Выбрать главу

— Nagrajcie to i powtarzajcie, dopóki posłuchają albo każą przerwać.

— Uwierzą? — spytała Naydrad. — Zaufają potworom z kosmosu?

Porucznik odpowiedział dopiero po kilku krokach.

— Ufają Korpusowi Kontroli, bo pomagamy im w różnych sprawach. Khone z oczywistych względów wierzy Conwayowi, a jeśli oni z kolei wierzą swojemu uzdrowicielowi, powinni dać się przekonać, że upiorni goście to przyjaciele Ziemianina i godni są zaufania. Problem w tym, że Gogleskanie to samotnicy i indywidualiści, którzy nie zawsze robią to, co trzeba. Niektórzy znajdą mnóstwo sensownych powodów, aby nie opuszczać domu. Powołają się na chorobę albo inną niemoc czy opiekę nad małymi dziećmi. Albo cokolwiek. Dlatego właśnie wzięliśmy jeszcze zagłuszarki.

Naydrad wydawała się usatysfakcjonowana odpowiedzią. Cha Thrat nadal miała pewne wątpliwości, ale ze względu na drażliwość tematu i Priliclę wolała na razie zmilczeć.

Jak wszyscy w dziale znała te zagłuszarki. Wymyślił je i zaprojektował Ees — Tawn, szef komórki nowych technologii. Były odpowiedzią na prośbę Conwaya i na razie dysponowali tylko kilkoma prototypami. Gdyby okazały się skuteczne, rozpoczęto by masową produkcję pozwalającą zamontować takie urządzenie w każdym gogleskańskim domu, w każdej fabryce i na każdym statku. Nie oczekiwano, że zagłuszarki zapobiegną połączeniom, ale istniała nadzieja, że dzięki automatycznym włącznikom reagującym na pierwsze tony sygnału alarmowego pozwolą ograniczyć zbiegowiska do niewielkich grup. To zmniejszyłoby niszczycielskie skutki połączeń oraz towarzyszący im szok.

W warunkach laboratoryjnych działały idealnie i tłumiły nagrane kiedyś przez Conwaya wezwania, ale nie było jeszcze okazji wypróbować ich na Goglesk.

Gdy zbliżyli się do szpitala, rybi odór przybrał na sile, podobnie zresztą jak nawoływania Kontrolerów. Cha nie dostrzegła żadnego śladu życia.

— Możecie przestać — rzekł porucznik. — Kto dotąd nie posłuchał, już nie zareaguje. Harmon, weź ślizgacz i pokaż mi miasto z góry. Reszta niech rozstawi zagłuszarki dookoła szpitala i czeka. Cha i Naydrad, gotowe jesteście z noszami?

Cha Thrat ustawiła szybko nosze w pobliżu wejścia do domu Khone’a i otworzyła je. Nie chciała ryzykować dotykania pacjenta na oczach jego pobratymców, pozostało więc mieć nadzieję, że uzdrawiacz sam zdoła wsiąść. Gdyby jednak nie wyszedł, Naydrad gotowa była wysłać zdalnie sterowaną sondę, aby sprawdzić, co się dzieje.

Zagłuszarki milczały na razie, jako że emitowany przez nie hałas utrudniałby znacznie rozmowę, a nie działo się nic, co mogłoby wyzwolić fatalny sygnał.

— Przyjacielu Khone — powiedział Prilicla, wysyłając ku uzdrowicielowi fale życzliwości i sympatii. — Przybyliśmy ci pomóc. Wyjdź do nas, proszę.

Znowu odczekali kilka długich chwil. Bez odzewu.

— Naydrad… — zaczął Wainright.

— Już — sapnęła Kelgianka.

Mały pojazd z kamerami, mikrofonami, zespołem biosensorów i imponującym zestawem manipulatorów potoczył się po nierównym terenie w kierunku wejścia. Odsunął kotarę z włókien jakiejś rośliny i wjechał do środka. Obraz z jego kamer był widoczny na ekranie noszy.

Cha pomyślała, że dla kogoś nieobeznanego z techniką już sam widok sondy mógł być ciężkim przeżyciem, ale potem przypomniała sobie, że Khone wie przecież o podobnych sprawach tyle samo co Conway.

Dom okazał się pusty.

— Być może przyjaciel Khone wymagał specjalnej opieki i położył się w szpitalu — rzekł z niepokojem Prilicla. — Nie wyczuwam jednak jego emocjonalnej radiacji, co oznacza, że jest albo nieprzytomny, albo znajduje się gdzieś bardzo daleko. W pierwszym przypadku może pilnie wymagać pomocy, nie marnujmy więc czasu na przeszukiwanie każdego pokoju z osobna za pomocą sondy. Szybciej będzie, jeśli sam się tym zajmę. — Rozwinął skrzydła. — Odsuńcie się, proszę, aby wasze myśli nie zagłuszały słabego sygnału nieprzytomnego pacjenta.

