— Muromeshomonie — szepnęła, gdy pokrywa się zamykała. — Niech ci się dobrze wiedzie.
Wróciwszy do czekającej na rozwieszenie roślinności, Cha tak bardzo zamyśliła się nad losem przyjaciela, że widząc naczelnego psychologa, zapomniała całkiem, iż jest jedynie technikiem drugiej klasy.
— Gratuluję udanego zaklęcia! — zawołała do majora.
O’Mara tylko otworzył usta i nic nie powiedział.
Trzy następne dni spędziła na Rhabwarze, uzupełniając zapasy wszystkiego, co powinno zostać uzupełnione, oraz dowożąc wyposażenie ludzkiej w większości ekipie doprowadzającej statek do pełnej gotowości operacyjnej. Czasem pomagała też w montażu drobniejszych urządzeń. W kolejnym rejsie Rhabwar miał gościć na pokładzie Diagnostyka Conwaya, niegdysiejszego dowódcę zespołu medycznego jednostki, i wszystkim zależało bardzo, aby nie miał on najmniejszych powodów do narzekań.
Czwartego dnia Timmins poprosił Cha, aby została chwilę po odprawie.
— Wydajesz się bardzo zainteresowana statkiem szpitalnym — powiedział, gdy byli już sami. — Słyszałem, że wchodzisz tam w każdy kąt, nawet gdy nikogo nie ma, a ty powinnaś odpoczywać po służbie. To prawda?
— Tak — odparła z zapałem Cha. — To piękny w swej funkcjonalności statek, poniekąd Szpital w miniaturze. Szczególnie fascynuje mnie wyposażenie do leczenia przedstawicieli różnych ras… Ale oczywiście nie zamierzam wypróbowywać tam czegokolwiek bez pozwolenia — dodała na wszelki wypadek.
— No myślę! — zawołał porucznik. — Dobrze. Mam dla ciebie robotę. Tym razem na Rhabwarze. Jeśli uznasz, że podołasz, oczywiście. Chodźmy.
Znaleźli się w małym pomieszczeniu zaadaptowanym z salki opieki pooperacyjnej, które zachowało dostęp do sali operacyjnej ELNT. Sufit został obniżony, co sugerowało, że potencjalny mieszkaniec nie jest wysoki albo w ogóle należy do istot raczej pełzających niż chodzących. Wyglądające zza niekompletnych jeszcze paneli ściennych przewody wskazywały, że to ciepłokrwisty tlenodyszny przystosowany do normalnego ciążenia i typowego ciśnienia atmosferycznego.
Zamontowane już panele przypominały surowe drewno, chociaż miały tak ziarnistą strukturę, że kojarzyła się bardziej z jakimś minerałem. Na podłodze leżał, czekając na zawieszenie, kłąb sztucznej roślinności, obok zaś tkwił oparty o ścianę obraz przedstawiający otoczone lasem jezioro. Gdyby nie dziwny gatunek drzew, mogłoby chodzić o zakątek na Som — maradvie.
Tuż przy wejściu stało niewielkie, niskie łóżko, jednak najdziwniejsza była przezroczysta ściana, która dzieliła pokój na dwie części. Cha odkryła jej istnienie, wpadłszy boleśnie na przeszkodę. Po chwili dostrzegła, że z boku znajdują się oznaczone czerwoną obwódką drzwi, a pośrodku otwór z manipulatorami pozwalającymi sięgnąć aż do łóżka.
— Ten pokój został przygotowany dla szczególnego pacjenta — powiedział Timmins. — Chodzi o Gogleskanina, typ fizjologiczny FOKT. To przyjaciel Diagnostyka Conwaya. Jego problem jest w pewien sposób wyjątkowy, chociaż dotyczy całego gatunku. Poczytasz sobie o tym później. Obecnie spodziewa się dziecka i powinien zostać na ten czas otoczony troskliwą opieką. Diagnostyk Conway tak ustawił swój plan pracy na kilka najbliższych tygodni, aby móc udać się osobiście na Goglesk, zabrać pacjenta i wrócić z nim do Szpitala na długo przed rozwiązaniem.
— Rozumiem — powiedziała Cha.
— Twoim zadaniem będzie przygotowanie mniejszego, ale analogicznego pomieszczenia na Rhabwarze. Magazyn wyda ci potrzebne materiały razem z instrukcją montażu. Może to trochę zbyt trudne dla ciebie, ale spróbuj. Nawet jeśli ci się nie uda, będzie dość czasu, aby ktoś inny dokończył pracę. Weźmiesz się do tego?
— Oczywiście.
