— Nie można jej uratować? — spytała z wahaniem. — Może dałoby się poprawić krążenie, wszczepiając naczynia o większym przekroju albo…
— Nie — przerwał jej Conway zdecydowanie. — Zaczynaj, proszę.
Poprowadziła operację dokładnie tak jak jej poprzednicy. Nie wahała się już i Diagnostyk nie musiał jej więcej ponaglać. Wiedziała, co ją czeka, ale stłumiła strach i odpędzała na razie tę myśl. Była zdecydowana pokazać temu bardzo sprawnemu, ale pozbawionemu kośćca etycznego lekarzowi, że jest prawdziwym sommaradvańskim wojownikiem — chirurgiem.
— To była bardzo sprawnie i dokładnie przeprowadzona amputacja — powiedział życzliwie Conway, gdy zakładała ostatnie klamry. — Szczególnie jestem pod wrażeniem… Co robisz?
Cha pomyślała, że to głupie pytanie, bo przecież wszystko było oczywiste od chwili, gdy po raz pierwszy uniosła skalpel. Sama nie miała przednich kończyn, ale uznała, że wystarczy odcięcie lewej środkowej. Dość było jednego szybkiego ruchu skalpelem. Spojrzała na leżącą pośród hudlariańskich kończyn własną mackę, i złapała kikut, aby zatamować krwawienie.
Chwilę później zaczęła tracić przytomność, ale usłyszała jeszcze, jak Conway krzyczy do mikrofonu komunikatora:
— Sala wykładowa FROB—ów, pilne! Jeden DCNF, nagła amputacja, samookaleczenie. Przygotować salę na czterdziestym trzecim i zebrać mi zaraz, cholera, zespół od mikrochirurgii!
Rozdział ósmy
Cha Thrat nie miała pojęcia, jak długo dochodziła do siebie po operacji, kojarzyła tylko, że pomiędzy okresami braku przytomności wielokrotnie zjawiali się u niej O’Mara oraz Diagnostycy Thornnastor i Conway. Przydzielona do izolatki siostra DBLF nie szczędziła zjadliwych komentarzy na temat szczególnej uwagi poświęconej Cha przez najważniejsze osoby w Szpitalu, ilości pożywienia dostarczanego chorej ponoć pacjentce i nowego nidiańskiego stażysty, którego upodobał sobie ostatnio Cresk — Sar. Jednak gdy Cha spróbowała zagadnąć o swój przypadek, wzburzenie sierści Kelgianki jasno dało jej do zrozumienia, że poruszyła zakazany temat.
W sumie jednak nie miało to znaczenia. Środki, które otrzymywała, sprawiały, że jej umysł dryfował z dala od przyziemnych problemów, co było stanem bardzo wygodnym, chociaż bez wątpienia iluzorycznym.
W trakcie jednej z późniejszych wizyt O’Mara zasugerował jej, że wypełniła już wszystkie obowiązki wynikające z zawodowego kodeksu etycznego i nie musi podejmować więcej działań w tej sprawie. Kończyna została odcięta, a fakt, że Conway i Thornnastor zdołali przyszyć ją na tyle misternie, iż nie straciła w niej ani sprawności, ani czucia, był po prostu darem losu, który powinna przyjąć z wdzięcznością i bez poczucia winy.
Długo musiała przekonywać maga, że doszła już do tego samego wniosku i że naprawdę jest wdzięczna, może nie tyle losowi, ile obu Diagnostykom. Nadal jednak zdumiewało ją, i powiedziała to naczelnemu psychologowi, że właściwie nikt nie podziela jej spojrzenia, zgodnie z którym dokonała czynu honorowego i jak najbardziej godnego pochwały.
O’Mara uspokoił się nieco i odpowiedział długim, złożonym zaklęciem na temat spraw zbyt osobistych, aby Cha mogła o nich dyskutować nawet ze swoimi, a co dopiero z obcym. Jednak coś, być może leki, sprawiło, że szok nie okazał się szczególnie dotkliwy i miast odrzucić wszystkie sugestie psychologa, zaczęła się nad nimi zastanawiać.
Według jednej z nich jej postępek — oceniany możliwie najobiektywniej — nie był szlachetny, ale po prostu głupi. Pod koniec rozmowy Cha prawie że zgodziła się z O’Marą. Zaraz potem pozwolono jej na przyjmowanie odwiedzin.
Pierwsi zjawili się Tarsedth i hudlariański stażysta. Kelgianin zasypał ją pytaniami o samopoczucie i rzucił się sprawdzać jej blizny, FROB zaś stał tylko w milczeniu przy drzwiach. Cha zastanawiała się, czy coś może go peszy, i poniewczasie dopiero zdała sobie sprawę, że powiedziała to głośno, gdyż przyjmowane leki wyraźnie osłabiały jej samokontrolę.
