— Jest dobrze — skłamała, nie chcąc obciążać pacjenta swoimi problemami nawet teraz, gdy sama była chwilowo pacjentem. — A ty jak się miewasz?
— Dziękuję, świetnie — odparł Chalderczyk i mimo dwóch komunikatorów oraz autotranslatora w jego głosie dało się wyczuć spory entuzjazm. — O’Mara mówi, że niebawem będę mógł wrócić do rodziny i że mam zacząć rozmowy z władzami floty w sprawie powrotu do dawnej pracy. Wciąż jestem dość młody jak na Chalderczyka i naprawdę czuję się dobrze.
— Miło mi to słyszeć, jeden szesnaście — powiedziała Cha, celowo nie używając imienia przyjaciela, jako że rozmowę mogły słyszeć osoby trzecie. Zdumiała się, jak bardzo polubiła tę istotę.
— Dobiegły mnie echa rozmów toczonych przez pielęgniarki — ciągnął Chalderczyk. — Chyba znalazłaś się w poważnych tarapatach. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, ale gdyby się nie ułożyło i gdybyś musiała opuścić Szpital… Jesteśmy tak daleko od Sommaradvy, że gdybyś w drodze powrotnej zechciała odwiedzić mój świat, bylibyśmy zaszczyceni, mogąc gościć cię, jak długo byś pragnęła. Jesteśmy dość zaawansowani technologicznie, więc syntetyzowanie potrzebnego ci Pożywienia oraz przygotowanie całego zaplecza życiowego nie byłoby problemem. Poza tym to piękny świat — dodał. — O wiele ładniejszy niż nasz oddział w Szpitalu…
Gdy w końcu się rozłączył, Cha umościła się na poduszkach. Była zmęczona, ale daleka od przygnębienia czy smutku. Rozmyślała o oceanach Chalderescola. Trafiwszy na oddział AUGL, wyszukała w bibliotece taśmę na temat świata pacjentów, by móc z nimi rozmawiać, coś więc o nim wiedziała. Zapewne życie tam byłoby ciekawym doświadczeniem, a jako obcy, który ma prawo zwracać się do Muromeshomona po imieniu, zostałaby serdecznie przyjęta przez jego rodzinę i przyjaciół. Bez wątpienia też pozwolono by jej zostać tam, jak długo by chciała. Niemniej musiałaby opuścić Szpital…
Chcąc oderwać się od niemiłych myśli, zastanowiła się, jak nieśmiały zwykle i łagodny Chalderczyk zdołał przekonać złośliwą Hredlichli, aby dopuściła go do komunikatora. Czyżby zagroził, że znowu zacznie demolować oddział? A może, co było bardziej prawdopodobne, wsparł go lub nawet zasugerował to O’Mara?
To też było niepokojące, ale nie aż tak, aby powstrzymać Cha przed zaśnięciem. Zaklęcie szpitalnego maga albo przepisane przezeń medykamenty wciąż miały nad nią władzę. A może jedno i drugie…
W następnych dniach odwiedziło ją jeszcze kilka osób, a nawet — gdy pozwalała na to klasyfikacja fizjologiczna — parę grupek kolegów stażystów. Cresk — Sar zjawił się dwa razy, ale jak wszyscy goście, nie chciał w ogóle rozmawiać o kwestiach zawodowych. Za to gdy nieco później przyszli O’Mara i Conway, był to w zasadzie jedyny temat.
— Dzień dobry, Cha. Jak się czujesz? — zaczął Diagnostyk dokładnie tak, jak się spodziewała.
— Dobrze, dziękuję — odparła, bo i co innego mogła powiedzieć. Potem została poddana najbardziej drobiazgowemu badaniu, jakiego kiedykolwiek doświadczyła.
— Zapewne rozumiesz, że to nie było naprawdę konieczne — powiedział Conway, okrywszy ją ponownie. — Jednak po raz pierwszy mam okazję przyjrzeć się bliżej typowi DCNF w całości, a nie tylko jednej jego kończynie. Dziękuję, to było bardzo pouczające. Niemniej, skoro jesteś już zdrowa — dodał, zerknąwszy szybko na O’Marę — i przed powrotem do pracy czeka cię tylko rehabilitacja ruchowa, powiedz nam, co mamy z tobą zrobić?
Cha podejrzewała, że to pytanie retoryczne, ale i tak bardzo chciała odpowiedzieć.
— Wszystko dotąd wynikało z nieporozumień. Więcej się już nie powtórzą. Chciałabym pozostać w Szpitalu i kontynuować naukę.
