Выбрать главу

Ich zadaniem było nie tylko zakrycie żądeł, ale i zneutralizowanie trucizny. Nałożone na miejsce miały się przykleić na tyle mocno, aby nie odpaść aż do przybycia Khone’a do Szpitala. Nikt nie wspomniał o tym pacjentowi, ale też nie chciano za bardzo go straszyć — świadomość zarówno niemożności wezwania pomocy, jak i odebrania ostatniej obrony mogłaby się okazać dla niego zbyt przerażająca, a należało oczekiwać, że nie obejdzie się jednak bez fizycznego kontaktu z chorym.

Biorąc pod uwagę jego stan, naprawdę nie można było już z tym zwlekać.

Khone był jednak wystarczająco rozgarnięty i zapewne sam świetnie zdawał sobie ze wszystkiego sprawę, co mogłoby wyjaśniać narastający niepokój, który towarzyszył zakrywaniu kolejnych żądeł. Po unieszkodliwieniu trzeciego zaczął poruszać głową, jakby chciał uniemożliwić dokończenie dzieła. Cha uznała, że musi jak najszybciej coś wymyślić.

— Jak widać dobrze na ekranie skanera i jak podpowiadają odczyty czujników, płód zaklinował się w położeniu bocznym — powiedziała. — Uciska przy tym drogi nerwowe łączące mózg z dolnymi częściami ciała oraz arterie, co może prowadzić do martwicy tych partii. Dodatkowym problemem są skurcze mięśni próbujących daremnie wypchnąć płód, którego tętno jest coraz słabsze. Czy pacjent — uzdrawiacz może zasugerować jakieś rozwiązanie?

Khone nie odpowiedział.

Tylko Prilicla zdawał sobie sprawę, jak wiele uczuć kryje się za chłodną i bezosobową wypowiedzią Cha, która nade wszystko chciała pomóc tej niewiarygodnie dzielnej istocie leżącej bezwładnie tuż obok niej, a jednak tak daleko.

Sommaradvanka doszła do wniosku, że pod pewnymi względami są bardzo podobni. Oboje porwali się na coś, co dla innych przedstawicieli ich gatunków było nazbyt ryzykowne. Ona podjęła się leczenia obcego, Khone zaś zgodził się, aby obcy go leczyli. Jednak z ich dwojga Gogleskanin był na pewno dzielniejszy i więcej ryzykował.

— Takie problemy porodowe to zjawisko częste czy rzadkie? — spytała cicho. — Jak się wówczas postępuje?

— Wcale nierzadkie — odpowiedział ledwie słyszalnie Khone. — Zwykle podaje się wówczas duże dawki środków, które możliwie najłagodniej uśmiercają płód i rodzica.

Cha nie wiedziała, co powiedzieć.

W panującej ciszy tym wyraźniej słyszała pogwizdywanie i syki zagłuszarek oraz dobiegający ze słuchawek głos Naydrad. Siostra narzekała na brak współpracy ze strony pacjenta. Murchison, Danalta i Prilicla poszukiwali gorączkowo jakiegoś rozwiązania, ale żadne ich nie zadowalało.

— Co mam robić? — spytała w końcu zaniepokojona Cha Thrat. — Macie dla mnie jakieś instrukcje?

Nagle ich słowa rozbrzmiały znacznie głośniej. To próbująca nieustannie nakryć ostatnie żądło Naydrad włączyła dodatkowo głośniki sondy. Widać straciła cierpliwość.

Zapanował kompletny chaos.

Prilicla próbował nadal uspokajać wszystkich nieświadomy, że teraz słyszy go nie tylko Cha, ale także Khone. Szalejąca burza emocji, które targały pozostałymi członkami zespołu, nie pozwalała empacie wykryć strachu i zaskoczenia Sommaradvanki.

— Cha, doszło tu do sporu kompetencyjnego, który został jednak rozstrzygnięty na twoją korzyść. Przyjaciel Khone potrzebuje jak najszybciej pomocy. Jego stan pogorszył się na tyle, że trudno myśleć o zabraniu go stamtąd na operację, zatem to ty…

— Przestań! — krzyknęła Cha Thrat. — Zamilknij!

— Nie denerwuj się, Cha — powiedział Prilicla, nie rozumiejąc powagi sytuacji. — Nikt nie kwestionuje twoich umiejętności zawodowych, a patolog Murchison i ja przejrzeliśmy notatki Conwaya i przeprowadzimy cię przez wszystkie etapy interwencji. Gdy tylko zakryte zostanie ostatnie żądło, weźmiesz skalpel numer osiem i poszerzysz kanał rodny nacięciem biegnącym od łona do… Co się dzieje?

