Выбрать главу

Najczęściej jej torem myślenia podążała Naydrad, chociaż wyrażała swoje myśli o wiele bardziej bezpośrednio, niż zrobiłaby to Cha.

— Conway powinien tu być — powiedziała, falując z dezaprobatą futrem. — Obiecał to pacjentowi. Nie rozumiem, dlaczego się wykręcił.

Patolog Murchison poczerwieniała na twarzy, a przezroczyste skrzydła Prilicli aż zadrżały od silnych emocji, ale żadne z nich nie skomentowało słów Kelgianki.

— Jeśli dobrze rozumiem, Conwayowi udało się przełamać uwarunkowanie tylko u jednego Gogleskanina, a i to przypadkiem, podczas ryzykownego i bezprecedensowego połączenia umysłów — powiedział nagle Danalta, wypuszczając nowe oko i kierując je na Kelgiankę. — Niemniej pozostaje jedyną istotą innego gatunku, która ma szansę podejść blisko do pacjenta czy zajmować się nim podczas porodu. Wprawdzie wyruszyliśmy szybciej, niż to było w planach, ale na pewno w Szpitalu jest dość zdolnych lekarzy mogących przejąć na kilka dni obowiązki któregoś z Diagnostyków. Też uważam, że Conway powinien lecieć z nami. Obiecał to Khone’owi, który jest jego przyjacielem.

Murchison rumieniła się coraz bardziej, a sądząc po stanie Prilicli, patolog na pewno nie było przyjemnie.

— Zgadzam się, że nikt, nawet naczelny Diagnostyk chirurgii, nie jest niezastąpiony — powiedziała nagle tonem, który sugerował jednak coś zgoła odmiennego. — Nie staram się go bronić tylko dlatego, że jest akurat moim partnerem. Mógłby poprosić o zastępstwo niejednego starszego lekarza. Ale nie od razu, nie w trakcie operacji. Poza tym wprowadzenie zastępców w historie konkretnych przypadków potrwałaby co najmniej dwie godzinny. Wezwanie z Goglesk oznaczono jako superpriorytetowe i kazano nam wylecieć od razu, bez czekania na kogokolwiek.

Danalta nie odpowiedział, Kelgianka nie miała jednak oporów.

— I to jedyny powód, dla którego Conway złamał obietnicę? Jeśli tak, to dziwnie niewystarczający. Wszyscy mamy pewne doświadczenie w działaniu w sytuacjach awaryjnych i wiemy, jak radzić sobie w potrzebie bez wprowadzeń, odpraw i tak dalej. Ja dostrzegam tutaj brak troski o pacjenta…

— Którego? — spytała ze złością Murchison. — Khone’a czy tego, który był właśnie krojony? Sytuacje awaryjne zdarzają się nagle, gdy coś wymyka się spod kontroli. Nie ma potrzeby rozmyślnie ich prowokować jedynie dlatego, że ktoś może się poczuć zobligowany do obecności gdzie indziej. Tak czy owak, akurat operował i nie miał czasu na dłuższe rozmowy. Powiedział tylko, żebyśmy lecieli bez niego i nie przejmowali się niepotrzebnie.

— Zatem próbujesz go jednak usprawiedliwić… — zaczęła Naydrad, gdy nagle do rozmowy wtrącił się Prilicla.

— Przepraszam, ale nasza przyjaciółka Cha Thrat chce coś powiedzieć.

Jako starszy lekarz i dowódca personelu medycznego Rhabwara mógłby po prostu nakazać zakończenie sprawiającej mu przykrość rozmowy, ale Cha wiedziała świetnie, że mały empata nie zachowa się nigdy aż tak obcesowo. Wzbudzone w podwładnych poczucie winy i zakłopotanie sprawiłyby mu jeszcze większy ból niż sama dyskusja.

Dlatego właśnie, aby chronić siebie, Prilicla wolał wydawać rozkazy w formie, która nie powodowała u innych żadnych przykrych odczuć. Jeśli chciał, by Cha się odezwała, to dlatego zapewne, iż rozpoznał w niej bratnią duszę, której także zależało na poprawie atmosfery.

Wszyscy spojrzeli na nią, a Prilicla przestał się tak trząść. Widocznie ciekawość wytłumiła wcześniejsze niemiłe myśli.

— Też obejrzałam materiały z Goglesk, szczególnie wszystko na temat Khone’a… — zaczęła Cha.

— Ale to z całą pewnością nie twoja sprawa — przerwał jej Danalta. — Jesteś technikiem.

— Bardzo dociekliwym technikiem — mruknęła Naydrad. — Niech mówi.

