— Nasze gatunki są dość podobne — stwierdziła. — Poza tym istoty płci żeńskiej zawsze potrafią w takich chwilach kierować się instynktem.
Murchison pokręciła z powątpiewaniem głową.
— Widać twoje instynkty są silniejsze i bardziej komunikatywne niż moje.
— Przyjaciółko Murchison — wtrącił się Prilicla. Jego głos brzmiał dziwnie wyraźnie, ale ze wszystkich zagłuszarek działały już tylko dwie. — Jeśli pozwolisz, o instynktach podyskutujemy innym razem. Przyjaciółko Naydrad, załóż z powrotem owiewkę noszy, włącz ogrzewanie na trójkę i podaj do wnętrza tlen. Obserwuj, czy nie ma objawów opóźnionego wstrząsu. Stan emocjonalny sugeruje pełne otępienie, ale jest stabilny. Pacjentowi nic w tej chwili nie grozi, krążenie wróciło do normy, lecz wszyscy odetchniemy dopiero wtedy, gdy Khone znajdzie się w pokładowym module intensywnej opieki. Pospieszcie się. Wszyscy oprócz Cha. Z tobą chciałbym porozmawiać na osobności.
Naydrad odprowadziła nosze wspomagana przez Danaltę i Wainrighta. Murchison została z tyłu. Wyraz jej okrytej rumieńcem twarzy był obecnie dla Cha Thrat całkiem czytelny.
— Nie bądź dla niej za surowy, Prilicla — powiedziała patolog. — Myślę, że zrobiła kawał dobrej roboty, nawet jeśli chwilami zapominała, kto tu jest przełożonym. Chcę przez to powiedzieć, że wraz z przeniesieniem Cha do działu utrzymania pion medyczny naprawdę sporo stracił.
Zaraz potem Murchison odwróciła się raptownie i podążyła za noszami. Cha spoglądała na to z trzech punktów widzenia i miotały nią nader różne uczucia. Dla niej Murchison była po prostu samicą DBDG, istotą niewielką i mało atrakcyjną. Z gogleskańskiej perspektywy jawiła się jako kolejny potwór, przyjazny wprawdzie, ale i tak przerażający. Za to z ziemskiego punktu widzenia…. Tutaj Murchison była znaną od wielu lat, wysoce inteligentną kobietą, która w swej specjalności ustępowała jedynie Thornnastorowi. Kimś życzliwym, miłym, uczciwym, pięknym i atrakcyjnym seksualnie. Niektóre z tych cech już zademonstrowała, niemniej pociąg fizyczny, który owładnął nagle Cha Thrat, był czymś tak dziwnym i obcym, że w połączeniu z nader intymnymi wspomnieniami omal nie skłonił gogleskańskiej części jej osobowości do wezwania pomocy.
Murchison była kobietą, podobnie jak Cha, nie było więc między nimi miejsca na takie zauroczenia, szczególnie wobec zasadniczych różnic gatunkowych. Próba podążenia w tym kierunku niechybnie musiałaby doprowadzić do szaleństwa. Sommaradvanka przypomniała sobie rozmowę o taśmach edukacyjnych i doświadczenia towarzyszące przyjmowaniu zapisów Kelgian, Tralthańczyków czy Melfian.
Chociaż… to nie były jej wspomnienia. Ona jest i pozostanie tą samą Cha Thrat. Gogleskanin i Ziemianin, którzy zajmowali część jej umysłu, byli tylko gośćmi, chociaż jeden z nich okazał się kłopotliwy, przynajmniej jeśli chodziło o myśli związane z Murchison. Nie mogła jednak pozwolić, aby zmąciło to jej odczucia. Trudno było w ogóle dopuszczać inną możliwość.
Gdy budząca osobliwy niepokój patolog zniknęła w oddali, Cha poczuła się znacznie lepiej.
— Przypuszczam, że nadeszła pora na natarcie uszu niesubordynowanemu technikowi — odezwała się do Prilicli.
Empata przysiadł na daszku nad wejściem do domu Khone’a, tak więc ich oczy były teraz na jednym poziomie.
— Doskonale panujesz nad swoimi emocjami, Cha. Gratuluję. Jednak się mylisz. Po prostu coś zauważyłem. Sposób, w jaki zaczęłaś używać idiomów z języka ludzi oraz w jaki poradziłaś sobie podczas operacji, pozwala mi przypuszczać, co się z tobą stało. W tej chwili tylko głośno myślę, rozumiesz. Nie masz obowiązku niczego komentować. Po prawdzie, nawet nie powinnaś tego robić. Jeśli o mnie chodzi, wolę żyć w nieświadomości.
Empata bez wątpienia wszystko wiedział, o domysłach zaś napomykał tylko z uprzejmości. Był praktycznie pewien, że Cha wymieniła się umysłem z Khone’em i że z tego właśnie wynikały jej trafne decyzje podczas operacji. Na dodatek wiedział także, z kim wcześniej Khone miał równie bliski kontakt, a tym samym nie mógł czuć się urażony autorytatywnym zachowaniem Cha. Koniec końców Diagnostyk znaczył więcej niż starszy lekarz, nawet jeśli znajdował się akurat w umyśle podwładnego. Gdyby inni członkowie zespołu znali prawdę, podeszliby do sprawy podobnie.
