Ruszyła dalej, obserwując ściany i sufit w nadziei, że kolejna zmiana oznaczeń podpowie jej, gdzie może się akurat znajdować. Przeklinała otwarcie własną głupotę i włączała każdy dostrzeżony głośnik, ale szybko przestała, uznawszy, że w obu przypadkach traci tylko na darmo siły. Postąpiła słusznie, gdyż przy następnym skrzyżowaniu usłyszała jakieś głosy.
Timmins zabronił jej rozmawiać z kimkolwiek i wychodzić nawet na chwilę na ogólnodostępne korytarze, ale uznała, że skoro aż tak się pogubiła, nie uczyni nic złego, jeśli skręci w boczny tunel i ruszy w kierunku źródła dźwięków. Może zdoła usłyszeć przez otwory wentylacyjne coś, co pomoże jej odzyskać orientację.
Zawstydziła się nieco, ale wobec wszystkich kompromisów, na które musiała ostatnio pójść, to akurat nie było najgorsze z możliwych naruszenie jej zasad.
Rozmowa toczyła się dość powoli, z długimi przerwami. Z początku głosy były zbyt ciche i odległe, aby autotranslator mógł cokolwiek wyłapać, a gdy podeszła bliżej, zalegała akurat cisza. W ten sposób zobaczyła ich, zanim zdołała cokolwiek podsłuchać.
Byli to Kelgianin i Ziemianin w kombinezonach techników z doszytymi insygniami Korpusu Kontroli. Między nimi leżało kilka narzędzi oraz wymontowany kawałek rury. Zerknęli tylko na nią przelotnie i powrócili do rozmowy.
— A już się zastanawiałem, kto to wlecze się korytarzem, robiąc więcej hałasu niż pijany Tralthańczyk — powiedział DBLF. — To musi być ta nowa, która pierwszy raz jest w lochach. Nie wolno nam z nią rozmawiać. Zresztą nie miałbym ochoty. Dziwnie wygląda, prawda?
— Ani mi się śni z nią dyskutować — odparł Ziemianin. — Podaj mi jedenastkę i przytrzymaj mocno swój koniec. Jak sądzisz, wie, dokąd idzie?
Kelgianin spojrzał w kierunku, w którym zmierzała Cha.
— Może klaustrofobia zaczęła jej dokuczać i postanowiła zamienić ją na agorafobię, wychodząc na zewnątrz. Ale co to może obchodzić podoficera Korpusu, który jeśli tylko major mówił prawdę, ma być niebawem awansowany na porucznika?
— Nic a nic, spokojna głowa — odparł Ziemianin, zerkając znacząco w lewy korytarz. — Ale może skręci tutaj, żeby odwiedzić sekcję VTXM. Głupi pomysł pchać się tam bez ciężkiego kombinezonu, ale praktykanci utrzymania muszą być głupi, bo inaczej od razu znaleźliby inną pracę.
Kelgianin warknął coś gniewnie.
— Dlaczego w całym kosmosie nie odkryto ani jednej rasy, której odchody miałyby miły zapach?
— Dotknąłeś wielkiego filozoficznego problemu, mój kudłaty przyjacielu. Mnie jednak nurtuje co innego. Jakim cudem melfiański rozwieracz numer trzy trafił do ścieku i przeleciał rurami cztery poziomy, żeby utknąć właśnie tutaj?
Kelgianin aż zmierzwił sierść.
— Myślisz, że ta DCNF jest głupia? Będzie tkwić tu cały dzień, gapiąc się na nas? Zamierza pójść potem za nami do domu?
— Z tego co słyszałem o Sommaradvanach — odparł Ziemianin, wciąż nie patrząc wprost na Cha — są nie tyle głupi, ile mało lotni.
— A to niewątpliwie — zgodził się futrzasty. Jednak Cha Thrat zrozumiała wreszcie, że mimo licznych obraźliwych uwag obaj pracujący przekazali jej aż trzy istotne wskazówki pozwalające odzyskać orientację i wrócić na właściwą drogę. Spojrzała na techników, żałując, że nie może z nimi porozmawiać, szybko podziękowała im tak, jak dziękuje się równym sobie, i ruszyła jedynym korytarzem, o którym tamci nie powiedzieli ani słowa.
— Wydało mi się, że machnęła na nas środkową łapą — zauważył Kelgianin.
— Też bym tak zrobił na jej miejscu — mruknął Kontroler.
Przez resztę dłużącej się wędrówki co rusz sprawdzała swoje położenie i pilnowała zmian kolorów oznaczeń. Przed poziomem sto dwudziestym przystanęła tylko raz, aby poczynić spustoszenie w zapasach żywności. Gdy otworzyła właz numer dwanaście i wyszła na korytarz siódmy, Timmins już na nią czekał.