— Technik powinien być dociekliwy — stwierdziła ze złością Cha. — Szczególnie gdy odpowiada za kabinę przeznaczoną dla pacjenta! — Kątem oka ujrzała, że Prilicla znowu zaczyna się trząść, i przywołała się do porządku. — Wydaje mi się, że ta rozmowa nie ma sensu. Diagnostyk Conway nie wspomniał ani słowem, że targają nim jakieś sprzeczne myśli. Jak dokładnie brzmiało odebrane z Goglesk wezwanie? Czy była w nim mowa o stanie pacjenta?

— Nie — odparła Murchison. — Nie znamy obrazu klinicznego. Mała baza na tej planecie nie ma urządzeń pozwalających na wysłanie dłuższej wiadomości. I tak zużyli mnóstwo energii, aby…

— Dziękuję — przerwała jej uprzejmie Sommaradvanka. — Problemy techniczne związane z łącznością nie są mi obce. Jak więc brzmiała ta wiadomość?

Murchison znowu się zarumieniła.

— Dokładnie tak: „Do Conwaya, Szpital Kosmiczny. Bardzo pilne. Pacjent potrzebuje jak najszybciej statku szpitalnego. Wainright, baza Goglesk”.

Cha zastanawiała się chwilę.

— Zakładam, że uzdrawiacz Khone informował na bieżąco swojego przyjaciela o przebiegu ciąży w dłuższych listach przesyłanych zapewne na pokładach statków kurierskich.

Naydrad najeżyła sierść, jakby chciała jej przerwać, i Cha szybko podjęła wątek.

— Po przestudiowaniu materiałów o Goglesk zakładam też, że Khone jest w pełni świadomy swej sytuacji i nie byłby skłonny fatygować przyjaciela bez potrzeby. Nawet jeśli Conway nie powiedział mu dokładnie, na czym polegają jego obowiązki w Szpitalu, Gogleskanin mógł je poznać dzięki łączącej ich wspólnocie umysłów. Conway zaś wie najpewniej, jak Khone przyjął te informacje. Odpowiedzialność za pacjenta wymagała, aby wiadomość zaadresowano do Conwaya, ale nie było żadnej wzmianki o konieczności przybycia Diagnostyka. Wezwanie dotyczyło statku szpitalnego. Conway zrozumiał tę różnicę, bo wie, jakimi torami biegną myśli Khone’a, zna świetnie jego kondycję i wie sporo o przebiegu ciąży u Gogleskan. Przyjęłabym zatem, że takie właśnie sformułowanie wezwania odebrał jako zwolnienie z przyrzeczenia. Będąc pewnym, że pacjent potrzebuje jedynie jak najszybszego transportu do Szpitala, nie przerwał pracy, a i wam kazał nie przejmować się tą zmianą. Możliwe więc, że krytyka jego pozornie nieetycznego postępowania jest całkiem nie na miejscu.

Naydrad spojrzała na Murchison.

— Cha Thrat ma chyba rację, a ja jestem niemądra — stwierdziła. W jej ustach były to więcej niż przeprosiny.

— Na pewno ma rację — dodał Danalta. — Przepraszam, pani patolog. Gdybym miał teraz ludzką postać, z pewnością bym się zarumienił.

Murchison nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w Cha. Jej oblicze wyglądało już normalnie i trudno było orzec, co właściwie wyraża. Prilicla przysunął się na tyle blisko Sommaradvanki, że ta poczuła podmuch jego skrzydeł.

— Mam wrażenie, że właśnie zyskałaś przyjaciela, Cha Thrat — powiedział cicho.

Dalszą rozmowę uniemożliwiły dźwięki dobywające się z pokładowych głośników.

— Mostek do starszego lekarza. Ukończyliśmy skok i za trzy godziny i dwie minuty wejdziemy na orbitę manewrową wkoło Goglesk. Ładownik jest już gotowy, można zacząć przenosić wyposażenie medyczne. Mamy też łączność radiową z porucznikiem Wainrightem, który chce rozmawiać z panem o pacjencie.

— Dziękuję, kapitanie — odpowiedział Prilicla. — My też chcemy o nim porozmawiać. Proszę przełączyć porucznika na pokład medyczny, a potem na kabinę lądownika. Będziemy mówić, nie przerywając pracy.

— Oczywiście. Zrobione — oznajmił Fletcher. — Poruczniku, został pan połączony ze starszym lekarzem Priliclą. Proszę mówić.

Mimo autotranslatora Cha wydało się, że wyczuwa w głosie Wainrighta pewien niepokój. Słuchała, pomagając równocześnie Naydrad załadować autonosze wszystkim, co mogło się okazać potrzebne.