— Czekaj! — odezwał się porucznik. — Jeśli go znajdziesz i obudzisz nagle, ujrzy nad sobą dziwne stworzenie…

— Masz rację, przyjacielu Wainright. Może się wystraszyć i zaalarmować pozostałych. Proszę włączyć zagłuszarki.

Cha odsunęła się szybko razem z resztą zespołu. Wszyscy poprawili słuchawki w hełmach, aby mimo hałasu móc się porozumiewać. Po chwili z głośników runęła kakofonia gwizdów, krzyków i jęków, a Cha zaczęła się zastanawiać, jak głęboka może być utrata przytomności Gogleskanina. Ten hałas obudziłby bowiem umarłego.

W przypadku Khone’a okazał się nie mniej skuteczny.

Rozdział trzynasty

— Czuję go! — zawołał Prilicla, a podniecenie całej gromadki aż zachwiało nim w powietrzu. — Przyjaciółko Naydrad, wyślij sondę. Pacjent znajduje się dokładnie pode mną, ale nie chcę ryzykować, że wystraszę go nagłym nalotem. Szybko, jest bardzo słaby i obolały.

Dysponując szczegółowym namiarem, Kelgianka bez trudu doprowadziła pojazd do pomieszczenia zajmowanego przez Gogleskanina. Prilicla dołączył do pozostałych, aby spojrzeć na ekran, który wyświetlał również wskazania czujników.

Ujrzeli wnętrze maleńkiej izolatki i Khone’a leżącego pod niską ścianką, która oddzielała tu zwykle lekarza od pacjenta. Obok widać było mały stolik, a na nim wypolerowane na wysoki połysk wysięgniki z rozwieraczami, szpatułkami i innymi jeszcze końcówkami służącymi do nieinwazyjnych badań. Przy nich stały pojemniki z lekami i całkiem martwy skaner pozostawiony przez Conwaya. Kilka instrumentów wylądowało na podłodze, jakby Khone pociągnął je za sobą, upadając w trakcie badania chorego. Możliwe, że to właśnie ten chory był autorem wiadomości, która trafiła ostatecznie do Wainrighta.

— Jestem Prilicla, przyjacielu Khone — powiedział empata poprzez głośnik sondy. — Nie bój się…

Wainright jęknął, przypominając Prilicli, że poza chwilą prezentacji Gogleskanie nie zwykli zwracać się do nikogo bezpośrednio. Byłoby to dla nich zbyt stresujące.

— To urządzenie nie spowoduje bólu, nie wyrządzi krzywdy — podjął Prilicla. — Służy do przeniesienia pacjenta tam, gdzie będzie można udzielić mu pomocy. Właśnie przystępuje do działania…

Cha ujrzała na ekranie, jak pojazd rozkłada dwie szerokie płyty i wsuwa je pod bezwładne ciało chorego.

— Stop! — zawołali równocześnie Prilicla i Khone. Dwa okrzyki zabrzmiały jak jeden. Empata momentalnie wyczuł zaniepokojenie chorego i cały aż się zatrząsł.

— Przepraszam, przyjacielu Khone… — zaczął, ale zaraz przypomniał sobie właściwą formę. — Pacjentowi należą się przeprosiny za sprawioną mu przykrość. Maszyna będzie od teraz jeszcze ostrożniejsza. Jednak czy pacjent, który jest też uzdrawiaczem, mógłby powiedzieć, gdzie mieści się główne ognisko bólu i co może być jego przyczyną?

— Tak i nie — szepnął Khone, który musiał chyba dojść nieco do siebie, gdyż empata już nie drżał. — Ból promieniuje z kanału rodnego. Wystąpiły pewien bezwład i obniżenie czucia w dolnych kończynach. Podobnie, chociaż słabiej, dotknięte bezwładem zostały górne kończyny i tułów. Tętno jest przyspieszone, występują trudności z oddychaniem. Możliwe, że chodzi o poród, który został przerwany, chociaż nie wiadomo, co mogło być tego przyczyną, ponieważ skaner jest już od jakiegoś czasu nieczynny, a pacjent nie ma dość zwinnych palców, aby samemu zmienić baterie.

— Sonda ma własny skaner — powiedział uspokajająco Prilicla. — Wszystko, co wykryje, zostanie przekazane obecnym tu lekarzom. Zdoła również wymienić baterie w drugim skanerze, aby pacjent mógł wesprzeć lekarzy swoim gogleskańskim doświadczeniem.