Znowu te sommaradvańskie uprzedzenia, pomyślała ze złością Cha. Nawet tutaj, w Szpitalu Sektora Dwunastego! — Wydała odgłos, który na jej świecie spowodowałby natychmiastowe gwałtowne zakończenie rozmowy. Szczęśliwie autotranslator nie wyłapał go.
— Nazbyt pospieszyłaś się z wnioskami — zauważył O’Mara. — Chodzi o to, że u wszystkich odkrytych dotąd dwupłciowych gatunków osobniki żeńskie charakteryzują się pewnymi szczególnymi cechami umysłu. Jedną z nich jest głęboka niechęć do jakichkolwiek doświadczeń polegających na poddaniu swojego umysłu czyjejś kontroli. Wyjątkiem jest tu tylko czas godów, jednak wątpię, abyś zakochała się w zapisie tak obcej osobowości.
— A zdarza się, że osobniki męskie otrzymują zapisy zrobione przez żeńskie? — spytała Cha zaintrygowana wyjaśnieniem. — Może i ja mogłabym otrzymać żeński zapis?
— Jak dotąd mamy tylko jeden taki… — zaczął O’Mara.
— Nie zbaczajmy z tematu — rzucił Conway, purpurowiejąc. — Przykro mi, Cha, ale nie możesz dostać takiego zapisu, ani teraz, ani nigdy. O’Mara wyjaśnił ci dlaczego, ja zaś dodam, że polityczny kontekst twojego przybycia do Szpitala oraz stan rozmów z Som — maradvą sprawiają, że nie możemy też po prostu cię odesłać. Najlepiej by było, gdybyś sama podjęła teraz decyzję.
Cha Thrat milczała chwilę, spoglądając na kończynę, którą w każdym innym miejscu straciłaby na zawsze. Próbowała znaleźć właściwe słowa.
— Nie jesteście mi nic winni za to, co zrobiłam przy Chiangu. Jak już wspomniałam wcześniej, moje wahanie wynikało z obawy, że przez mą niezdarność mógłby stracić rękę, a wtedy to samo czekałoby mnie. Jako wojownik nie mogę się uchylać od odpowiedzialności za swoje poczynania. Teraz zaś, jeśli opuszczę Szpital, co mi sugerujecie, nie uczynię tego z własnej woli. Nie mogę uciec z miejsca, w którym mam jeszcze coś do zrobienia.
Diagnostyk też spojrzał na przyszytą kończynę.
— Wierzę.
O’Mara westchnął i odwrócił się ku wyjściu.
— Przepraszam, że nie wychwyciłem wówczas tej wzmianki o utracie kończyny — powiedział. — Oszczędziłoby nam to wielu kłopotów. Zniosłem jakoś zamieszanie wokół pacjenta jeden szesnaście, ale krwawe przedstawienie podczas operacji FROB — a przebrało miarę. Twój dalszy pobyt w Szpitalu nie będzie należał do przyjemnych, mimo rekomendacji Diagnostyka Conwaya i mojej bowiem nikt nie ma zamiaru dopuszczać cię do pacjentów. Nie ma co się oszukiwać — dodał prawie spod drzwi. — Zostałaś czarną owcą i trafisz do owczarni.
Słyszała jeszcze, jak rozmawiali na korytarzu z kimś trzecim, jednak słowa dobiegały zbyt przytłumione, aby autotranslator je przełożył. Potem drzwi się otworzyły i stanął w nich kolejny Ziemianin, tym razem w ciemnozielonym mundurze Kontrolera. Twarz miał znajomą.
— Czekałem na zewnątrz na wypadek, gdyby nie zdołali namówić cię do wyjazdu. O’Mara sądził zresztą, że tak będzie. Gdybyś mnie nie pamiętała, jestem Timmins. Mamy sporo do pogadania. Ale uprzedzając twoje pytania, powiem od razu, że owczarnia to w tym przypadku Dział Utrzymania i Konserwacji.
Rozdział dziewiąty
Od początku było oczywiste, że porucznik Timmins nie czuje się niczyim sługą, a pracę traktuje poważnie i odpowiedzialnie. Nie potrwało długo, a Cha zaczęła podchodzić do sprawy w ten sam sposób. Sprowokował to nie tylko spokojny entuzjazm oficera, swoją rolę odegrał też przenośny odtwarzacz z zestawem taśm, który ten ustawił obok jej łóżka. Szybko przekonała się, że to zajęcie dla wojownika, chociaż oczywiście nie wojownika — chirurga. Poznawszy problemy związane z zapewnieniem właściwych warunków życiowych ponad sześćdziesięciu dziwnym nierzadko rasom, które przebywały w Szpitalu, uznała, że jej wcześniejsze studia medyczne były jednak dość łatwe.
Pożegnała się z nimi oficjalnie podczas wizyty Cresk — Sara, który przebadał ją gruntownie i oznajmił, że jeśli doktor Yeppha, okulista mający zajrzeć do niej nieco później, nie będzie miał żadnych obiekcji, Cha gotowa jest do podjęcia nowych obowiązków. Spytała, czy może nadal oglądać w wolnym czasie kanały edukacyjne, a starszy lekarz odparł, że może oglądać, co chce, chociaż mała jest szansa, aby w przyszłości wykorzystała zdobytą w ten sposób wiedzę medyczną.
