Oficer zauważył szczególny ruch jej głowy, który oznaczał przeczenie albo zdumienie. Poznał ją już na tyle, aby umieć odczytywać podobne gesty.
— Niekiedy to ja czuję się przy tobie jak podwładny, Cha — westchnął. — Ale niech tam, spróbuję odpowiedzieć. Zdecydowaliśmy się potraktować cię w szczególny sposób, ponieważ uważamy, że wcześniej nie zrobiliśmy wszystkiego co w naszej mocy, aby oszczędzić ci problemów. Paru osobom mocno legło to na wątrobie i uznały, że są ci to winne.
— Ale to ja zachowałam się niewłaściwie — stwierdziła ze zdumieniem Cha Thrat.
— Owszem, jednak był to skutek błędnej oceny twojej osoby. Korpus Kontroli poczuł się odpowiedzialny za zezwolenie… czy raczej skłonienie cię do przyjazdu tutaj przy równoczesnym machnięciu ręką na zwykłe procedury i wymogi. Wdzięczność za uratowanie Chianga wydała nieodpowiednie owoce, a do tego doszedł jeszcze polityczny oportunizm i wyszło, jak wyszło.
— Ale ja chciałam tu przylecieć — zaprotestowała Sommaradvanka. — I nadal chcę tu zostać.
— Aby ukarać siebie za niedawne błędy? — spytał cicho Timmins. — Próbuję ci wyjaśnić, że to my do nich doprowadziliśmy.
— Nie jestem w żaden sposób upośledzona — stwierdziła Cha, opanowując złość. Na Sommaradvie taka sugestia o braku odpowiedzialności byłaby ciężką zniewagą. — Przyjmuję karę, ale nie zamierzam dodatkowo karać siebie. Owszem, są w Szpitalu pewne wysoce niemiłe dla mnie zjawiska, jednak na moim świecie nigdy nie miałabym szansy zetknąć się z tak zróżnicowaną społecznością. Dlatego właśnie chcę tu zostać.
Ziemianin milczał chwilę.
— Conway, O’Mara, Cresk — Sar i jeszcze inni, nawet Hredlichli, byli pewni, że wśród powodów, dla których chcesz zostać, przeważają pozytywne, a nie negatywne i że trudno będzie namówić cię na powrót…
Urwał, gdy Cha zatrzymała się w pół kroku.
— Mam rozumieć, że dyskutowaliście o moich postępkach i błędach, ocenialiście moje kompetencje i planowaliście moją przyszłość, chociaż nie zaprosiliście mnie na to spotkanie?
— Nie stój tak, stwarzasz zagrożenie dla ruchu — powiedział Timmins. — Nie ma co się złościć. Od wypadku z Hudlarianinem nie ma w Szpitalu istoty, która nie oceniałaby cię w jakiś sposób i nie wyrażała wątpliwości, czy zagrzejesz u nas miejsce. A twoja obecność podczas takiego spotkania nie była w ogóle rozważana. Niemniej jeśli chciałabyś się dowiedzieć czegoś konkretnego zamiast mnóstwa plotek, możesz poprosić O’Marę. Przypuszczam, że włączył nagranie dyskusji do twoich akt. Niewykluczone, że ci je udostępni, ale głowy oczywiście nie dam. Ewentualnie mogę streścić ci całość, pomijając co bardziej emocjonalne czy mniej taktowne wypowiedzi.
— Byłabym wdzięczna — stwierdziła Cha.
— Dobrze. Na początek zaznaczę, że odpowiedzialni za tę sytuację są po równi oficerowie Korpusu oraz cały starszy personel medyczny. Podczas wstępnej rozmowy z O’Marą wspomniałaś, że za długim wahaniem przed podjęciem leczenia Chianga stał lęk przed utratą kończyny. O’Mara przyjął mylnie, że chodzi o nogę Chianga, i stąd uznał, że to on w pierwszym rzędzie ponosi odpowiedzialność za późniejszy wypadek, gdyż powinien zwracać większą uwagę na znaczenie wypowiadanych do niego słów. Conway z kolei czuje się odpowiedzialny, ponieważ to on zlecił ci wykonanie amputacji, nie wiedząc nic o twojej etyce zawodowej.
Cresk — Sar też wyrzuca sobie, że nie wypytał cię o to dokładniej. Obaj uważają, że po zmianie uwarunkowań społecznych i niejakiej reedukacji byłabyś doskonałym chirurgiem. Hredlichli nie może sobie darować, że zignorowała przyjaźń rodzącą się między tobą i pacjentem jeden szesnaście. Korpus Kontroli zaś czuje się odpowiedzialny za zainicjowanie całej historii, naciskał więc na wybranie takiego rozwiązania, które sprawiłoby wszystkim jak najmniej przykrości.