— Nie — powiedział Tarsedth. — Nie zwracaj na niego uwagi. Gdy przyszedłem, duży nie wiadomo od jak dawna stał pod drzwiami pełen obaw, że widok jeszcze jednego Hudlarianina wywoła u ciebie niemiłe wspomnienia. Mimo takiej masy mięśni Hudlarianie to jednak wrażliwe stworzenia. Ale według tego, co O’Mara powiedział Cresk — Sarowi, nie powinnaś być już skłonna do melodramatycznych gestów. Nie jesteś też emocjonalnie niezrównoważona. Dokładnie rzecz biorąc, stwierdził, że jesteś normalną wariatką, ale nie szaleńcem. To samo można powiedzieć o całym mnóstwie pracujących tu istot. — Obejrzał się nagle na FROB — a. — Chodź bliżej! Leży w łóżku, prawie cała unieruchomiona i na prochach, więc na pewno cię nie ugryzie!
Hudlarianin podszedł do Sommaradvanki.
— Wszyscy, którzy tam byliśmy, życzymy ci jak najlepiej — powiedział nieśmiało. — Obejmuje to także pacjenta jedenaście trzydzieści dwa, który nie odczuwa już dawnego bólu i ma się coraz lepiej. Siostra Segroth też przekazuje życzenia, chociaż była nader zdawkowa. Czy odzyskasz pełną władzę w kończynie?
— Nie wygłupiaj się. Operacja przeprowadzona przez dwóch Diagnostyków może mieć tylko jeden efekt — rzucił Tarsedth i spojrzał na Cha. — Tyle zdarzyło się ostatnio, że nie mogę się powstrzymać, żeby nie spytać. Czy to prawda, że podczas akcji u Chalderczyków wkurzyłaś O’Marę, nazywając go przy wszystkich znachorem i wypominając mu zaniedbania zawodowe? Z tego, co można usłyszeć…
— Aż tak źle nie było — przerwała mu Cha.
— Nigdy nie jest — mruknął DBLF, mierzwiąc z zawodem sierść. — Ale jeśli chodzi o zachowanie podczas operacji FROB — a, temu nie zaprzeczysz…
— Może lepiej zostawmy ten temat? — zaproponował cicho Hudlarianin.
— Dlaczego? — spytał gąsienicowaty. — Wszyscy 0 tym mówią.
Cha Thrat milczała chwilę, spoglądając jedynie na wznoszący się po jednej stronie łoża srebrzysty owal Kelgianina i masywne ciało Hudlarianina wyrastające z drugiej strony. Mimo działania medykamentów próbowała skoncentrować się na tym, co chciała powiedzieć.
— Wolałabym porozmawiać o wykładach, które straciłam — odezwała się w końcu. — Było coś szczególnie ciekawego czy ważnego? Przy okazji spytajcie Cresk — Sara, czy nie dostałabym pilota do ekranu, żebym mogła wejść na kanały edukacyjne? Przekażcie mu, że nudzi mi się i jak najszybciej chciałabym wznowić naukę.
— Obawiam się, przyjaciółko, że to byłaby strata czasu — powiedział Tarsedth, jeżąc sierść.
Cha po raz pierwszy pożałowała, że jej kolega niezdolny jest do bardziej dyplomatycznych wypowiedzi. Oczekiwała, że usłyszy coś w tym rodzaju, ale złe wieści można było przekazać delikatniej.
— Nasz bezpośredni przyjaciel chciał przez to powiedzieć, że pytaliśmy Cresk — Sara, co dalej z tobą będzie, ale ten nie udzielił nam jednoznacznej odpowiedzi. Stwierdził, że nie jesteś winna złamania szpitalnych zasad, lecz reguł, których nigdy nikomu nie przyszło dotąd do głowy zapisać. Nie ma po prostu na ciebie paragrafu. Ale i tak podobno coś już zdecydowano i niebawem możesz oczekiwać wizyty O’Mary. Nie wiem, co ci powie, ale gdy spytałem Cresk — Sara, czy możemy zanieść ci materiały z wykładów, powiedział „nie”.
Gdy poszli, Cha pomyślała, że jakkolwiek przekazane, nowiny byłyby tak samo niepomyślne. Nagle głośny brzęczyk przy łóżku przeszkodził jej w zbyt długim rozmyślaniu o kłopotach.
Dzwonił pacjent AUGL jeden szesnaście, który dzif ki pomocy siostry Hredlichli zdołał dotrzeć do komunikatora umieszczonego w dużurce personelu, przy wejściu na oddział Chalderczyków. Zaczął od przeprosin, iż z powodów środowiskowych nie przybył osobiście, a potem powiedział, że bardzo brakuje mu jej wizyt, bo chociaż widuje się z O’Marą, magowi brak właściwego Cha wdzięku. Na koniec wyraził nadzieję, że jego przyjaciółka dochodzi już pod każdym względem do siebie.