Nie musiała mu odpowiadać, gdyż sprawa była oczywista. Przerażony perspektywą interwencji chirurgicznej Khone odruchowo wydał fatalny okrzyk i mimo sparaliżowanych nóg próbował czołgać się w stronę Cha, grożąc jej ostatnim nie zakrytym żądłem, z którego kapały już drobne krople jadu.

Cha rzuciła się na niego i trzema górnymi kończynami złapała u podstawy długie, żółte żądło.

— Przestań! — krzyknęła, zapominając całkiem o zachowaniu bezosobowej formy. — Przestań się szarpać, bo zrobisz krzywdę sobie albo młodemu. Jestem przyjacielem, chcę ci pomóc. Naydrad, nakrywaj! Szybko!

— To przytrzymaj je nieruchomo — warknęła Kelgianka, kołysząc manipulatorem nad głową Khone’a. — Chociaż na chwilę.

Sprawa nie była jednak taka łatwa. Nawykła do precyzyjnych operacji Cha Thrat nie miała w górnych kończynach dość siły, użycie środkowych zaś oznaczałoby ryzyko niemalże zetknięcia jej głowy ż głową pacjenta. Niemniej ledwie dawała już radę utrzymać żądło obolałymi od wysiłku mackami. Wiedziała, że jeśli puści, kolec natychmiast wbije jej się w szczyt głowy.

Reszta zespołu prawdopodobnie zdołałaby ją uratować, ale Khone’a i płód czekałaby zapewne śmierć, a przecież to z ich powodu się tu zjawili. Jak wówczas wyglądałby ich powrót? Czy potrafiliby stanąć przed Conwayem i powiedzieć mu, że pacjent zmarł?

— Mam je! — krzyknęła nagle Naydrad.

Ostatnie żądło zostało unieszkodliwione. Cha mogła się nieco uspokoić. Khone jednak nadal był skrajnie ożywiony. Próbował dosięgnąć jej zakrytymi żądłami i nadal wykrzykiwał wezwanie, które brzmiało łudząco podobnie do jazgotu zagłuszarek.

— Dobrze, że działają — powiedział Wainright. — Ale pospiesz się, bo nie wytrzymają już długo.

Cha zignorowała jego słowa i złapała w garść włosy porastające głowę Gogleskanina.

— Przestań się szarpać — powiedziała błagalnym tonem. — Marnujesz siły. Umrzesz, a dziecko razem z tobą. Uspokój się. Nie jestem wrogiem, jestem twoim przyjacielem.

Wołanie nie ustawało, a Sommaradvanka zachodziła w głowę, jakim cudem tak niewielka istota może robić podobny hałas, ale aktywność fizyczna jakby zmalała. Czy Khone słabł po prostu, czy może zaczynał nad sobą panować? Nagle ujrzała, jak długie, białe wyrostki unoszą się nad pokrywę włosów i wyrastają coraz wyżej. W końcu dotknęły jej głowy. Cha omal nie krzyknęła.

Niełatwo było zostać przyjacielem Khone’a. O wiele trudniej niż jego wrogiem.

Rozdział czternasty

Cha Thrat ogarnął strach, jakiego wcześniej nie znała. Strach przed wszystkim, co nie jest z nią połączone dla walki i obrony. I jeszcze wściekłość, ślepa furia, która przytłumiła lęk. Pojawiły się wspomnienia z bolesnej przeszłości, a wraz z nimi obrazy wszystkich bolesnych chwil, jakie przeżyła na Sommaradvie, Goglesk czy w Szpitalu. Było w nich jednak coś nowego, jak choćby przerażenie wyglądem Prilicli, którego przecież nigdy wcześniej się nie bała, czy smutek po utracie partnera, który był ojcem dziecka Khone’a. Wszelako nie było w tym strachu przed przerośniętą lalką, która próbowała udzielić pacjentowi pomocy.

Mimo bólu, przerażenia i tylu obcych myśli szybko zrozumiała, co się dzieje — Khone połączył się z nią.

Teraz wiedziała, jak to jest być Gogleskaninem. Świat obcego jawił się jako bardzo prosty, wyróżniał on tylko połączonych z nim przyjaciół i wrogów. Miała ochotę zniszczyć wszystko w pomieszczeniu, a potem zburzyć cienkie ściany i pociągnąć Khone’a za sobą, aby pomógł jej w dziele destrukcji. Rozpaczliwie próbowała odzyskać kontrolę nad sobą i opanować napływające z zewnątrz impulsy.