— Dobrze. Obejrzyj dokładnie ten pokój. Zwróć szczególną uwagę na dopasowanie wszystkich elementów przezroczystej przegrody. Manipulatorami się nie przejmuj, statek ma własne. Pasy na łóżku będą wymagały testu, ale nie próbuj niczego bez członka personelu medycznego, który co jakiś czas do ciebie zajrzy. Ponieważ kabina będzie wykorzystywana tylko podczas podróży, zamiast paneli zastosujemy drewnopodobną tapetę naklejoną na ściany i grodź. To oszczędzi nam wiele pracy, a poza tym kapitan Fletcher nie pozwoliłby na wiercenie dziur w swoim statku. Gdy uznasz, że wiesz już, co i jak zrobić, pobierz materiały i zawieź je na Rhabwara. Zobaczymy się tam przed końcem zmiany.
— Ale czemu ma służyć ta przezroczysta ściana i na co są zdalnie sterowane manipulatory? — spytała Cha, zanim porucznik wyszedł. — FOKT nie jest chyba szczególnie wielką czy niebezpieczną formą życia.
— Odpowiedzi na to pytanie poszukaj na taśmie. Udanej pracy.
Następne dni nie dały Sommaradvance szczególnych powodów do satysfakcji, chociaż potem wspominała je nie najgorzej. Z początku rysunki w instrukcji montażu powodowały nieustanny ból głowy, później jednak poszło już łatwiej i wizyty Timminsa stały się rzadsze. Trzy razy odwiedziła ją też siostra Naydrad, Kelgianka należąca do załogi statku. Tarsedth uświadomił Cha, że Naydrad jest ekspertem od technik ratunkowych.
Sommaradvanka odnosiła się do niej uprzejmie, ale bez uniżoności, Naydrad zaś, jak wszyscy Kelgianie była niezmiennie nietaktowna. Była też jednak zadowolona z wykonywanej przez Cha pracy i odpowiadała na wszystkie pytania, nawet te banalne albo niezbyt mądre.
— Nie rozumiem, czemu właściwie ma służyć ta przezroczysta przegroda — powiedziała Cha w trakcie jednej z wizyt. — Porucznik twierdzi, że powstała ze względów psychologicznych i że pacjent poczuje się dzięki temu bezpieczniej. Ale jaką ochronę może mu zapewnić przezroczysta ściana z oknem? Czy FOKT potrzebuje nie tylko położnej, ale i maga?
— Maga? — zdziwiła się Kelgianka. — Ach, musisz być tą stażystką, o której wszyscy mówią. Tą, która uważa O’Marę za czarownika. Prywatnie skłonna jestem się z tobą zgodzić. Khone potrzebuje maga, ale nie sam. Cały jego gatunek czeka na pomoc. On zgłosił się jako ochotnik. Nie wiem, czy uznać to za przypadek wielkiej odwagi z jego strony czy czystej głupoty.
— Nie rozumiem. Mogę prosić o wyjaśnienie?
— Nie. Nie mam czasu na wyjaśnienia, szczególnie gdy chodzi o technika, który chce tylko zaspokoić ciekawość. Albo który ma ochotę sobie pogadać, zamiast pracować. Zresztą ciesz się, że za nic w tym przypadku nie odpowiadasz. To niełatwa sprawa. Niemniej możesz skorzystać z taśmy o FOKT — ach — powiedziała Naydrad, wskazując półkę i odtwarzacz w drugiej części pomieszczenia. — Nagranie trwa nieco ponad dwie godziny. Tylko nie wynoś go ze statku.
Cha Traht zajęła się pracą, chociaż co rusz musiała zwalczać pokusę, aby sięgnąć po taśmę. W pewnej chwili w drzwiach pojawiła się głowa inżyniera, który pracował na mostku.
— Czas na lunch — powiedział. — Idę do stołówki. A ty?
— Nie, ja nie. Mam tu coś do zrobienia.
— To już drugi raz w ostatnich trzech dniach, jak opuszczasz przerwę na lunch — zauważył Ziemianin. — Czyżby Sommaradvanie wyznawali kult pracoholizmu? Nie jesteś głodna? A może nie cierpisz szpitalnego jedzenia?
— Nie, tak i to bardzo, czasami — odparła Cha.
— Mam kilka kanapek. Na pewno nie są trujące i nadają się dla tlenodysznych. Jeśli nie będziesz się im za bardzo przyglądać, prawdopodobnie zdołasz utrzymać je w żołądku. Chcesz?
— Chętnie — powiedziała z wdzięcznością Cha Thrat. Ucieszyła się, że nie narażając żołądka na dalsze przykrości, będzie mogła wykorzystać przerwę na obejrzenie taśmy.
Od ekranu oderwał ją dopiero natarczywy dźwięk syreny alarmowej. Zdała sobie sprawę, że problemy Goglesk wciągnęły ją na znacznie dłużej niż standardowy czas przerwy i że statek raptownie wypełnił się ludźmi.