Na koniec dodał, że dział szkolenia żegna się z nią wprawdzie z nieskrywaną ulgą, ale z drugiej strony szkoda tracić tak zdolną praktykantkę, i w imieniu własnym oraz kolegów życzył jej sukcesów i zadowolenia z pracy, którą wybrała.
Doktor Yeppha reprezentował nie znany jej jeszcze gatunek. Był małym trójnożnym i kruchym stworzeniem, które sklasyfikowała jako DRVJ. Z kudłatej, kopulastej głowy zerkały na nią dwie dziesiątki oczu, rozmieszczonych tak pojedynczo, jak i w gromadach. Cha zastanawiała się, czy taka obfitość narządów wzroku miała jakiś wpływ na wybór specjalności, ale uznała, że lepiej będzie o to nie pytać.
— Dzień dobry, Cha Thrat — powiedział lekarz, wyjmując z kieszeni u pasa jakąś taśmę i wsuwając ją do odtwarzacza. — Przeprowadzimy teraz test wrażliwości na kolory. Nie zależy nam, żebyś miała mięśnie jak Hudlarianie czy Cinrussanczycy, bo do ciężkich prac mamy tu maszyny, musisz jednak dobrze odczytywać ich sygnały, rozpoznając nie tylko kolory, ale i ich odcienie, również w gorszym oświetleniu. Co tu widzisz?
— Okrąg z czerwonych kropek — odparła Cha. — W okrąg wpisana jest gwiazda z zielonych i niebieskich kropek.
— Dobrze. Przedstawię to znacznie prościej, niż rzecz wygląda naprawdę, ale sama z czasem nauczysz się, o co chodzi. Wnęki serwisowe oraz łączące je kanały i tunele pełne są przewodów i rur w różnych kolorach, z których każdy coś oznacza. To pozwala obsłudze rozpoznać już na pierwszy rzut oka, którędy biegnie zasilanie, a co jest znacznie mniej niebezpieczną linią łączności, czy w danej rurze jest tlen, chlor, metan czy też odpady organiczne. Zawsze musimy się liczyć z ryzykiem skażenia jakiegoś przedziału obcym związkiem chemicznym i robimy wszystko, by zapobiec takiej katastrofie, lecz łatwo mogłoby do niej dojść, gdyby niedowidzący głupek podłączył gdzieś niewłaściwe przewody. Co teraz widzisz?
Yeppha pokazywał na ekranie kolejne wzory o subtelnie zmieniających się barwach, a Cha mówiła, co widzi albo czego nie dostrzega. Ostatecznie DRVJ wyłączył odtwarzacz i schował taśmę do kieszeni.
— Nie masz tylu oczu co ja, ale wszystkie działają jak należy — powiedział. — Tym samym nie znajduję przeciwwskazań, abyś podjęła pracę w dziale utrzymania. Moje szczere wyrazy współczucia. Powodzenia!
Pierwsze trzy dni zajęła jej wyłącznie samotna nauka poruszania się po Szpitalu. Timmins wyjaśnił, że w razie jakichkolwiek problemów czy nawet drobnej awarii ekipa techniczna ma przybyć na miejsce możliwie najszybciej. Ponieważ zwykle wyruszali do pracy z narzędziami i częściami zastępczymi, które przewozili na samobieżnym wózku, poza wyjątkowymi sytuacjami nie wolno im było korzystać z ogólnodostępnych korytarzy. I tak panował tam spory ruch. Powinna zatem umieć znaleźć najkrótszą drogę z punktu A do punktu B bez opuszczania tuneli serwisowych i wypytywania kogokolwiek.
Nie było jej też wolno sprawdzać, w jakim miejscu się znalazła, wymykając się z systemu tuneli pod pozorem pójścia na lunch.
— Lekki kombinezon ochronny zapewne nie będzie niezbędny, ale nosimy je na wypadek, gdyby trzeba było przejść przez obszar skażony wyciekiem toksycznych dla nas gazów — wyjaśnił Timmins, unosząc kratownicę w podłodze. Znajdowali się na korytarzu tuż przed jej pokojem. — Wyposażenie obejmuje czujniki ostrzegające przed wszystkimi możliwymi skażeniami, z radioaktywnym włącznie. Masz też lampę przydatną w razie awarii oświetlenia tunelu, plan z zaznaczoną starannie drogą i nadajnik alarmowy, gdybyś się jednak zgubiła albo potrzebowała pomocy. Do tego dochodzi jeszcze zestaw racji żywnościowych na cały tydzień, więc dzień spędzony w tunelach to naprawdę żaden problem! Nie ma się czym niepokoić, nie ma powodu się spieszyć — kontynuował. — Potraktuj to ćwiczenie jak długi, powolny spacer przez nie znany ci teren, z częstymi przerwami na sięgnięcie do kosza piknikowego. Będę czekał na ciebie przed włazem serwisowym numer dwanaście na korytarzu siódmym poziomu jeden dwadzieścia. Spotkamy się tam za piętnaście godzin lub wcześniej. — Roześmiał się nagle. — Albo później — dodał.