Ale na razie nie mogli jej poznać. Sprawa musiała poczekać do chwili, gdy Cha znajdzie się znowu bezpiecznie w tunelach Szpitala.
— Z obecnej emanacji emocjonalnej wnoszę, że naszły cię mocno konfundujące myśli o podtekście seksualnym — powiedział Prilicla. — Zastanów się jednak, co poczułaby Murchison, gdyby wiedziała, że ty patrzysz na nią tak samo jak jej partner. Gdyby jeszcze inni się domyślili, ich odczucia byłyby dla mnie nader przykre, jeśli nie bolesne.
— Rozumiem — odparła Cha.
— Patolog Murchison jest naprawdę inteligentną osobą i z czasem sama pojmie, co się stało, albo dowie się tego od Khone’a. Dlatego też przy pierwszej okazji postaram się wyjaśnić naszemu przyjacielowi złożoność i delikatność zaistniałej sytuacji i poprosić go o milczenie w tej sprawie. Poza tym nasz przyjaciel Khone ma teraz w głowie również twoje myśli i wspomnienia, Cha Thrat.
Przez chwilę Sommaradvanka nie mogła wykrztusić ani słowa. Umysł uzdrawiacza zdominował jej myśli falą strachu, ciekawości i rodzicielskiej troski.
— Czy Khone odzyska sprawność umysłu? Będzie mógł mówić? — spytała.
— Mam wrażenie, że zarówno on, jak i jego potomek dojdą w pełni do siebie — rzekł Prilicla, potrząsając rozwijanymi już do lotu skrzydłami. — Na razie jednak, jeśli nie skończymy zaraz tej rozmowy, pozostali zaczną się zastanawiać, co my tu robimy, i dojdą do wniosku, że garbuję ci skórę.
Sam pomysł, że Prilicla mógłby komuś wyrządzić krzywdę, był na tyle kuriozalny, iż wszystkie trzy osobowości uznały go za zabawny. Cha roześmiała się głośno. Owiewana podmuchem skrzydeł empaty ruszyła ku reszcie grupy.
— Niemniej rozumiesz, przyjaciółko Cha, że O’Marze będziemy musieli o tym powiedzieć — dodał Prilicla z drżeniem. Wiedział, że ta informacja nie sprawi jej radości.
Rozdział piętnasty
Do chwili, w której przeniesiono ich do specjalnego pomieszczenia na Rhabwarze, obaj pacjenci odzyskali już przytomność i zaczęli głośno posykiwać. Dźwięki wydawane przez juniora nie poddawały się tłumaczeniu, to zaś, co mówił Khone, wahało się od wyrazów wdzięczności po ciągłe zapewnienia, że czuje się naprawdę dobrze. Jego słowa znajdowały potwierdzenie w odczytach czujników, co więcej, podobnego zdania był też Prilicla. Oddzielony od potwornych istot przezroczystą ścianą Khone był już na tyle w formie, że z chęcią rozmawiał z każdym, kto tylko się zjawił.
W grupie tej byli również członkowie personelu pokładowego, którzy za zgodą kapitana Fletchera zostawiali na chwilę stanowiska na mostku czy w maszynowni, aby pogratulować pacjentowi i wypowiedzieć kilka oczywistych kłamstw na temat tego, jak bardzo junior podobny jest do rodzica. Był to potomek płci męskiej o nieco wyższej niż przeciętna masie ciała. Mimo sugestii Prilicli, że Gogleskanin potrzebuje teraz przede wszystkim odpoczynku, w izolatce zapanowała atmosfera bliska wrzawie przyjęcia urodzinowego.
Wszystko jednak zmieniło się wraz z przybyciem kapitana Fletchera, który wypytał skrótowo Khone’a o zdrowie, a potem zwrócił się do Prilicli.
— Trzeba podjąć pewną decyzję — powiedział. — A dokładniej, to wy musicie ją podjąć. Kilka minut temu otrzymaliśmy ze Szpitala wiadomość o wykryciu w tym sektorze sygnału boi alarmowej. Statek, który uległ awarii, znajduje się pięć godzin lotu nadprzestrzennego od nas. Wszystko wskazuje na to, że chodzi o boję innego typu niż używany powszechnie w obrębie Federacji, możliwe zatem, że ofiarami są istoty nie znanego nam dotąd gatunku. To dodatkowo utrudnia ocenę długości akcji ratunkowej, wątpię jednak, aby potrwała ona tylko kilka godzin. Stawiałbym raczej na parę dni. Stąd moje pytanie: Czy pacjenci wymagają szybkiej hospitalizacji? Czy powinniśmy odstawić ich do Szpitala już teraz, a potem ruszyć z misją ratunkową, czy też mogą lecieć z nami?