— Ładnie, Cha Thrat, udało ci się — powiedział, szczerząc zęby. — Następnym razem wyznaczę ci dłuższą i bardziej skomplikowaną trasę, a potem zaczniesz pomagać przy drobniejszych naprawach. Wreszcie zarobisz na swoje utrzymanie.
— Mam wrażenie, że zjawiłam się dość wcześnie powiedziała zadowolona, ale i nieco zmieszana Cha. — Długo pan na mnie czekał?
Timmins pokręcił głową.
— Twój nadajnik sygnału alarmowego i tak działał cały czas, wiedziałem więc dokładnie, gdzie jesteś. Może to trochę podstępne, ale nie zwykliśmy tracić praktykantów z oczu. Wiem, że przeszłaś tuż obok jednego z pracujących zespołów. Mam nadzieję, że pamiętałaś o zasadach i nie pytałaś ich o drogę?
Cha Thrat zastanowiła się, czy jest w tym Szpitalu jakakolwiek zasada, której w razie potrzeby nie dałoby się nagiąć. Liczyła tylko na to, że przedstawiciel obcego gatunku nie rozpozna wyraźnych oznak jej zmieszania.
— Nie — odparła zgodnie z prawdą. — W ogóle nie rozmawialiśmy.
Rozdział dziesiąty
Cha Thrat nie otrzymała jednak żadnego zadania, dopóki Timmins nie pokazał jej całej złożoności pracy, którą pewnego dnia miała wykonywać. Nie ulegało wątpliwości, że oficer jest naprawdę dumny z tego, co robił, i starał się jak mógł zaszczepić ten entuzjazm Sommaradvance. Owszem, spora część prac miała charakter wybitnie służebny, ale nie wszystkie. Trafiały się i wyzwania godne wojownika, a może nawet pomniejszego władcy. W odróżnieniu od sztywnych podziałów panujących na Sommaradvie, w dziale utrzymania popierano aspiracje pracowników i stwarzano im warunku do awansu.
Timmins poświęcił Cha Thrat naprawdę wiele czasu, oprowadzając ją po tunelach i dodając odwagi.
— Z całym szacunkiem — powiedziała podczas jednej ze szczególnie ciekawych wypraw w rejony metanodysznych. — Pański stopień i bogate umiejętności sugerują, że na co dzień zajmuje się pan sprawami o wiele ważniejszymi niż nauczanie świeżych, pozbawionych wiedzy technicznej stażystów. Czym zasłużyłam sobie na tak szczególne traktowanie?
Porucznik zaśmiał się cicho.
— Mylisz się, sądząc, że zaniedbuję dla ciebie ważniejsze obowiązki. Jestem zawsze gotów do działania, a gdyby coś się stało, zaraz by mnie zawiadomiono. Jednak małe są szansę, by do tego doszło. Moi podwładni robią co mogą, abym poczuł się niepotrzebny. Następne skrzyżowanie będzie szczególnie ciekawe — rzekł, wracając do spraw zawodowych. — Dojdziemy do oddziału VTXM, który stanowi część głównego reaktora. Może wyda ci się to dziwne, ale pamiętasz na pewno z wykładów, że Telfi to żyjące gromadnie istoty, które żywią się twardym promieniowaniem. Opieka nad pacjentami i wszystkie zabiegi prowadzone są za pomocą zdalnie sterowanych narzędzi i manipulatorów. Skierowanie do obsługi tego działu wymaga specjalnego przeszkolenia…
— Specjalne przeszkolenie oznacza specjalne traktowanie — przerwała mu Cha. — Pytałam już o to, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Czy jestem traktowana w szczególny sposób?
— Tak — odparł oficer oschle i poczekał, aż przejedzie chłodzony pojazd z metanodysznym w środku. — Oczywiście, że tak.
— Dlaczego?
Timmins nie odpowiedział.
— Czy to tajemnica?
— Nie. Tyle że na twoje pytanie nie ma prostej odpowiedzi — powiedział Ziemianin, z lekka się czerwieniąc. — Nie wiem też, czy jestem właściwą osobą, żeby to wyjaśniać, bo moje słowa mogłyby cię obrazić albo sprawić ci przykrość.
Przez chwilę szli w milczeniu.
— Myślę, że troska o moje uczucia świadczy o tym, że jest pan jak najwłaściwszą osobą. Poza tym podwładny, który zachował się niewłaściwie, jakkolwiek słowa przełożonego mogą sprawić mu przykrość, nigdy nie uzna ich za obrazę.