— Nie! — zaprotestował ostro Conway. — Jesteś świetnym chirurgiem — dodał ciszej. — Potencjalnie nawet wybitnym. Żal marnować taki talent. Jednak nie widzę dla ciebie miejsca pośród personelu Szpitala. Nie z tak osobliwym kodeksem etycznym. Nie ma już ani jednego oddziału, który gotów byłby przyjąć cię na staż. Segroth zgodziła się wcześniej tylko dlatego, że O’Mara i ja prosiliśmy ją o to. Mnie zaś, owszem, zależy na tym, aby moje wykłady były jak najciekawsze, ale bez przesady!
— A jeśli da się jakoś zagwarantować moje poprawne zachowanie? — spytała szybko Cha w obawie, że zaraz usłyszy decyzję odprawiającą ją ze Szpitala. — Na jednym z pierwszych wykładów była mowa o taśmach edukacyjnych służących do nauki fizjologii obcych, które pozwalają przy okazji spojrzeć na świat z punktu widzenia przedstawiciela innego gatunku. Może gdybym otrzymała zapis z łatwiejszym do przyjęcia przez was kodeksem etycznym, nie byłabym już groźna?
Czekała niespokojnie, ale obaj ludzie tylko spojrzeli po sobie.
Pamiętała, że bez systemu taśm edukacyjnych Szpital w ogóle nie mógłby istnieć. Żaden umysł, nawet najbardziej rozwinięty, nie jest w stanie wchłonąć ogromu wiedzy koniecznej do prowadzenia tak różnorodnych pacjentów, jacy tu trafiali. Zapisywano zatem kopie umysłów najwybitniejszych medyków poszczególnych ras, a te przydawały się potem przy leczeniu ich pobratymców.
Przyjmujący taki zapis dzielił więc swój umysł z narzuconą mu obcą osobowością. Poznawał nie tylko wiedzę medyczną, ale także wspomnienia, doświadczenia i przemyślenia dawcy. Powodowało to trudne do opisania nawet przez starszych lekarzy i Diagnostyków problemy, zaburzenia i poczucie dezorientacji.
Diagnostycy zawdzięczali swą sławę i pozycję w Szpitalu głównie temu, że potrafili utrzymać w głowie nawet do dziesięciu takich zapisów równocześnie, przez co wnosili niebagatelny wkład w rozwój ksenomedycyny i opracowywanie metod leczenia nieznanych chorób gnębiących nowo odkryte gatunki.
Jednak Cha wcale nie marzyła o podobnym rozszczepieniu jaźni. Słyszała już od rozmaitych członków personelu, że istota wystarczająco zdrowa, aby zostać Diagnostykiem, musi być szalona, i skłonna była wierzyć w te opowieści. Szukała czegoś o wiele mniej drastycznego.
— Gdybym obok mojej miała ludzką, kelgiańską albo nawet nidiańską osobowość, mogłabym zrozumieć, dlaczego to, co czasem robię, jest niewłaściwe, i uniknąć wielu błędów. Wykorzystywałabym zapis tylko jako rodzaj drogowskazu. Jako stażystka nie próbowałabym bez wyraźnej zgody robić z niego innego użytku.
Diagnostyk dostał nagle ataku kaszlu.
— Dziękuję, Cha Thrat — powiedział, gdy już mu przeszło. — Jestem pewien, że pacjenci też by ci podziękowali. Jednak, niestety, to niemożliwe… O’Mara, to pańskie poletko. Niech pan to wytłumaczy. Psycholog przysunął się bliżej i spojrzał na leżącą.
— Regulamin Szpitala nie pozwala mi spełnić twojej prośby. Zresztą i tak bym tego nie zrobił. Jesteś wprawdzie niezwykle silną i wyraźną osobowością, ale miałabyś wielkie kłopoty ze sprawowaniem kontroli nad dodatkowym mieszkańcem twojej głowy. Nie chodzi o to, że chciałby nad tobą zapanować, ale o fakt, że dawcy też są zwykle silnymi, a nawet ekspansywnymi osobowościami, które zwykły działać po swojemu. To musi rodzić konflikt owocujący nawet zaburzeniami psychosomatycznymi w rodzaju przewlekłych boleści czy alergicznych reakcji skórnych, które potrafią być równie dotkliwe jak rzeczywiste choroby. Istnieje też spore ryzyko trwałych uszkodzeń osobowości. Nikt nie otrzymuje zatem zapisu, dopóki nie pozna dobrze obcych tradycyjnymi metodami. Poza tym jest jeszcze jedno ograniczenie, istotne w twoim przypadku. Jesteś osobnikiem płci żeńskiej.