— Czyli przeniesienie mnie na obecne stanowisko — dokończyła za niego Cha.
— Ta możliwość nie została nawet potraktowana poważnie — rzekł Timmins. — Nikt nie wierzył, że przyjmiesz tę propozycję. Nie, chcieli odesłać cię do domu.
Cha Thrat z trudem opanowała złość. Omijając odruchowo wszystkich korzystających z korytarza, oddała się gorzkim rozmyślaniom. Była mocno rozczarowana postawą idącej obok istoty, którą wcześniej zaczęła już uważać za swojego przyjaciela.
— Oczywiście staraliśmy się brać pod uwagę także twoje odczucia — dodał porucznik. — Byłaś zainteresowana pracą z obcymi, pojawił się zatem pomysł, aby przydzielić cię do naszej bazy na Sommaradvie. Albo przenieść na Descartes’a, największą jednostkę pionu kontaktów międzykulturowych, która aż do odkrycia nowej inteligentnej rasy pozostanie na orbicie wokół twojego świata. Tak czy owak, byłoby to odpowiedzialne stanowisko, nieprzychylni ci zaś pobratymcy nie mieliby na ciebie żadnego wpływu. Wprawdzie na tym etapie trudno o jakiekolwiek gwarancje, zapewne jednak zdobyłabyś godną uwagi pozycję wśród sommaradvańskich Kontrolerów jako doradca do spraw kontaktów międzykulturowych albo członek załogi Descartes’a. Naprawdę staraliśmy się znaleźć najlepsze dla wszystkich rozwiązanie.
— Owszem — zgodziła się Cha Thrat, czując, że złość jej przechodzi. — Dziękuję.
— Sądziliśmy, że byłby to rozsądny kompromis, ale O’Mara powiedział „nie”. Nalegał na zaproponowanie ci pracy tutaj, w Szpitalu, i jak najszybsze wcielenie do Korpusu.
— Dlaczego?
— Nie mam pojęcia. Kto wie, jakimi drogami biegną myśli naczelnego psychologa?
— Dlaczego muszę wstąpić do waszego Korpusu Kontroli?
— Ach, o to chodzi — mruknął Timmins. — Z powodów administracyjnych. Tak jest wygodniej. Cały szpitalny dział utrzymania znajduje się pod pieczą Korpusu i wszyscy, którzy nie są pacjentami ani nie należą do personelu medycznego, stają się automatycznie jego członkami. Komputer w dziale personalnym musi znać twój stopień i numer ewidencyjny, bo inaczej nie mógłby naliczać ci pensji, ty zaś zostajesz osadzona w hierarchii służbowej. Nawet jeśli tylko teoretycznie…
— Nigdy nie odmówiłam wykonania polecenia przełożonego — zaczęła Cha, ale oficer uniósł dłoń.
— To tylko taki żart, nie przejmuj się. Chcę ci jedynie uświadomić, że naczelny psycholog ma zgodnie z etatem stopień majora, ale tak naprawdę trudno określić granice jego władzy w Szpitalu, gdyż wydaje rozkazy również pełnym pułkownikom czy Diagnostykom, nie zawsze zresztą uprzejmym tonem. Ty otrzymałaś stopień starszego technika drugiej klasy, co oczywiście nie daje ci podobnych możliwości. Mianowanie będzie w mocy, kiedy tylko otrzymamy od O’Mary oficjalne potwierdzenie.
— Chwilę, to dla mnie bardzo ważne. Rozumiem, że Korpus Kontroli jest stowarzyszeniem wojowników. Na Sommaradvie minęło już wiele lat, odkąd wojownicy brali udział w bitwach. Ale czasy się zmieniły, nastał pokój i życie też się zmieniło. Obecnie zadaniem wojownika — chirurga jest leczenie ran, a nie ich zadawanie.
— Mam wrażenie, że twoja wiedza o Korpusie Kontroli pochodzi głównie z programów na kanałach rozrywkowych. Bitwy kosmiczne i wszelka walka zdarzają się niezwykle rzadko. W bibliotece znajdziesz o wiele wiarygodniejsze materiały na ten temat. Są znacznie nudniejsze, ale opisują dokładnie, czym naprawdę zajmuje się Korpus i dlaczego. Zapoznaj się z nimi. Dowiesz się, że nie ma konfliktu pomiędzy obowiązkami Kontrolera, twoimi powinnościami jako obywatelki Sommaradvy czy twoimi zasadami etycznymi. Jesteśmy na miejscu — rzucił, zmieniając temat i wskazując ciężkie drzwi z charakterystycznym znakiem. — Odtąd trzeba się poruszać w kombinezonach antyradiacyjnych. Masz jeszcze jakieś pytanie?