Выбрать главу

— Oczywiście to nie wszystko, co robię — rzekł i wydał odgłos, który u Ziemian oznaczał śmiech. — Jestem tu względnie krótko, wysyłają mnie więc, abym witał nowo przybyłych. Zakładają, że… Ale uwaga. Jest już twój niedawny pacjent.

Dwie istoty o srebrzystym futrze, nazwane przez Danaltę kelgiańskimi siostrami oddziałowymi wwiozły Chianga na autonoszach, mimo że oficer mógł już chodzić samodzielnie i bez przerwy im o tym przypominał. Jego tors okryty był zielonym prześcieradłem i widoczna była tylko głowa. Protestował wciąż głośno podczas przenoszenia na leżankę diagnostyczną, aż w końcu jedna z sióstr powiedziała mu dosadnie, że jest już dorosły i mógłby przestać się wygłupiać.

Zanim skończyła reprymendę, do leżanki podszedł sześcionogi zewnątrzszkieletowy olbrzym o nakrapianym pancerzu. W milczeniu uniósł kleszcze i poczekał, aż siostra spryska je czymś, co zaschło błyskawicznie w cienką, przezroczystą powłokę.

— To starszy lekarz Edanelt — wyjaśnił Danalta. — Jest Melfianinem i należy do typu ELNT, którego przedstawiciele cieszą się świetną reputacją jako chirurdzy…

— Przepraszam za ignorancję — przerwała mu Cha Thrat. — Na razie wiem tylko, że sama należę do typu DCNF, Ziemianie to DBDG, a Melfianie ELNT, i nie pojmuję zasad waszego systemu klasyfikacji.

— Nauczysz się go — mruknął zmiennokształtny. — Na razie jednak obserwuj i bądź gotowa odpowiadać na pytania.

Pytania jednak nie padły. Edanelt nie odezwał się podczas badania, podobnie pielęgniarki i pacjent. Cha domyśliła się przeznaczenia jednego z urządzeń, skanera pozwalającego uzyskać obraz głębokich warstw tkanek, a nawet śledzić działanie narządów. Obraz przekazywany był na duży ekran na galerii wraz z całą masą danych, które chociaż prezentowane również graficznie, były dla Sommaradvanki całkiem niezrozumiałe.

— Tego też z czasem się nauczysz — powiedział Danalta.

Cha Thrat wbiła oczy w ekran. Możliwość prześledzenia wyników własnej interwencji chirurgicznej tak ją zafascynowała, że dopiero po chwili doszło do niej, że myśli głośno. Odwróciła głowę akurat na czas, aby ujrzeć kolejne niesamowite stworzenie wkraczające do pomieszczenia.

— To właśnie jest Prilicla — oznajmił zmiennokształtny.

Był to olbrzymi, zdolny do lotu owad, niewielki jednak w zestawieniu z resztą stworzeń obecnych w sali. Z rurowatego, okrytego zewnętrznym kośćcem ciała wystawało sześć cienkich jak ołówki nóg oraz cztery jeszcze delikatniejsze manipulatory. Miał też cztery pary cienkich, przezroczystych skrzydeł, które zaraz rozwinął i podleciał powoli, by zawisnąć nad modułem diagnostycznym. Nagle obrócił się w powietrzu, przylgnął nogami do sufitu i skręciwszy szypułki oczu, spojrzał na pacjenta.

Z jakiegoś miejsca na jego ciele wydobyła się seria melodyjnych treli, które autotranslator przełożył jako zdanie: „Przyjacielu Chiang, wyglądasz, jakbyś był na wojnie”.

— Nie jesteśmy barbarzyńcami! — zaprotestowała Cha Thrat ze złością. — Od ośmiu pokoleń nie było u nas wojny…

Zamilkła nagle, gdy nogi i złożone częściowo skrzydła Prilicli zadrżały spazmatycznie. Można by sądzić, że owionął go jakiś tajemniczy wicher. Wszyscy w sali spojrzeli na empatę, a potem na galerię. Dokładniej zaś na Cha.

— Prilicla jest prawdziwym empatą — powiedział ostro Danalta. — Wyczuwa twoją złość. Proszę, kontroluj swoje emocje!

Nie było to łatwe, szczególnie że w grę wchodziła nie tylko złość wywołana niesłusznym posądzeniem Sommaradvan, ale też skrajne zdumienie, że podobny kontakt emocjonalny w ogóle jest możliwy. Owszem, nieraz już musiała skrywać swoje prawdziwe odczucia przed przełożonymi i pacjentami, ale kontrola emocji była dla niej czymś nowym. Z wielkim wysiłkiem zdołała jednak jakoś się uspokoić.

— Dziękuję, nowa przyjaciółko — zaćwierkał do niej empata. Przestał już się trząść i ponownie skupił uwagę na pacjencie.

— Marnuję tylko wasz cenny czas — powiedział Chiang. — Naprawdę, czuję się świetnie.

Prilicla odczepił się od sufitu i zawisł przy pacjencie tuż obok miejsca, w którym widniała blizna po obrażeniach. Dotknął jej lekkimi jak pióra manipulatorami.

