szczęk wyraźnie się rozluźniły.
— To było niemądre pytanie — powiedział O’Mara. — Oczywiście, że chcesz. Problem w tym, że się boisz i że ciągle chronisz się tutaj. To na pewno poważny dylemat. Ale pozwól, że spróbuję go rozwiązać, uznając, że znowu jesteś pacjentem, tyle że moim i nie zostaniesz wypisany przed końcem leczenia…
Z pozoru nic się nie zmieniło, pomyślała z podziwem Cha Thrat. Szpital nadal miał swojego pacjenta, ale pojawiła się wątpliwość co do niezmienności tej sytuacji. Pacjent znał swoje położenie i mógł wybierać, czy chce zostać, czy wracać do siebie, jednak daty wypisania nie sprecyzowano, tak by ukoić jego lęk przed opuszczeniem Szpitala, w którym, co było nowością, nie czuł się już wcale tak dobrze jak wcześniej. Z tym akurat mag pomógł mu się jednak pogodzić. Z czasem Korpus miał dostarczyć materiały na temat zmian, jakie zaszły na Chalderescolu pod jego nieobecność, co mogło ułatwić mu podjęcie decyzji. Temu samemu miały służyć częste wizyty O’Mary i wyznaczonych przez niego osób.
Cha przyznała w duchu, że miała szczęście spotkać naprawdę potężnego maga.
Zespól z pistoletami usypiającymi dawno już opuścił dyżurkę, co oznaczało, że Cresk — Sar i Hredlichli również uznali, iż zagrożenie ze strony pacjenta minęło. Patrząc na rozluźnionego i łowiącego każde słowo O’Mary AUGL — a, Cha przyznała im rację.
— Musisz być świadom faktu, że twój powrót do domu możliwy będzie tylko wtedy, gdy przekonasz mnie, że jesteś w stanie przystosować się do środowiska Chalderescola — ciągnął psycholog. — Wtedy z wielką przyjemnością wpakuję cię na pierwszy odlatujący tam statek. Jesteś już u nas tak długo, że czysto zawodowe kontakty zaowocowały także osobistymi, ale najlepsze, co szpital może zrobić dla zaprzyjaźnionego pacjenta, to jak najszybciej wyleczyć go i wypisać. Rozumiesz?
Po raz pierwszy od chwili, gdy O’Mara zabrał głos, AUGL spojrzał na Cha.
— Czuję się już o wiele lepiej, ale obawiam się tego wszystkiego, co muszę jeszcze zrobić. Czy to było właśnie zaklęcie? Czy O’Mara jest dobrym magiem?
— To był początek bardzo udanego zaklęcia — odparła Cha, starając się opanować entuzjazm. — Myślę, że jest dobry, bo mag powinien umieć skłonić pacjenta do ciężkiej pracy.
O’Mara znowu mruknął coś niezrozumiale i dał znak Hredlichli, że pielęgniarki mogą podjąć swe obowiązki. Gdy odwrócili się, aby odpłynąć od całkiem spokojnego już pacjenta, AUGL odezwał się raz jeszcze.
— O’Mara, możesz zwracać się do mnie po imieniu — powiedział oficjalnie.
W przedsionku śluzy wszyscy oprócz Hredlichli unieśli przesłony hełmów. Siostra przełożona dała wreszcie upust długo wstrzymywanej złości.
— Nie chcę więcej widzieć tej… tej sitsachi! Wiem, że poniekąd dzięki niej jeden szesnaście dojdzie do siebie i w końcu opuści Szpital, ale za jaką cenę! Do ilu zniszczeń przy tym doszło! Nie chcę jej więcej na swoim oddziale. Nieodwołalnie!
O’Mara spojrzał na nią i odezwał się swoim zwykłym, pozbawionym emocji tonem władcy:
— Oczywiście to od pani zależy, czy stażystka pozostanie tu czy nie, ale Cha nadal będzie mogła wejść na oddział, ze mną lub sama, ilekroć pacjent tego zapragnie albo ja uznam to za wskazane. Nie potrafię przewidzieć, jak długo potrwa obecna terapia. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc, siostro przełożona. Nie wątpię, że teraz chciałaby pani powrócić jak najszybciej do swoich obowiązków.
Cha Thrat odezwała się dopiero po odejściu Hredlichli.
— Nie mieliśmy dotychczas okazji o tym porozmawiać, więc nie wiem, jak przyjął pan moje wcześniejsze słowa. Na Sommaradvie każdy oczekuje po władcy czy magu, że będzie jak najlepiej wykonywał swoją pracę, nie zwykliśmy zatem chwalić nikogo za coś, co wynika z jego obowiązków. Można by nawet kogoś w ten sposób obrazić, jednak tym razem…
O’Mara uniósł rękę.
— Cokolwiek powiesz, czy będą to komplementy, czy coś wręcz przeciwnego, nie będzie to miało wpływu na twoje dalsze losy, możesz więc sobie darować. Tak naprawdę znalazłaś się w poważnych tarapatach. Wieści o tym, co tutaj zaszło, obiegną niebawem cały Szpital. Musisz zrozumieć, że siostra przełożona jest najwyższą władzą na oddziale. Wszyscy, którzy sprawiają Jej kłopoty, w tym stażyści wykazujący przedwcześnie zbyt wiele inicjatywy, są natychmiast usuwani, co oznacza w praktyce odesłanie do domu albo do innego Szpitala. Zdziwię się, jeśli choć jedna siostra przełożona zgodzi się teraz przyjąć cię na praktykę. — Zamilkł na chwilę, dając jej czas na przetrawienie przykrych nowin. — Nie zostawia ci to wielkiego wyboru. Możesz albo wrócić do siebie, albo zaakceptować przydział do służebnego pionu technicznego.
— Jesteś bardzo obiecującą stażystką, Cha Thrat — odezwał się nagle ze sporą dozą współczucia Cresk — Sar. — Jeśli zostaniesz, będziesz nadal mogła uczęszczać na moje wykłady, oglądać w wolnym czasie kanały edukacyjne i widywać się z jeden szesnaście. Ale bez praktyki na oddziale nie masz szans na przydział do personelu medycznego. Niemniej, jeśli nie zrezygnujesz, być może sama odnajdziesz odpowiedź na pytanie, które zadałaś mi rano na poziomie rekreacyjnym.