— Wiem, jak się czujesz, przyjacielu Chiang. Ale nie marnujesz naszego czasu. Chyba nie chcesz odebrać nam szansy na pogłębienie znajomości ludzkiej medycyny? Nawet jeśli badany człowiek jest idealnie zdrowy?

— Jasne, że nie — mruknął Chiang i zaśmiał się cicho. — Ale gdybyście zobaczyli mnie zaraz po wypadku, widok byłby znacznie ciekawszy.

Empata wrócił na sufit.

— I co o tym sądzisz, przyjacielu Edanelt?

— Sam inaczej przeprowadziłbym tę operację — odparł Melfianin. — Ale wszystko jest jak należy.

— Przyjacielu Edanelt — odezwał się znowu Prilicla, zerkając w kierunku galerii — wszyscy prócz najnowszego członka zespołu wiemy, że dla ciebie takie określenie oznacza pracę, którą nasz kolega Conway nazwałby godną stawiania za przykład. Dowiedziałbym się chętnie czegoś więcej o zabiegach przedoperacyjnych i postępowaniu pooperacyjnym.

— Też o tym pomyślałem — powiedział Melfianin. Zastukał szybko wszystkimi sześcioma nogami, obrócił się i spojrzał na galerię. — Prosimy do nas.

Cha Thrat wydobyła się z dziwnego krzesła i czym prędzej ruszyła na dół w ślad za Danaltą. Podeszła do grupki zebranej wkoło modułu diagnostycznego. Wiedziała, że teraz sama przejdzie jeszcze bardziej skrupulatne badanie, które zdecyduje o jej przydatności zawodowej do odbycia praktyki w Szpitalu.

Musiała przejąć się tym bardziej, niż sądziła, gdyż empata znowu zadrżał. Bliskość Cinrussańczyka rozpraszała ją, a nawet napełniała lękiem. Na jej planecie wielkie owady omijano z daleka, gdyż posiadały żądła ze śmiertelnie groźnym jadem. Instynkt nakazywał jej więc ucieczkę, szczególnie że sama nienawidziła owadów i unikała ich jak mogła. Teraz jednak nie miała wyboru.

Z drugiej strony musiała przyznać, że kruche i symetryczne ciało obcego jest na swój sposób piękne, jego pancerz zaś odbija i rozszczepia światło gamą miłych dla oka kolorów. Głowa była jajowata i wydawało się, że wystające z niej zakończenia narządów zmysłów odpadną przy pierwszym gwałtownym poruszeniu istoty. Jednak największe wrażenie robiła przezroczysta, lekko mieniąca się pajęczyna rozciągniętych na cieniutkim szkielecie skrzydeł. Cha nie widziała jeszcze chyba równie urodziwego stworzenia i było to szczere odczucie, gdyż Prilicla się uspokoił.

— Raz jeszcze dziękuję, Cha Thrat — powiedział empata. — Szybko się uczysz. I nie obawiaj się. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i życzymy ci powodzenia.

Edanelt znowu zastukał nogami o podłogę, co wyrażać miało zapewne zniecierpliwienie.

— Proszę przedstawić nam pacjenta, pani doktor — rzekł.

Chwilę spoglądała na różowe, nieforemne ciało Ziemianina, które wskutek wypadku tak dobrze poznała. Pamiętała moment, gdy ujrzała je pierwszy raz: było wtedy zakrwawione i poznaczone głębokimi ranami, tu i ówdzie zaś wystawały białe kości. Krytyczny stan nakazywał pilne zastosowanie leków przeciwbólowych, aby umożliwić rannemu spokojną śmierć. Do teraz nie pojmowała, dlaczego nie dała mu wtedy odejść. Spojrzała na Cinrussańczyka.

Prilicla nie odezwał się, ale poczuła płynące od niego zachętę i życzliwość. Wzięła to wprawdzie raczej za autosugestię niż rzeczywisty przekaz, lecz i tak się uspokoiła.

— Pacjent był jedną z trzech istot obecnych na pokładzie samolotu, który wpadł do górskiego jeziora — zaczęła. — Sommaradvański pilot i drugi Ziemianin też zostali wydobyci z wraku jeszcze przed jego zatonięciem, ale niestety obaj już nie żyli. Gdy pacjent został dostarczony na brzeg, trafił pod opiekę lekarza, ten jednak nie miał wystarczających kwalifikacji do podjęcia leczenia. Wiedział wszakże, że spędzam urlop w tamtej okolicy, posłał więc po mnie. Pacjent odniósł wiele ran, głównie ciętych i szarpanych, kończyn oraz tułowia. Wszystkie spowodowane były gwałtownym zderzeniem z metalowymi elementami samolotu. Cały czas tracił krew. Różnice wyglądu kończyn z prawej i z lewej strony ciała wskazywały na liczne złamania, przy czym jedno z nich, lewej nogi, było otwarte. Nie znalazłam śladów krwi w drogach oddechowych ani ustach, przyjęłam więc, że zapewne brak poważniejszych obrażeń wewnętrznych, szczególnie płuc albo w obrębie jamy brzusznej. Musiałam oczywiście zastanowić się głęboko nad sytuacją, zanim zgodziłam się wziąć ten przypadek.